sobota, 17 sierpnia 2013

Rozdział 35

.Opadłam bezradnie na poduszki i wypuściłam z siebie powietrze. Kłótnia z Harrym nie przyniosła mi jakiejś szczególnej satysfakcji.
- Czemu według ciebie nie mogę jechać do cioci?- jakimś cudem jeszcze to ciągnęłam.
- Bo znowu jakiś przypał zrobi ci krzywdę, znowu zaczniesz się ciąć i znowu będę ci musiał wpajać, że to nie twoja wina!- dobrze, że byliśmy sami w domu, bo inaczej byłby kwas.
 A ja jeszcze przez tą dietę byłam kompletnie wykończona. Ale mimo wszystko rezultaty już były.
- Wcale nie!- jęknęłam jak małe dziecko.
- Wcale że tak!- położył się koło mnie.
- Jak jesteś taki nadopiekuńczy, to jedź ze mną! Przecież ci mówiłam!- spojrzałam na niego z wyrzutem.
- A ja ci mówiłem, że nie mogę bo mam trzy koncerty i gdybyś została to bym cię ze sobą zabrał!- pochylił się nade mną i pocałował mnie tak jakby na zgodę.
- A ja ci znowu mówię, że tak czy siak jadę co cioci, a poza tym co niby miałabym robić na tych koncertach?- pogłaskałam go po policzku, ale nadal się z nim kłóciłam.
- Uch, jesteś taka uparta! W zamian mogłabyś zabrać swoje przyjaciółki- ostatnie zdanie powiedział z taką rezygnacją, że się zaśmiałam.
- Nic z tego, i tak tam pojadę- cmoknęłam go w otwarte usta ze zniewagi usta i zrzuciłam go z siebie.- Chcesz herbatę?
                                                                         ***
- Żyję, Harry, naprawdę!- słońce przyjemnie grzało mnie w plecy, a polna droga była jakby wymalowana.
- Coś ci nie wierzę- wymruczał do słuchawki rozgrymaszony.
- Haz, bo nie będę do ciebie dzwonić przez ten cały tydzień!
- A wiesz co?- nagle zmienił ton głosu na uradowany.- Te koncert mam od jutra wszystkie pod rząd! Czyli mogę do ciebie przyjechać w czwartek!
- To świetnie skarbie, zabierz ze sobą chłopaków- naprawdę się ucieszyłam, że mój chłopak może przyjechać. Opcję jego przyjaciół dałam z lekkim odepchnięciem.
- Jasne, pewnie- usłyszałam jak po drugiej stronie słuchawki ktoś woła Harry'ego.- Kochanie, muszę kończyć. Zadzwonię do ciebie za piętnaście minut, dobrze?
 Nawet nie zdążyłam powiedzieć, żeby nie zawracał sobie głowy. Wzruszyłam ramionami, schowałam telefon do kieszeni spódniczki i poszłam dalej przed siebie. Byłam na spacerze z kuzynką i siostrami, dziewczynki były w jednym wieku i bardzo dobrze się dogadywały. Dzięki temu ja mogłam sobie spokojnie rozmawiać, kiedy one szły przede mną. Harry zaczynał mnie denerwować, ale też cieszyłam się że ktoś tak się mną interesuje.
- No to co dziewczyny, wracamy?- zawołałam głośno.
- Dobra, gonisz!- i skręciły w stronę domu. Chcąc nie chcąc, musiałam za nimi nadążyć. W trakcie biegu do domu zaczęłam się zastanawiać, czy Haz nie miał przypadkiem racji mówiąc, że jeśli ktoś mnie zrani lub skrzywdzi, ja zaraz biorę winę na siebie. Jednakże rozmyślania zostały przerwane przez intensywne sapanie z mojej strony, bez treningów przez trzy tygodnie jednak robi swoje... Czerwona dobiegłam trzy tysiące lat za dziewczynkami, gdy tylko dopadłam krzesło w kuchni, opadłam na nie i zaczęłam łapać łapczywie oddech.
- Ktoś tu się chyba zmęczył- ciocia weszła do pomieszczenia i nalała mi szklankę wody.
Kiedy to robiła, zaczęłam sobie myśleć że w sumie to mam bardzo dużo cioć. Ta była zupełnym przeciwieństwem cioci z zeszłego tygodnia i dodatkowo nie była zupełnie moją rodziną, tylko tak ją nazywałam jak byłam mała. Łatwiej mi było.
Ta ciocia była obszerniej zbudowaną kobietą, zawsze się uśmiechała i wszystkich kochała.
- Ciociu, Harry wpadnie z chłopakami w czwartek do końca tygodnia, okej?- wysapałam, gdy już wypiłam wodę.
- Pewnie, a ile ich będzie?
- Pięciu łącznie- zamknęłam oczy i zaczęłam przeklinać w duchu małe.
- No to w takim razie obawiam się, że będą zmuszeni spać w ogrodzie-uśmiechnęła się.- Jak chcesz, mogą rozbić namiot pod twoim oknem. Przynajmniej nie będziesz do nich latać co pięć minut.
- Wcale, że nie!- zaprzeczyłam, potwierdzając przypuszczenia cioci.
 Ciocia Michelle się zaśmiała i pogłaskała mnie po głowie.
- Podejrzewam, że z utęsknieniem będziesz oczekiwała na kolegów. Chodzisz z Harrym, prawda?- ciocia przekrzywiła głowę.
- Tak, a co?- spojrzałam na nią ze zmarszczonymi brwiami.
- Sypiacie już ze sobą?- wytrzeszczyłam oczy.
- Czemu wszyscy tylko o to pytają?! Nie ma innych tematów?!- gestykulowałam w powietrzu.- Tak, robimy to i co?!
- Nic, kochanie, po prostu się pytam- śmiech cioci nie wiadomo czemu mnie strasznie rozdrażnił.
                                                                              ***
 Piąta rano. Dokładnie o piątej nad ranem obudził mnie krzyk Steph, miałam wielką ochotę ją udusić. Jednak świadomość tego, że najpierw trzeba wstać, ruszyć się z wygodnego i ciepłego łóżka tylko po to, żeby pójść do strefy kucyków i serduszek, odebrała mi chęci. Zdecydowałam, że ja też krzyknę i dowiem się o co chodzi.
- Co się stało?- mój rozniósł się echem po piętrze.
- Bo już za parę dni są nasze urodziny!- do wrzasków dołączyła się Meg.- A ja jestem starsza!
- Tylko o pięć minut i co z tego?!- Stephy zmieniła głos na wkurzony.
- Cicho, ja chcę spać!- usłyszałam Ruby.
 Westchnęłam ciężko i stoczyłam się z łóżka. Praktycznie z zamkniętymi oczami poszłam do strefy X, zrobiłam to z wielkim żalem.
- Stephanie, Megan, spać!- nakazałam im ziewając.
- No to chyba ty, my idziemy na dwór!- z prędkością światła (jak dla mnie) wybiegły z pokoju, a ja w żółwim tempie za nimi.
                                                                             ***
- Melly, przyjdą dziś do nad goście na herbatkę- ciocia Michelle weszła do domu i postawiła mi jeszcze jeden talerz do zmywania.
- Och, a kto wpadnie?- udawałam zainteresowaną, ale moje myśli krążyły gdzieś koło Harry'ego.
- Pamiętasz państwa Willson? Mają syna w twoim wieku, on też przyjdzie- nagle moje marzenia zostały przerwane. Zmrużyłam z wściekłością oczy. Travis.
- Wiem, że za nim nie przepadałaś, gdy byłaś młodsza, ale teraz jesteście starsi i mądrzejsi- ciocia pocieszyła mnie, a ja zaczęłam sobie przypominać wszystkie wredne rzeczy, które mi ten obrzydliwy chłopak zrobił.
 Pryszczaty, wygadany, zawsze w otoczeniu swoich obleśnych kolegów. Dokuczał mi w najróżniejsze sposoby, a ja nie chciałam się skarżyć ponieważ byłam dobrze wychowana. Jednak uraza została, wakacje kiedy celowo zniszczył moją cudowną, białą sukienkę były najgorszymi w moim życiu.
 Napakowana emocjami, stałam oparta o framugę przy drzwiach salonu i czekałam, aż moja ukochana rodzina Willsonów przyjdzie się przywitać. Z tego całego stresu dostałam tiku nerwowego i nie mogłam opanować niespodziewanych ruchów twarzy, szczególnie oka. Byłam tak zdenerwowana, że nawet nie usłyszałam dźwięku dzwonka. Dopiero gdy ciocia podeszła do drzwi, zakumałam o co chodzi.
- Wejdźcie, proszę- słodki głos cioci Michy jeszcze bardziej wyprowadził mnie z równowagi.
- Ach Michelle! Dawno się nie widziałyśmy!- no i ten nosowy głos jego matki. Zawsze mnie wkurwiał do n-tej potęgi.
- Faktycznie, chodźcie, zapraszam do salonu- w tym momencie zdałam sobie sprawę w jakim miejscu zaparkowałam. W popłochu próbowałam znaleźć jakąś sensowną drogę ucieczki oprócz okna, ale nie było nic poza korytarzem, którym szli "goście". W ostatniej chwili usiadłam na bardzo wąskim fotelu dla jednej osoby i kiedy pani Willson zaczęła na głos podziwiać jeden z obrazów, napisałam ekspresowego sms-a do Cher, żeby zadzwoniła do mnie za piętnaście minut.
 W tym momencie do salonu wszedł opasły pan Willson, za nim jego anorektyczna żona i... kto to do cholery był?! Jasne blond włosy ułożone niedbale, rozpięta koszula w kratę, pokazująca umięśniony tors i hipnotyzująco niebieskie oczy. Czy to był Travis?
- Cześć- odezwał się do mnie zniewalająco pociągającym głosem.
- Hej- nie straciłam fasonu i dalej się na niego boczyłam.
- Melody, zmieniłaś się bardzo- zlustrował moje ciało bardzo dokładnie.
- Ty również- pryszcze zniknęły, pogięty dres także Pojawiła się za to strasznie przystojna twarz i idealne ciało.
 Piętnaście minut później nie odebrałam telefonu.
-------------------------------------------------------------------------------------------
Woooooooooooooooooooooow!!!!!!!!!!!!!! Postaraliście się z tymi komentarzami!!!! Jestem z Was dumna! Mam nadzieję, że pod tym rozdziałem będzie równie dużo, a może i więcej ;) No i mam do Was poważne pytanie: #klik ? nom i muszą być pod tym postem co najmniej trzy komentarze!

5 komentarzy: