czwartek, 8 sierpnia 2013

Rozdział 27

- Tak Harry, żyję- przewróciłam oczami.- Nie musisz tego sprawdzać systematycznie co pięć minut.
- Wiem, ale mam taką potrzebę- mruknął.
- Założę się, że chłopaki szału z tobą dostają- podniosłam kartonowe pudło i postawiłam je na jednej z najwyższych półek.
- Mogą sobie dostawać co im się podoba, a ja i tak będę robił to samo.
 Usłyszałam moje imię krzyczane przez ciocię.
- Muszę kończyć- cmoknęłam w powietrze.- Pa!
- Czekaj!- nacisnęłam czerwoną słuchawkę.
 Powoli, bardzo powoli nadopiekuńczość mojego chłopaka zaczynała działać mi na nerwy. Wchodząc po schodach zastanawiałam się, dlaczego właściwie mu się tak zrobiło? Przed odlotem do Polski o mało szału nie dostał, wszędzie były fanki i nic nie mógł zrobić. Dzięki Hazowi ochrony było więcej niż na koncertach.
 Weszłam na górę i przypomniałam sobie, jak błagał mnie żeby mógł lecieć ze mną.
- Rozłąka wzmacnia uczucie- powiedziałam wtedy i pogłaskałam go po policzku.
 On spuścił smutno oczy i przytulił mnie mocno. Teraz szłam koło bilardowego, ustawionego ni z gruszki ni z pietruszki na środku przejścia i patrzyłam na ciocię stojącą w wejściu, podpierającą się pod boki.
- No dobra, za godzinę zaczną przyjeżdżać pierwsi obozowicze- zawiesiła głos.- I z tej okazji mamy spotkanie w willi.
 Obróciła się na pięcie, wyszła i zobaczyłam tylko jak maleje, schodząc ze schodów. Wzruszyłam ramionami i poszłam za nią. Willa, hmm..., pomyślałam. "Willą" nazywaliśmy wszyscy drewniany, lekko podupadający domek, w którym pomieszkiwał jeszcze Chopin. Był tam sklepik, plazma i pokój kierownika. Ogólnie stał przed terenem, gdzie rozsiane były domki uczestników turnusu. Słowo "rozsiane" zostało nieprzypadkowo użyte: były dosłownie wszędzie. Nie były rozmieszczone regularnie, jeśli nie znało się rozkładu tzw. "zestawów" ciężko było trafić. Z kolei zestaw to był jeden domek, w którym mieściło się pięć pokoi. Na szczęście byłam zorientowana, jeździłam do Zakościela co roku!
 Kiedy doszłam do willi, wszyscy już byli. Zrobiłam wielkie wejście.
- No to tak- zaczęła ciocia.- Wyznaczeni liderzy dziewcząt, proszę podejść i wylosować grupę.
Podeszłam razem z kilkoma innymi liderkami do stołu, na którym leżały pomieszane koperty. Wyciągnęłam rękę po jedną z nich i wróciłam na swoje miejsce.
- Otwórzcie proszę.
 Z lekkim drżeniem dłoni, rozkleiłam papierowe opakowanie i wyjęłam kartkę. Ciocia pytała każdą dziewczynę z uśmiechem, a w końcu spojrzała także i na mnie.
- Grupa od jedenastu do trzynastu lat- przerażenie wybałuszyło mi oczy na wierzch.
- No to dobrze, lepiej się będziecie dogadywały- kobieta uśmiechnęła się do mnie i zaczęła prosić opiekunów chłopców.
                                                                        ***
 Wieczór, gwiazdy lśniły, a Księżyc raził swym blaskiem. Było już ciemno i właśnie zbliżałam się do pierwszego pokoju. Zapukałam i weszłam do środka, wszystkie śmiechy i żarty natychmiast umilkły.
- Cze-eść- wydukałam.- Mogę wejść?
- Jasne, pewnie!- drobna blondynka siedząca na łóżku piętrowym obdarzyła mnie uśmiechem.
 Weszłam z niepewnym uśmiechem przylepionym do twarzy. Usiadłam na łóżku przy ścianie i wyprostowałam kartkę, którą kurczowo miętosiłam w ręce.
- Dobrze, no to muszę teraz zebrać wasze dane osobowe, okej?
- Ehem, chwilkaaaa- dziewczynka siedząca na posłaniu pod uśmiechniętą blondynką czytała coś zawzięcie.
- No to ja zacznę, a ty skończ czytać- odwróciłam się do rudowłosej, która usiadła koło mnie.- Możesz zacząć?
- Anita Gąsołek- uśmiechnęła się do mnie szeroko.
 Kurna chata, tak dawno nie pisałam po polsku, że...
- Jak?
 I tak mniej więcej minął mi cały wieczór, najpierw spisałam sobie wszystkie jedenastolatki, potem dwunasto- i następnie trzynastolatki. Zajęło mi to sporo czasu, ale przynajmniej przypomniałam sobie jak się pisze. Potem poszłam jeszcze raz do willi na spotkanie liderów i wróciłam do pierwszego pokoju oraz zaczęłam się przygotowywać do snu. Pokoje były podzielone na dwie części: pięcioosobowe i dwuosobowe. Ja byłam sama w dwójce, ale następnego dnia miałam dostać lokatorkę, która przyjedzie później.
 Pierwsze co zrobiłam po umyciu i przebraniu się to telefon do Harry'ego. Nie minął nawet jeden sygnał, kiedy go usłyszałam.
- Czemu tak długo się nie odzywałaś?!- jego głos brzmiał, jakbym nie dawała znaku życia co najmniej trzydzieści lat.
- Miałam dużo zajęć- ziewnęłam.
- Jasne, ja tu z przerażenia umierałem!- poskarżył się.
- Aha, przepraszam cię, ale jestem potwornie zmęczona, możemy pogadać jutro?
- Jak to zmęczona, przecież dopiero dwudziesta!
- Inna strefa czasowa...- mruknęłam.
- Aaa, no to dobranoc kiciu. Która jest u ciebie godzina?
- Trzecia nad ranem.
- O jeny, kocham cię, dobranoc, pa pa!- potem się rozłączył, a ja już spałam.

4 komentarze: