wtorek, 12 listopada 2013

Rozdział 60

Ten rozdział dedykuję Ewelinie Olchawie, która jako jedyna zawsze wszystko komentuje ;*
-------------------------------------------------------------------------------------------------

 Siedziałam na podłodze i bezradnie wpatrywałam w stertę papierów leżących przede mną. Zmusiłam się, żeby podnieść jeden z nich i na niego spojrzeć. W nagłówku nasmolone było wielkimi literami "KOLORY". Nie wiedzieć czemu, napis był czarny. Miałam Dzień Dziwnych Uwag i mój narzeczony boleśnie to odczuł. Przez cały dzień rzucałam kąśliwe słowa, jedynie do Darcy gadałam jakbym połknęła pięć kubłów miodu. Byłam słodka jak nie wiem co, ponad wszelką miarę starałam się ją uszczęśliwić. Ale odbijało się to na moim związku. Harry tak się wkurzył, że postanowił wyjść do studia. Nie powiem, zraniło mnie to, ale wiedziałam że ja też w pewnej mierze zawiniłam. Nie tylko mój popaprany mózg i instynkt. 
 Przesunęłam wzrokiem po pierwszych linijkach tekstu i skrzywiłam się. Die ma być ubrana na różowo? A to niby dlaczego? Dlaczego moje dziecko ma wyglądać jak landrynka? Nie wystarczę im ja? To chore. Walnęłam papier z powrotem na podłogę i opadłam na podłogę. Czy ten cały ślub musi być taki dziwny? Czemu po prostu nie pojedziemy do Vegas i nie załatwimy całej sprawy szybko? A, już pamiętam. Media.. Modest... Simon Cowell... Kto go do diabła zaprosił na nasz ślub?! Harry?! Bo na pewno nie ja! Uch, walić to.
 Podniosłam się z podłogi, otrzepałam z niewidzialnego kurzu i powlokłam się do kuchni. Ostatnio byłam dziwnie osowiała, na przemian krzyczałam i się uśmiechałam. Ciekawe skąd ta huśtawka nastrojów... Obym tylko znowu nie była w ciąży... Kiedy przed oczami zamajaczył mi obraz kuchni, zadzwonił telefon. Na górze. Wrzasnęłam niekontrolowanie i puściłam się sprintem po schodach. Dobiegłam akurat, żeby odebrać.
- Tak?- mój głos zabrzmiał trochę bardziej agresywnie, niż to sobie zaplanowałam. W momencie, gdy usłyszałam mówiącego, zdałam sobie sprawę, że nie zerknęłam kto dzwoni.
- Otworzysz mi drzwi? Nie chce mi się czekać w nieskończoność- denerwujący i uspokajający: Jak to możliwe?
 Zbiegłam na dół i wpuściłam Collina do środka. Zauważyłam, że na dworze jest przyjemnie ciepło. 
- No elo, mała- odcisnął swoje usta na moim policzku i z uśmiechem na ustach powędrował w stronę kuchni.- Zrobisz mi obiad? Matka i ojciec znowu gdzieś wybyli, a ja nie mam ochoty na żarcie ze śmieci.
 Przewróciłam oczami, a kąciki moich ust powędrowały wysoko w górę. Ruszyłam do mojego bajkowego królestwa garnków i patelni, żeby zaspokoić głód brata. Musiał wracać z treningu, bo normalnie poczekałby na starych, albo sam sobie coś przygotował. Gdy zaczęłam szukać składników na chińszczyznę, Col już siedział na stole i popijał colę. No zajebiście, jak zwykle zwalił wszystko na mnie! Ale nie powiem, za bardzo mi to nie przeszkadzało. 
- A jak tam w domu?- rzuciłam, stawiając potrzebne rzeczy na blacie i wyjmując makaron z szafki. 
- Normalka, tylko ojciec coś tam zaczyna smęcić o tobie, że sobie życia nigdy nie ułożysz, że bardzo fatalnie wpadłaś, że w ogóle nie masz wglądu w przyszłość... Takie tam gówna- błysnął swoim powalającym uśmiechem i wychlał resztę zawartości kubka. Ojciec zaczyna o mnie pieprzyć? No to, kurwa, mam przejebany ślub...
- A studia? Jak się podobają?- to pytanie powiedziałam jakby na marginesie, ale w gruncie rzeczy kurewsko zależało mi na obfitej odpowiedzi.
- Emm... No jak na studiach- wzruszył ramionami. Aha, czyli jeśli chodzi o angielski, nadal jest na poziomie neandertalczyka.

***
 Dźwięk zatrzaskiwanych drzwi zasygnalizował przybycie moich dzieci. To większe skierowało się na schody, słodko gruchocząc do mniejszego członka rodziny. Nie weszło do naszej sypialni, tylko skierowało się do pokoiku Die. Było tam tak długo, że miałam wątpliwości, czy na pewno do mnie przyjdzie. Jednak Harry pojawił się zaraz w drzwiach naszej sypialni. Było kompletnie ciemno, nie licząc światła księżyca w pełni, więc widziałam jedynie zarys ciała. Usłyszałam jak chłopak westchnął cicho i usiadł ciężko na łóżku. Chwilę trwało zanim skończyłam się zastanawiać, czy dalej udawać że śpię, czy może okazać jakikolwiek znak życia. Wybrałam to drugie.
 Podniosłam się do pozycji siedzącej i zanim Haz zdążył się odwrócić, już moje dłonie spoczywały na jego plecach. Zaczęłam je delikatnie ugniatać, pilnując żeby ruchy nie były zbyt prowokujące i jednocześnie zbyt obojętne. Słowem: chciałam, aby poczuł się tak, jak dawniej. Chyba mi się udało, bo mruknął z satysfakcją i bez żadnego ostrzeżenia padł na plecy. Pisnęłam cicho, a on zaśmiał się z mojej reakcji. Zrobiłam zabawnie niezadowoloną minę, ale długo nie wytrzymałam bo moją twarz wykrzywił szeroki uśmiech.
- Głupi jesteś- powiedziałam, przesuwając delikatnie loki z jego idealnego czoła. 
- Wiem- wyszczerzył się do mnie i posłał całusa. Chwyciłam go ręką i oboje wybuchnęliśmy niekontrolowanym chichotem, jakbyśmy byli jakimiś niezrównoważonymi psychicznie nastolatkami. 
- Ciszej, bo mała się obudzi- położyłam dłoń na jego ustach, a on ją musnął koniuszkiem języka. Znowu pisnęłam, a po domu rozniósł się głęboki śmiech mojego narzeczonego.
- Jednak zachowałaś te swoje dziwne przyzwyczajenia- jego mina była tak zadowolona, że zaraz przestałam myśleć o uszczypliwej uwadze. Przesunęłam się po łóżku i położyłam głowę na jego brzuchu. Wpatrując się w sufit, prawie mruczałam z przyjemności, gdy Harry zamienił się ze mną rolami i to on zaczął mnie masować. Co jakiś czas rzucaliśmy ironiczne uwagi, aż w końcu chłopak ogłosił, że musi się przebrać. Polegało to mniej więcej na tym, iż zdjął z siebie wszystko i nago wpakował się na posłanie. Zachichotałam nerwowo.
- No weź, nie powiesz mi chyba, że nadal się wstydzisz, co?- Haz spojrzał na mnie niedowierzająco.
- Nie, ja tylko... no... tak, okropnie się wstydzę- zakryłam twarz dłońmi i przez malutkie szpary oglądałam rozbawioną twarz mojego ukochanego. Zabójczo przystojną twarz mojego ukochanego.
- Dobra, posuń się i idziemy już spać- chłopak wziął mnie w objęcia, a ja dostałam dreszczy podniecenia.
 Przez resztę nocy przez głowę nam nie przemknęło, żeby spać.
------------------------------------------------------------
 Heeej, sorry że tak długo ale mam naprawdę mnóstwo spraw do pozałatwiania, ciągle coś mnie odrywa od pisania i wgl... No na przykład: ostatnio jak się chciałam zabrać do pisania, to kot rozwalił mi quadem matrycę (nawet nie pytajcie), internet mi rozłączają co chwila, a na dodatek mam w chuj książek i różnych sprawdzianów. Wczoraj skończyłam czytać "Kosogłosa" i taki ryk mnie wziął... No po prostu szok, naprawdę. Nawet na spotkania z przyjaciółkami mam coraz mniej czasu! Dobra, to ja może lepiej już skończę ten wykład... 15 komentarzy?