sobota, 31 sierpnia 2013

Rozdział 43

Siedziałem na krześle i nerwowo bawiłem się palcami. Koło mnie mama Melody robiła to samo, a ojciec oddychał głęboko. Byliśmy poważnie zestresowani, szczególnie że nic nie słyszeliśmy, a nie pozwolono nam wejść do gabinetu. Parę minut temu rozmawiałem z Lou i słuchałem jak próbuje mnie uspokoić, był bliski pofatygowania się do domu doktora.
Wspomnienia sprzed pół godziny majaczyły mi przed oczami- pierwsze co zrobiłem to dopadłem komórkę Elly. Wybrałem numer jej mamy i opisałem problem: nie na darmo wiedziałem jaki ma zawód. Powiedziała mi, że zadzwoni do swojego znajomego lekarza i podała mi adres. Dziesięć minut później już tutaj byliśmy, zaraz potem jak udało mi się ją delikatnie ubrać i zanieść do auta. Gdy doktor ją zobaczył od razu polecił położyć Mel na kozetce i wyjść z pokoju. Od tamtej pory siedziałem na twardym siedzonku i wpatrywałem się tępo w ścianę.
W pewnym momencie starszy pan wyszedł z pomieszczenia, a ja natychmiast się podniosłem. Położył mi rękę na ramieniu i nacisnął na nie.
- Spokojnie, już mówię- spojrzał na mnie ciepło.- Są dwie opcje, jesteś jej chłopakiem prawda?
Kiwnąłem głową.
- Jesteś może zorientowany w jej cyklu miesiączkowym?
- Tak, niedługo powinna mieć okres- zmarszczyłem brwi na to pytanie.
- Bo są dwie opcje: albo niedługo zacznie się jej cykl albo jest w ciąży. Macica jest tak opuchnięta, że nie mogę tego stwierdzić w jednoznaczny sposób.
Wytrzeszczyłem oczy i mój wzrok spoczął na tacie Melody. Jego spojrzenie mówiło jasno- módl się, żeby nie była bo nie żyjesz! W jednej chwili minąłem doktora i wpadłem do pokoju. Leżała tam gdzie ją położyłem, skulona trzymała się za brzuch. Ukląkłem przy niej i ostrożnie przytuliłem, rejestrując przy okazji że ktoś wszedł.
- Możesz zauważyć u niej zmiany nastroju, może nagle zacząć krzyczeć lub się śmiać. Jeśli zacznie cię unikać lub nie patrzeć ci w oczy mogła się dowiedzieć.
- A ona tego nie słyszy?
- Nie, dałem jej silny środek przeciwbólowy, na razie nie ma żadnego ze zmysłów i śpi. Zabierz ją do domu i dopilnuj, żeby długo spała.
                                                                             ***
===========================================================
Obudził mnie potworny ból, wrzasnęłam i podniosłam się gwałtownie do pionu. Zaraz zgięłam się wpół i głośno jeknęłam, ledwo usłyszałam jak ktoś wbiega po schodach. Oddychałam ciężko, kiedy ktoś złapał mnie i położył na łóżku, naciskając na brzuch. Ból trochę zniknął, chociaż nieznacznie.
- Ćśśś kochanie, wszystko w porządku- głos Harry'ego obijał mi się po czaszce.- Zaraz przejdzie.
Faktycznie, nie minęło sporo czasu kiedy znowu mogłam normalnie oddychać. Patrzyłam na Haza wzrokiem przepełnionym bólem, a on na mnie z lekkim zdenerwowaniem, a jednak był opanowany.
- Misiu, jak się czujesz?- jego ton był bardzo czuły i w podtekście mówił: spokojnie, jestem przy tobie i nic ci się nie stanie.
- Brzuch mnie boli, głowa mi odpada i powstrzymuję się od...- nagle żołądek mi się skręcił, a ja przechyliłam się do boku. Zaskoczenie mnie wzięło, gdy zobaczyłam miskę, ale nie miałam czasu na myślenie bo wnętrzności się ze mnie wylewały. Poczułam jak chłopak podtrzymuje mi włosy i pomaga znowu położyć się na poduszkach.
- Dobrze już?
Kiwnęłam lekko głową.
- Przezorny zawsze ubezpieczony- po usłyszeniu tych słów zasnęłam.
                                                                               ***
 Harry wyszedł z domu przed godziną, Charlotte i spółka wciskały mi w ręce małe pudełko.
- No zrób to, no! Przecież się nie zabijesz!- wycedziła przez zęby Natalie.
- Właśnie chyba jednak!- odepchnęłam od siebie rzecz.
- Po prostu to sprawdź!
- Dobra!- wzięłam z obrzydzeniem pudełeczko i poszłam do łazienki.
 Zamknęłam się od środka, usiadłam na podłodze i przeczytałam instrukcję obsługi testu ciążowego. Skrzywiłam się po czym wykonałam wszystko, co było napisane i weszłam do pokoju.
- I co? Nic nie widać- wystawiłam im język.
- Bo musi minąć trochę czasu- Annabel również pokazała mi język.
 "Sratatata", powiedziałam bezgłośnie i usiadłam koło nich na podłodze. Wyciągnęłam telefon i napisałam do Harry'ego, czy długo jeszcze będzie wybierał garnitur na galę. Odpisał mi, że jakieś pół godziny, a ja jęknęłam zrezygnowana.
 Nagle ręka Alice wystrzeliła po test. Wynik był...
-----------------------------------------------------
Siedem komentarzy!

środa, 28 sierpnia 2013

Rozdział 42

Obudziło mnie delikatne głaskanie po policzku. Leniwie otworzyłam oczy, aby ujrzeć najcudowniejszy widok na świecie. Mój Harry pochylił się nade mną i złożył delikatny pocałunek na moich wargach.
- Wszystkiego najlepszego, kochanie- wymruczał.
- Dziękuję- zaśmiałam się cicho.
Całowaliśmy się jeszcze długo, zanim coś nie przegalopowało mi po żołądku. Zgięłam się wpół i zerwałam z łóżka. Popedziłam prosto do łazienki, dopadłam toaletę i zaczęłam wymiotować. Chwilę później przybiegł Harry, ukląkł i przytrzymał mi włosy. Gdy skończyłam chwycił mnie w talii i pomógł wstać. Zaprowadził mnie do zlewu, gdzie umyłam sobie buzię i zemdlałam. Skąd to wiedziałam? Obudziłam się w łóżku z chłopakiem wiszącym mi nad twarzą.
- Dobrze już, kochanie?
- Prawie- znowu poczułam niewiarygodne mdłości i w tempie ekspresowym dotarłam do łazienki. Wyrzuciłam z siebie wszystko, razem z obiadem sprzed trzech dni i flakami. Haz przybiegł równo ze mną i znowu moje włosy nie uległy koloryzacji. Byłam mu wdzięczna, ale gdy skończyłam rzygać na oczy nie widziałam. Mój chłopak wziął mnie na ręce i zaniósł do łóżka. Położył mnie między miękką pościelą, a poduszkami i przyłożył rękę do czoła. Pokręcił głową i skrzywił się.
- Dam ci coś przeciwbólowego- powiedział pod nosem i wyszedł z pokoju.
Ja tymczasem modliłam się, żeby przestało mnie boleć. Kiedy Harry przyszedł z trudem przełknęłam tabletkę i natychmiastowo zasnęłam.
                                          ***
Dzień był męczący, każdy chciał sue spotkać i złożyć mi życzenia. Na szczęście Harry zaklepał sobie wcześniej wolne i pomagał mi jak mógł. Ciągle był przy mnie i podtrzymywał, kiedy robiło mi się słabo. "Kleił się do mnie" jak to trafnie określiła Cher. Dziewczyny urządziły mi słodką dziewiętnastkę, pojawiła się nawet Pezz z (na mgnienie oka) Eleanor. Elka nie chciała psuć mi święta kłótnią z Lou, dlatego wyszła. Za to Perrie siedziała i siedziała, nawet ja wcześniej się ulotniłam. Załadować wszystkie prezenty to był wyczyn. Gdy w końcu jakoś się z tym uporaliśmy byłam na skraju wytrzymałości. Haz widział jak ze mną źle, robił wszystko żebyśmy już byli w domu.
                                          ***
Bolało jak bolało, tylko że jeszcze ciemno i za gorąco. Harry rozmawiał w sąsiednim pokoju przez telefon i myślał, że śpię ale ja leżałam i mało co nie płakałam z bólu. W pewnym momencie wszedł do pokoju i uśmiechnął się, gdy zobaczył że nie śpię. A zaniepokoił kiedy zobaczył moją minę. Podszedł do łóżka i położył się koło mnie.
- Co się dzieje kochanie?
- Boli mnie- spojrzałam na niego z prośbą w oczach.
- Przyniosę ci lód- i wybiegł do kuchni.
Wrócił chwilę później z wielkim worem zimnych kostek i przyłożył mi do brzucha. Masował delikatnie lodem obolałe miejsca. Byłam mu wdzięczna, ale nagle zachciało mi się wymiotować. Łazienka była moim punktem docelowym, do którego dotarłam zadziwiająco szybko. Kiedy skończyłam Harry wziął mnie ostrożnie na ręce i zaniósł do łóżka. Potem jeszcze raz przyłożył mi do brzucha lód i tym razem po policzkach popłynęły mi gorące łzy.
- Hej skarbie, czemu płaczesz?- zapytał z troską w głosie chłopak.
- Boli- wyjęczałam.
- Aż tak bardzo?- kiwnęłam głową w odpowiedzi.- Chcesz jechać do lekarza?
I znowu kiwnięcie.
----------------------------------------
Hej dzień dobry! Surprise! A wiecie co? Podobnie jak Mel mam dzisiaj urodziny i tak ze spontana napisałam wam rozdział :* teraz chcę tu widzieć pięć komentarzy!

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Siemson

Hejooo, znowu wyjeżdżam i nie będzie mnie przez parę dni. Jak wrócę to dodam rozdziały i w ogóle, ale na tę chwilę nie mogę, a nawet nie chcę pisać. Przepraszam, to będzie po prostu jeden z lepszych wyjazdów tego lata i chcę go jak najlepiej wykorzystać. Dodawajcie tam te komentarze, bo w końcu się wkurzę! Jakby co to pytajcie mnie #tutaj, na gmaila też możecie wysyłać wiadomości. No i oczywiście dziękuję wszystkim osobom, które dodały mnie do obserwowanych! :*

niedziela, 25 sierpnia 2013

Rozdział 41

 Miękka pościel i wygodne poduszki szybko ujarzmiły moje złe samopoczucie. Nawet nie zauważyłam kiedy zasnęłam, a tym bardziej gdy w domu Harry'ego pojawiła się reszta chłopaków. Obudzili mnie swoim przekrzykiwaniem się, z tego co zrozumiałam chodziło o jakiś las. Po piętnastu minutach słuchania o polanie postanowiłam wstać i dowiedzieć się o co chodzi.
 Zastałam ich w salonie przed mapą zakrywającą pół pokoju, każdy z nich siedział w innym końcu. No może tylko Niall w środku.
- Co wy robicie?- zapytałam jeszcze zaspanym głosem.
- Obudziliśmy cię?- Harry zrobił skruszoną minę.
- Planujemy wycieczkę, na którą mamy cię zabrać- wyszczerzył się do mnie Zayn.
- Aha- wzruszyłam ramionami i usiadłam na wolnym miejscu mapy.- A czego szukacie?
- Takiej jednej polany namiotowej, na której kiedyś byliśmy- Liam zawzięcie kreślił coś ołówkiem. 
- A jak się nazywa?
- Yellowstone- rzucił Louis i wszyscy ryknęli śmiechem, tylko nie Liam który popukał się w czoło.
- Pewnie, nie znalazłbym takiego parku- wymruczał pod nosem i dalej coś rysował.
- No to w takim razie gdzie to jest?
- No w Yellowstone!- Niall dusił się ze śmiechu.
- A tak serio?
- Mel, oni mówią prawdę- Harry wstał i podszedł do mnie z ołówkiem.- Lubisz geografię, pomożesz?
 Wzięłam od niego ten ołówek i już miałam zabrać się za wytyczanie szlaku, kiedy... zorientowałam się, że to mapa Włoch.
                                                                                ***
 Na #dźwięk telefonu zrobiłam krzywą linię. Lou podał mi aparacik.
- Słuchasz AC/DC?
- Tylko trochę- puściłam mu oko, a Harry zrobił minę jakby był zazdrosny.
 Odebrałam i zaśmiałam się głośno. Po drugiej stronie przekrzykując się nawzajem Cher i reszta dziewczyn namawiały mnie na zakupy tak, że nie mogłam się nie zgodzić. Tak w sumie to nawet nie pamiętam, żeby mi dały dojść do słowa. Potem położyłam telefon koło siebie i pięć minut później spotkał mnie kolejny zawał. Kolejny #dzwonek był na szczęście spokojniejszy.
- Tak Pezz?- przytrzymałam komórkę ramieniem i dalej rozrysowywałam linie.
- Masz czas na zakupy?
- No chyba tak, bo idę za godzinę z przyjaciółkami. Chcesz z nami pojechać?
- Bardzo, możemy jeszcze zabrać Eleanor?
- Jasne, to jest by...- ugryzłam się w język zanim powiedziałam "była Louisa".
- Aha, tak właśnie.
- No to spoko, za godzinę w tej nowej galerii.
 Gdy się rozłączyłam spotkało mnie rozczarowanie. Grafit wypadł mi z folijki i pobrudził całe ręce i przy okazji zdałam sobie jeszcze sprawę, że nie mam jak odłożyć telefonu na mapę. Była cała porysowana, a ja miałam hopla na punkcie tego urządzonka. Westchnęłam. Długo i żałośnie.
                                                                      ***
 Harry spojrzał na mnie prosząco.
- Nie, już ci to powiedziałam z trzydzieści razy!
- Ale ja naprawdę nie będę się tam nudzić!- zaprotestował jak małe dziecko, które koniecznie chce iść z mamą.
- Kochanie, nie idę tam na dwa tygodnie tylko na parę godzin- pogłaskałam go po policzku i chwyciłam klamkę.
- To przynajmniej pozwól mi cię odprowadzić!
 Przewróciłam oczami i pokazałam, że droga wolna. Zaraz pojawił mu się banan na twarzy i wysiadł z samochodu. Ja również, zauważając też że zbliżają się bardzo niebezpieczne mdłości. Postanowiłam je zignorować i iść na zakupy. Haz podszedł do mnie.
- Na pewno dobrze się czujesz, skarbie? Nie lepiej sobie odpuścić?- jego zmartwiona mina przyprawiła mnie o poważne zastanowienie, ale koniec końców stwierdziłam, że i tak idę.
 Więc ruszyliśmy do umówionego miejsca, którym była mała kawiarenka. Po drodze zastanawiałam się na głos, dlaczego właśnie mała. Przecież nas tam miało być siedem plus Harry! No ale w sumie tylko na parę minut... Kiedy doszliśmy, dziewczyny powitały nas bardzo serdecznie, najdłużej Haz się witał z tą której nie znałam- Eleanor. Powiedział jej coś na ucho, a ona uśmiechnęła się smutno i podeszła do mnie.
- A więc to ty jesteś nową słabością Harry'ego- uśmiechnęła się miło i przytuliła mnie.
- Tak, Melody Furlought- oddałam uścisk.
- Eleanor Calder.
 Następnie wszystkie razem wypchałyśmy mojego chłopaka z galerii, upewniając się jeszcze później od Zayna, że na pewno przyjechał. Potem ruszyłyśmy na podbój sklepów.
-------------------------------------------------------------------------
 Hejooooo, mam prośbę! Dodawajcie mnie do obserwowanych, ok? Jak nie chcecie to nie, ale bardzo mi na tym zależy :D Tak samo jak na sześciu komentarzach!

piątek, 23 sierpnia 2013

Rozdział 40


 Delikatnie gładziłam policzek Harry'ego, wpatrując się w jego pochłoniętą snem twarz. Rysy miał rozluźnione, wyglądał dosłownie jak male dziecko. Nie spałam już od dłuższego czasu, promienie słońca nie pozwalały mi zatopić się w marzeniach.
 W pewnym momencie telefon mi zadzwonił, podziękowałam sobie inteligencji wyciszenia urządzenia. Dzwoniła Charlotte.
- Halo?- zapytałam szeptem.
- Gdzie jesteś? Czemu nie ma cię w domu? Z miesiąc cię nie widziałam!- odsunęłam słuchawkę od ucha i ściszyłam głośność rozmowy.
- Jestem u Harry'ego, gdzie chcesz się spotkać?
- Wiedziałam! No nareszcie!- jak wyobraziłam sobie ten zaciesz na mordzie, to aż parsknęłam śmiechem.- W kawiarni za półtora godziny!
 Jak zwykle nie dała mi dojść do słowa i się rozłączyła. Jakie to było wkurzające! Harry poruszył się, mruknął coś i dalej spał. Pomyślałam sobie, że nie ma co kwitnąć w łóżku  i wstałam. Cicho podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej #koszulkę. Nałożyłam ją na swoje nagie ciało i z zadowoleniem stwierdziłam, że zakrywa większość tego, co chciałam ukryć. Potem poszłam do kuchni, zamykając za sobą drzwi, żeby nie obudzić chłopaka. Zrobiłam sobie herbatę i postanowiłam pooglądać jakieś durnoty w telewizji. Włączyłam zatem ogromną plazmę (Bóg raczy wiedzieć jak to zrobiłam) i zaczęłam przeglądać kanały. Zatrzymałam się na jednym z muzycznych programów i z zaciekawieniem wysłuchałam zadziwiającej wiadomości. "Czy dziewczyna Harry'ego Stylesa, idola nastolatek, jest w ciąży?" i takie moje zdjęcie zrobione tosterem, jak się do niego przytulałam i trzymałam za brzuch. No do jasnej cholery, tylko mnie bolał! Jak ludzie potrafią przekręcać fakty...
 Nagle ktoś objął mnie od tyłu, a ja krzyknęłam cicho.
- Dzień dobry, a kto to mi tak ucieka?- Haz widocznie był w nastroju do zabawy.
- Nie strasz!- klepnęłam go w ramię.- Przez ciebie bym herbatę rozlała!
- Zaraz przeze mnie...- nagle zainteresował się moją-jego koszulką.- Wiesz, poważnie się zastanawiam nad pochowaniem ci wszystkich piżam...
 Przewróciłam żartobliwie oczami i pociągnęłam go za rękę na kanapę koło mnie. Oczywiście nie mógł przejść dookoła, tylko na chama walnąć się z hukiem przez oparcie.
                                                                        ***
 Był drugi sierpnia, niedługo miały być moje urodziny. Dokładnie za siedem dni i to właśnie ten tydzień był najdziwniejszym w roku. Nie Wielkanoc, Gwiazdka czy Dzień Dziecka. Nie, to właśnie były moje urodziny. Wszyscy starali się, żebym nie znalazła prezentu, a jak wiadomo to ja sprzątałam w tym domu. Wszystkie kryjówki miałam obczajone i nic nie mogło się przede mną ukryć. Tak więc, kiedy ja zabierałam się do odkurzania, natychmiast w całym domu panował gwar. Tata musiał po coś iść na górę, mamę nagle tchnęło do zobaczenia czy na strychu nie ma szczurów, Collin miał nagłą potrzebę poprzyklejania plakatów, a dziewczynki startowały sprzątać pokój. W żadnej innej części roku nie chciało im się, ale teraz akurat po prostu musiały poukładać lalki. W taki oto sposób tydzień przed urodzinami zawsze miałam luzy.
 W ten tydzień mówiłam rodzinie, że idę sprzątać, a potem szłam do Harry'ego. Każdy z tych, tak naprawdę sześciu, dni spędziłam z moim chłopakiem. I każdy z nich kończył się tak samo- nieziemską wspólną chwilą. Dlaczego ja w ogóle nie chciałam tego wcześniej robić? Przecież to takie cudowne uczucie!
 Dzień przed urodzinami okropnie nam się nudziło. Usiedliśmy więc na kanapie i włączyliśmy telewizor. Haz położył głowę na moich kolanach, wyciągnął telefon i zaczął grać w jakąś denną grę. Ja tymczasem zajęłam się jego włosami, zaplatałam je w najróżniejsze warkoczyki, kłosy i nie wiadomo co jeszcze. Gdy nie miałam już co zaplatać, zrobiłam zdjęcie jego fryzurze i pokazałam mu. Harry parsknął śmiechem i podniósł rękę, żeby dotknąć swoich włosów. Robił to tak ostrożnie, jakby bał się że mu głowa wybuchnie. Nagle jego komórka zadzwoniła i oboje podskoczyliśmy na dźwięk #Kashmir Led Zeppelin. Zaśmialiśmy się głośno, po czym Harry odebrał.
- Tak Paul? Co? Jaki wywiad?- podniósł się z moich nóg.- Tak, będę za chwilę.
 Rozłączył się i spojrzał na mnie przepraszająco.
- Świat o mnie nie słyszał już tydzień, Paul uważa że to zdecydowanie za dużo- przewrócił niecierpliwie oczami.
- Spokojnie, idź na ten wywiad. Będzie w telewizji?
- A co, będziesz oglądać?- chłopak uśmiechnął się ślicznie.
 Pokiwałam ochoczo głową.
                                                                         ***
 Chłopcy weszli przed kamerę, przywitani wpierw oklaskami. Usiedli koło siebie na kanapie i zaczęli odpowiadać na pytania. Kiedy skończyły się te zadawane przez prowadzącego, przeszli do Twittera.
- A więc Harry, bardzo wiele fanek pyta się czy faktycznie twoja dziewczyna jest w ciąży- popatrzył na mojego chłopaka.- No?
- Tak szczerze to nie wiem- Haz wzruszył ramionami.
- A jeśli tak, to co?
- Pewnie byłby nie mały kłopot.
 Na te słowa coś mnie ukłuło w brzuchu. Zrobiło mi się niedobrze i natychmiast zerwałam się do łazienki. Ledwo zdążyłam, lało się ze mnie jak z kranu. To było naprawdę okropne uczucie, nienawidziłam wymiotować. Kiedy skończyłam, podeszłam do umywalki i opłukałam sobie usta. Nie zdziwiło mnie to, że rzygałam- od tej diety cały czas miałam zwrócone jedzenie. Ale byłam z siebie bardzo zadowolona, efekty były widoczne. Byłam szczupła i pasowało mi to, jednak Harry nie raz mi wypominał, że jestem za chuda. Może i nie lubiłam wymiotować (a kto by lubił?), ale taka dieta i tyle, miałam tylko takie dziwne bordowe kropki na twarzy- zakrywałam je podkładem i korektorem.
 Poszłam znowu do salonu i przy okazji zauważyłam, że program się skończył. Wykończona zwracaniem śniadania, a dokładniej herbaty, powlokłam się do łóżka. Pomimo tego, że niedawno wstałam: byłam zmielona i złożona z powrotem.
----------------------------------------------------------------------
Wow, jak to jest, że kiedy was nie proszę o komentarze mam ich zawsze cztery-trzy, a kiedy mówię, że następnego nie będzie bez czterech komów- to Wy mi walicie dwanaście? Nie żeby mi to przeszkadzało: wręcz przeciwnie, śpię na chmurach. No i jeszcze jedno pytanie... ile razy jeszcze będziecie mnie nominować do The Versatile Blogger? Oczywiście sprawia mi to nie małą przyjemność- to znaczy, że mnie doceniacie- ale mam już na ten temat notkę. No i uświadamiam Was o zakładce "Wasze blogi", dawajcie je tam, to odwiedzę ;) Hmm... pięć komentarzy? :D

środa, 21 sierpnia 2013

Rozdział 39

 Ukłucie, gwałtowny oddech i otworzone natychmiast oczy. Zerwałam się z miejsca i natychmiast przed oczami pojawiła mi się jedna wielka czarna plama. Ktoś położył mi rękę na ramieniu i delikatnie nacisnął, sprowadzając mnie znowu do pozycji leżącej.
- Uspokój się kochanie, to tylko zły sen- zabrzmiał głos Harry'ego przy moim uchu.
 Gwałtowny oddech zelżał trochę, rozejrzałam się dookoła.
- Co jest?- nagle moją głowę zaatakował taki ból, jakby wbijali mi żelazne kołki.- Au!
 Złapałam się za moją nieszczęsną część ciała i zgięłam się wpół.
- Co się dzieje kochanie?- Haz natychmiast złapał mnie za ramiona.- Poczekaj chwilę.
 Poczułam jak łóżko się odciąża i usłyszałam tupot kilku nóg. Do pokoju zaraz wpadł Louis w towarzystwie cioci i mojego chłopaka. Lou podbiegł do mnie.
- Przepraszam, strasznie cię przepraszam! Wcale nie miałem zamiaru cię tak przestraszyć!- jego głos zawierał taką skruchę, że w myślach mu przebaczyłam, ale głowa tak mi nawalała, że nie mogłam się ruszyć.
- Dobra, powiedziałeś co chciałeś, teraz won!- Harry pokazał chłopakowi drzwi, z tego co udało mi się zobaczyć.
 Chwilę potem miejsce znowu zajęły czarne plamy.
                                                                          ***
 Opatulona w koc i dziesięć swetrów siedziałam na tarasie. Na przeciwko naburmuszonego Harry'ego.
- A jeśli mam rację?- znowu wystartował z nieśmiertelnym pytaniem.
- To się rodzice ucieszą- powiedziałam, po czym dodałam po chwili namysłu.- I Collin też.
  Harry przewrócił oczami, wstał i podszedł do mnie.
- Ale ja mówię serio.
- I ja też.
 Chłopak westchnął cicho i powiedział:
- Pójdę po herbatę.
 I chwilę później już go nie było. Co mu w ogóle strzeliło do tej pustej makówki?! Ja w ciąży?! Przecież to niedorzeczne! Robiliśmy to tylko raz, czemu niby miałabym mieć w sobie dziecko? Ech, nawet nie wymiotuję!, pomyślałam i zamknęłam oczy. Słuchałam szumu wiatru, kołyszących się liści w koronach drzew i nieustannego sprzeczania się Harry'ego i Lou. No ile można?! Łeb mi pęka...
 Zaraz wymienieni osobnicy pojawili się w mojej świątyni dumania, razem ze swoją męczącą kłótnią. Haz usiadł po mojej lewej stronie, a Louis po prawej.
- Skoro mówi, że nie to pewnie nie!- szatyn stał dzielnie po mojej stronie.
- Bardzo wiele jest przypadków takich, że nikt nie wiedział nawet do ósmego miesiąca!- wydarł się nad moich uchem Harry. Gdy się skrzywiłam, natychmiast umilkli.
- Coś cię boli skarbie? Przynieść ci coś?- chłopak już wstawał, ale złapałam go za rękę.
- Nic mi nie trzeba, tylko nie drzyjcie się nade mną- uśmiechnęłam się do niego słabo i opadłam z powrotem na miękkie poduszki.
 Haz z wahaniem znowu usiadł i popatrzył znacząco na Lou. Ten zapytał się go niemo: co? Mój chłopak odpowiedział mu: sam wiesz co! To było bardziej denerwujące, niż normalna rozmowa.
- Czy możecie przestać?!- wydarłam się, aż ptaki z drzew uciekły.
 Popatrzyli się na mnie dziwnie, a ja odetchnęłam głęboko.
- Niedobrze ci, kochanie?- Harry jak na rozkaz stanął prosty jak struna.
- Bardzo mi dobrze, tylko zamknijcie się w końcu!- jęknęłam zrezygnowana.
                                                                             ***
 Nadeszła sobota- dzień wyjazdu. Wszyscy zadeklarowali się, że pomogą mi się spakować i... nie zostało mi nic do roboty. Tak mi się nudziło, że rozmawiałam z Cher, Nat, An i Alice. Przez parę godzin z każdą. To było dziwne, ale jednakże co innego mogłabym robić?
 Wyjazd do domu był męczący, nowa dieta dawała mi się we znaki. Tak na dobrą sprawę to wymiotowałam już parę razy dziennie, zwracając praktycznie wszystko. Robiłam to tak, żeby nikt niczego nie widział- mogłoby to źle wpłynąć na moją opinię o ciąży. Nie chciałam dać Harry'emu satysfakcji pod tym względem, byliśmy krótko mówiąc lekko skłóceni. Przez tę jego nadopiekuńczość miałam coś z mózgiem...
 Dom wydał mi się tak cudownym miejscem po wycieczkach do innych krajów, że... pojechałam do Harry'ego. Po prostu brakowało mi go, tak bardzo że po niego zadzwoniłam. Haz przyjechał z szerokim uśmiechem przylepionym do ust. Zabrał mnie do siebie z niecnymi zamiarami.
-------------------------------------------------------------------------------
No to co miśki, cztery komentarze? Dacie radę, wiem to! Jak pod jednym postem raz miałam dziesięć, to podejrzewam że problemu nie będzie. Pamiętajcie- cztery komy!

wtorek, 20 sierpnia 2013

Rozdział 38

Gdy o trzeciej nad ranem po raz pierwszy obudził mnie śmiech, powiedziałam sobie że chłopaki muszą się wyszaleć. Potem pół godziny później, godzinę i półtora ciągle było to samo. Nawet Weronika się obudziła, co zawsze raczej było wynikiem jakichś nadnaturalnych działań. Tym razem jednak powodem była piątka chłopaków siedząca u nas pod oknem. Zdecydowanie miałyśmy dosyć, ale żadnej z nas nie chciało się wstawać. Powodem była zamordowana dziewczynka z opowiadania przy ognisku.
- Ty idź!- szepnęła Wera i pokazała mi drzwi.
- No chyba ty!- jeszcze bardziej wtuliłam się w kołdrę.
- Dobra, obie- powiedziała dziewczyna i westchnęła ciężko.- Chodź.
 Na trzy cztery wstałyśmy z łóżek i szybko podbiegłyśmy do drzwi. Wyszłyśmy przed pokój i nagle coś trzasnęło w okolicach okna. Jeszcze nigdy tak szybko nie biegłam ze schodów. Kiedy już zdyszane i przestraszone do granic możliwości wypadłyśmy przed dom, chłopcy spojrzeli się na nas dziwnie. Pobiegłyśmy do nich i usiadłyśmy razem koło Harry'ego. Wtuliłyśmy się w siebie, ja jeszcze przy okazji w  mojego chłopaka. Przy ognisku była cisza, którą po jakimś czasie dopiero przerwał Zayn.
- Co się takiego stało, że wyszłyście z łóżka?- jego ironiczny głos spłynął po mnie bez reakcji.
- Przez wasze cholerne śmiechy musiałyśmy was uciszyć i wyleźć z bezpiecznego miejsca- Weronika zadrżała na moim ramieniu.
- Wiecie, że mogłyście zawołać do nas przez okno?- zapytał z uniesioną brwią Liam.
 Skarciłam się za swoją głupotę w duchu i zaczęłam szukać jakiejś wymówki.
- Nie słyszeliście nas, bo byliście za głośno- prychnęła z wyższością moja przyjaciółka.
- Jasne- przewrócił oczami Niall.- Nie krzyczymy znowu tak głośno.
- Zdziwiłbyś się- powiedziałyśmy chórem z Werą, po czym zaśmiałyśmy się zgodnie.
 Wtuliłam się bardziej w Haza, a Weronika wyprostowała się dumnie i uśmiechnęła, bardziej wyluzowana. Harry objął mnie i przytulił mocno do siebie, pochylił się i pocałował mnie w czoło. Zamknęłam oczy i wdrapałam mu się na kolana. Zaśmiał się cicho i przycisnął mnie do swojego torsu. Bez protestów zarzuciłam mu ręce na szyję i dałam się pocałować. To było cudowne uczucie, zresztą tak jak zawsze. Haz całował tak czule i miękko, że chwilami się rozpływałam w słodkiej niepamięci. Słowem: nie byłam poczytalna. Gdy się od siebie oderwaliśmy, chłopak potarł nosem o mój i cmoknął mnie jeszcze raz w policzek.
- Ble, możecie się migdalić na osobności?- Lou ostentacyjnie wstał i poszedł po nowe piwo.
- Nie, uwielbiam cię wkurzać- uśmiechnęłam się zadziornie i wystawiłam mu język.
 Nie usłyszałam odpowiedzi. Wzruszyłam ramionami i stwierdziłam, że nie będę go do niej prowokować. Chłopak zsunął swoje ręce w dół mojego kręgosłupa, w bardzo bliskie okolice tyłka. W pewnym momencie coś w krzakach za nami się poruszyło. Spojrzałam w tamtą stronę momentalnie i objęłam mocniej Harry'ego.
 Niall wstał i podszedł do Weroniki.
- Co stary, boisz się i uciekasz do dziewczyny?- Zayn zachichotał.
- Wcale nie, po prostu Wera czuje dyskomfort z szeleszczącymi krzakami w tle- odparował chłopak.
- Jasne- Mulat oparł się o krzesło z kpiącym uśmieszkiem przylepionym do twarzy.
 Sprzeczali się tak jeszcze chwilę, dopóki w krzakach znowu coś się poruszyło. Tym razem zamilkliśmy wszyscy.
- H-hej, nie ma Louisa!- Weronika wydukała zbliżając się bliżej swojego obrońcy.
- Fakt- przyznał Harry i spróbował wstać.
- Gdzie idziesz?!- dostałam ataku paniki.
- Spokojnie, nie mógł zemdleć daleko- puścił mi oko i tym razem wstał.
 Chłopak poszedł w ciemność. No i wtedy naprawdę poczułam co to strach.
- BUM!- Louis wyskoczył z krzaczorów z butelką w ręce. Wrzasnęłyśmy histerycznie z Werą, a chłopaki zawtórowali nam w trochę niższej tonacji.- Hahahaha, wygrałem!
- Co się dzieje?!- Harry przybiegł do ogniska.
- Znalazł się nasz zaginiony- Liam złapał się za serce.
 Przed oczami wyskoczyły mi czarne plamki.
- Duszę się- zdążyłam z siebie wyrzucić.
 Ostatnim moim wspomnieniem z tego wieczoru była błyskawiczna reakcja chłopaków.

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Rozdział 37

 Ten rozdział dedykuję mojej ukochanej Weronice, która obchodzi dziś trzynaste urodziny. Wszystkiego najlepszego, kochanie! Obyś spotkała swojego Horanka i żeby się w Tobie zabujał do szaleństwa! To mój prezent dla Ciebie :*
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
 Patrzyłam w jej oczy. Byłam pewna, że zaraz zrobi jakiś ruch. W pewnym momencie...
- Wygrałam! Szach-Mat!- wystawiła mi język.
- Hahaha, no bardzo śmieszne- burknęłam i zabrałam swoje pionki. Wygrała już czwarty raz z rzędu!
 Zanim zdążyłyśmy znowu zacząć grę, ciocia weszła do pokoju.
- Zdaje się, że chłopcy już przyjechali...- obydwie zerwałyśmy się z foteli i popędziłyśmy do drzwi.
 Przed ich otworzeniem zaczęłyśmy się sprzeczać o to, która pierwsza je otworzy.
- Ty otwórz!- pokazałam jej klamkę.
- Czemu ja?! To ty ich znasz!- zrobiła ten sam gest.
- Tylko Harry'ego!
- Wcale nie!
- Wcale tak!
 Westchnęłam i nacisnęłam tą klamkę, po czym ramię w ramię wyszłyśmy z domu. Ja uśmiechałam się szczerze i szeroko, natomiast Weronika słabo i niepewnie. Przed dom zajechał spory, na oko cholernie drogi van. Nie zdążył zahamować, a Harry już wyskoczył i pobiegł do mnie. Również ruszyłam w jego stronę i spotkaliśmy się w gorącym uścisku. Haz podniósł mnie i ścisnął tak mocno, że aż wycisnął ze mnie powietrze. Podniósł mnie, a ja oplątałam swoje nogi wokół jego talii. Objęłam go za szyję i wtuliłam się w obojczyk, poczułam jak kładzie głowę na moim ramieniu i wzdycha zapach moich włosów. Nie rozumiałam tej jego obsesji na punkcie moich włosów, ostatnio powiedziałam mu, że chyba je zetnę bo mi przeszkadzają. Jego reakcja była dosyć wybuchowa: bardzo głośno zakazał mi tego robić, ponieważ uznał że za ładnie wyglądam w długich.
 Chłopaki zaraz wynurzyli się z auta i prawie wszyscy zaczęli się nam przyglądać z uśmiechem. Oprócz Nialla, który z uśmiechał się do Wery.
- Spójrz na Nialla- wyszeptałam Harry'emu na ucho. Ten dyskretnie obrócił nas wokoło.
- Faktycznie- zachichotał prawie niedosłyszalnie.
 Weronika za to patrzyła się w ekran telefonu i pozostawała nieświadoma tego, że Nialler ją sobie upatrzył. Haz mnie postawił na ziemię, a ja wzięłam go za rękę i powiedziałam:
- Pomożemy wam się rozpakować. Weronika!- odwróciłam głowę do dziewczyny.
- Co? A, już idę!
                                                                      ***
 Wzięłam dziewczynę za rękę i po prostu pociągnęłam ją na górę. Ledwo oderwałam ją od Nialla, był koło niej cały dzień i miałam podejrzenie, że na ognisku też usiądzie blisko niej. Jak już udało mi się wepchnąć ją do pokoju i zamknąć drzwi, zaczęłam jej tłumaczyć że musi też się przygotować, a nie stać ciągle koło chłopaka.
- Wcale się do niego nie kleję!- zaprotestowała, gdy wyciągała bluzę z torby.
- Jasne, że nie. Ty do niego lgniesz jak pijawka!- zabrałam telefon i zaczęłam uciekać przed dziewczyną.
 Zjechałam po poręczy i usłyszałam z góry tyko obietnicę powolnej i bolesnej śmierci. Wypadłam na dwór z szerokim uśmiechem przylepionym do twarzy. Chłopcy patrzyli się na mnie jak na wariatkę w samej #bluzie, uciekającą przed Weroniką, która właśnie wystrzeliła z domu ubrana w #ciuchy więcej zakrywające. Biegłam w stronę bramy wjazdowej z przyjaciółką depczącą mi po piętach, bardzo dosłownie. Kiedy wyszłyśmy już z terenu posesji, obiegłyśmy dookoła dom w tempie maratonowym i znowu wróciłyśmy do domu. Popędziłam w stronę chłopaków i zaczęłam między nimi lawirować, a Wera za mną. Schowałam się za Harrym z podniesionymi rękami. Przyjaciółka próbowała ominąć chłopaka i złapać mnie, ale ciągle kręciłam się w kółko, przy okazji dusząc się ze śmiechu.
- Po prostu powiedz, że tak jest i dam ci się złapać- wyszczerzyłam się do niej.
- Nigdy tego nie powiem!- musiałyśmy wyglądać przekomicznie, jak tak się kręciłyśmy wokół Harry'ego.
- Ale o co w ogóle poszło?!- zapytał mój zdezorientowany chłopak, a Louis musiał zatkać sobie dłonią usta, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
- Chcę ją zmusić, żeby coś powiedziała, ale ona nie chce i mówi za to, żebym się odwaliła i próbuje mnie dopaść- odwróciłam się i zaczęłam biec w przeciwną stronę, chwilę potem tkwiłam w żelaznym uścisku Wery.
                                                                 ***
- No dobra, my tu pitu-pitu, ale czas na jakąś dobrą historyjkę!- zawyrokował Zayn.
- Kategoria?- Lou wyciągnął przed siebie nogi.
- Horror- uśmiechnął się Liam.
- Jestem za!- krzyknęli chłopcy.
- Nie ma mowy!- zaprotestowałyśmy chórem z Weroniką.
- Bo?- Niall uśmiechnął się tajemniczo.
- Bo nie zasnę!- przytuliłam się do Harry'ego.
- Hahaha, fakt! Ostatnio jak oglądaliśmy lekki horrorek, to byłem zmuszony co pięć minut pokazywać, że na środku pokoju żaden duch nie stoi- mój chłopak puścił mi oko.
- Nienawidzę takich rzeczy- Werr wzdrygnęła się.
 No i nie zważając na nasze protesty, historia się rozpoczęła. Opowiadał Liam., a wszyscy się uważnie wsłuchiwali w to, co mówi. Jeszcze na początku zacisnęłam mocno oczy i wtuliłam się mocno w Haza, który objął mnie opiekuńczo, a po chwili wziął na kolana. Weronika dopiero w połowie zaczęła jęczeć i Niall ją przytulił.
 Gdy opowieść się skończyła masakrycznym morderstwem i nigdy nie odnalezieniem sprawcy, uniosłam lekko powieki i uśmiechnęłam się z cichym "aww!". Wera miała głowę położoną na ramieniu blondyna, którego głowa z kolei leżała na jej głowie. Wyglądało to przesłodko.
- Zrobię im zdjęcie- wyszeptałam z uśmiechem i wyjęłam telefon. Gdy pstryknął flesz, chłopak podniósł głowę.
- Co?- wymruczał.
- Zasnąłeś- wyjaśnił cicho Louis.
- Pomogę ci ją obudzić- zaoferował się z uśmiechem Zayn.
- Nie, zaniosę ją do pokoju- delikatnie wyplątał się z objęć dziewczyny i wziął ją na ręce.
 Ziewnęłam.
- Też cię zaniosę- szepnął Harry i za chwilę już byłam u niego na rękach.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jeszcze raz wszystkiego najlepszego, kocie! Mam nadzieję, że Ci się podoba :*
Trzy komentarze!!!

niedziela, 18 sierpnia 2013

Rozdział 36

 Na drugim koncercie mi odbijało. Skakałem jak głupi i śpiewałem najlepiej jak umiałem, ponieważ wszystko dedykowałem dla mojej księżniczki. Gdy tylko przypominało mi się, że już za dwa dni ją zobaczę i przytulę, od razu miałem ochotę drzeć się ze szczęścia i tylko obietnica Louisa, że pójdzie ze mną do psychologa trzymała mnie jeszcze w ryzach.
 Po imprezie od razu zadzwoniłem do Melly i rozmawiałem z nią pół godziny. Gdy przed każdym zdaniem wtrącałem "kocham cię, myszko" albo "tęsknię za tobą, moje serduszko", chłopcy patrzyli się na mnie jak na wariata. No fakt, jeszcze nigdy żadnej dziewczynie nie deklarowałem tak swojej miłości. To było dla nich coś nowego, widzieli że coś jest inaczej. Louis dał upust swoim myślom jutrzejszego dnia przy śniadaniu, kiedy byłem tak naładowany energią, że nie mogłem ustać w miejscu.
- Słuchaj Haz, masz jakieś poważniejsze zamiary wobec Melody?- mówiąc to oparł się na ręku i zaczął przypatrywać mi się intensywnie.
- A co?- ćwierkałem jak skowronek, byłem świeżo po rozmowie z moją dziewczyną.
- Bo tak się nią interesujesz, jakbyś chciał się jej oświadczyć.
 Te słowa sprowadziły mnie na ziemię. 
- Co?- zapytałem już całkiem serio ze zmarszczonymi brwiami.
- No narzeczeństwo, ślub, dzieci- gestem pokazał przemijanie czasu.
- Ale...- przełknąłem ślinę.
- Nie słuchaj go, Haz!- Zayn wszedł z chłopakami do kuchni.- Ja jestem z Perrie od dawna i jakoś nigdy mu to nie przeszkadzało- spojrzał na Lou wymownie, a ten popatrzył w inną stronę.- Nawet chyba wiem, dlaczego tak się ciebie czepia.
- No nie!- Lou podniósł ręce do góry.- Nie powiesz mi teraz, że ty też tego nie robiłeś!
- Nie aż tak bardzo- Mulat uśmiechnął się do chłopaka złośliwie.
 I tak właśnie rozpoczęła się kłótnia o coś, czego kompletnie nie rozumiałem.
                                                                          ***
 Zaśmiałam się głośno.
- Naprawdę tak zrobił?- zapytałam Weronikę z niedowierzaniem.
- No chyba bym ci tutaj nie kłamała!- oburzyła się dziewczyna.
 Weronika Myślińska to była jedna z moich najdroższych, najbliższych przyjaciółek kiedykolwiek. Mieszkała na Cyprze i przyjechała się ze mną zobaczyć, obiecała mi że zostanie do końca tygodnia. Była na studiach prawniczych i nie miała za bardzo czasu na wizyty. Teraz aktualnie wymieniałyśmy się różnymi ciekawymi anegdotkami z naszego życia towarzyskiego. Wera opowiadała mi o swoim byłym.
 Była środa i tylko paręnaście godzin dzieliło mnie od Harry'ego. Byłam więc prze szczęśliwa i moją euforię wzbogaciła jeszcze wizyta przyjaciółki.
-------------------------------------------------------------------------------
To było tylko takie wprowadzenie do następnego rozdziału- mam nadzieję, że będzie bardzo dobry i spodoba się Wam, miśki :*
P.S. co najmniej jeden komentarz!

sobota, 17 sierpnia 2013

Rozdział 35

.Opadłam bezradnie na poduszki i wypuściłam z siebie powietrze. Kłótnia z Harrym nie przyniosła mi jakiejś szczególnej satysfakcji.
- Czemu według ciebie nie mogę jechać do cioci?- jakimś cudem jeszcze to ciągnęłam.
- Bo znowu jakiś przypał zrobi ci krzywdę, znowu zaczniesz się ciąć i znowu będę ci musiał wpajać, że to nie twoja wina!- dobrze, że byliśmy sami w domu, bo inaczej byłby kwas.
 A ja jeszcze przez tą dietę byłam kompletnie wykończona. Ale mimo wszystko rezultaty już były.
- Wcale nie!- jęknęłam jak małe dziecko.
- Wcale że tak!- położył się koło mnie.
- Jak jesteś taki nadopiekuńczy, to jedź ze mną! Przecież ci mówiłam!- spojrzałam na niego z wyrzutem.
- A ja ci mówiłem, że nie mogę bo mam trzy koncerty i gdybyś została to bym cię ze sobą zabrał!- pochylił się nade mną i pocałował mnie tak jakby na zgodę.
- A ja ci znowu mówię, że tak czy siak jadę co cioci, a poza tym co niby miałabym robić na tych koncertach?- pogłaskałam go po policzku, ale nadal się z nim kłóciłam.
- Uch, jesteś taka uparta! W zamian mogłabyś zabrać swoje przyjaciółki- ostatnie zdanie powiedział z taką rezygnacją, że się zaśmiałam.
- Nic z tego, i tak tam pojadę- cmoknęłam go w otwarte usta ze zniewagi usta i zrzuciłam go z siebie.- Chcesz herbatę?
                                                                         ***
- Żyję, Harry, naprawdę!- słońce przyjemnie grzało mnie w plecy, a polna droga była jakby wymalowana.
- Coś ci nie wierzę- wymruczał do słuchawki rozgrymaszony.
- Haz, bo nie będę do ciebie dzwonić przez ten cały tydzień!
- A wiesz co?- nagle zmienił ton głosu na uradowany.- Te koncert mam od jutra wszystkie pod rząd! Czyli mogę do ciebie przyjechać w czwartek!
- To świetnie skarbie, zabierz ze sobą chłopaków- naprawdę się ucieszyłam, że mój chłopak może przyjechać. Opcję jego przyjaciół dałam z lekkim odepchnięciem.
- Jasne, pewnie- usłyszałam jak po drugiej stronie słuchawki ktoś woła Harry'ego.- Kochanie, muszę kończyć. Zadzwonię do ciebie za piętnaście minut, dobrze?
 Nawet nie zdążyłam powiedzieć, żeby nie zawracał sobie głowy. Wzruszyłam ramionami, schowałam telefon do kieszeni spódniczki i poszłam dalej przed siebie. Byłam na spacerze z kuzynką i siostrami, dziewczynki były w jednym wieku i bardzo dobrze się dogadywały. Dzięki temu ja mogłam sobie spokojnie rozmawiać, kiedy one szły przede mną. Harry zaczynał mnie denerwować, ale też cieszyłam się że ktoś tak się mną interesuje.
- No to co dziewczyny, wracamy?- zawołałam głośno.
- Dobra, gonisz!- i skręciły w stronę domu. Chcąc nie chcąc, musiałam za nimi nadążyć. W trakcie biegu do domu zaczęłam się zastanawiać, czy Haz nie miał przypadkiem racji mówiąc, że jeśli ktoś mnie zrani lub skrzywdzi, ja zaraz biorę winę na siebie. Jednakże rozmyślania zostały przerwane przez intensywne sapanie z mojej strony, bez treningów przez trzy tygodnie jednak robi swoje... Czerwona dobiegłam trzy tysiące lat za dziewczynkami, gdy tylko dopadłam krzesło w kuchni, opadłam na nie i zaczęłam łapać łapczywie oddech.
- Ktoś tu się chyba zmęczył- ciocia weszła do pomieszczenia i nalała mi szklankę wody.
Kiedy to robiła, zaczęłam sobie myśleć że w sumie to mam bardzo dużo cioć. Ta była zupełnym przeciwieństwem cioci z zeszłego tygodnia i dodatkowo nie była zupełnie moją rodziną, tylko tak ją nazywałam jak byłam mała. Łatwiej mi było.
Ta ciocia była obszerniej zbudowaną kobietą, zawsze się uśmiechała i wszystkich kochała.
- Ciociu, Harry wpadnie z chłopakami w czwartek do końca tygodnia, okej?- wysapałam, gdy już wypiłam wodę.
- Pewnie, a ile ich będzie?
- Pięciu łącznie- zamknęłam oczy i zaczęłam przeklinać w duchu małe.
- No to w takim razie obawiam się, że będą zmuszeni spać w ogrodzie-uśmiechnęła się.- Jak chcesz, mogą rozbić namiot pod twoim oknem. Przynajmniej nie będziesz do nich latać co pięć minut.
- Wcale, że nie!- zaprzeczyłam, potwierdzając przypuszczenia cioci.
 Ciocia Michelle się zaśmiała i pogłaskała mnie po głowie.
- Podejrzewam, że z utęsknieniem będziesz oczekiwała na kolegów. Chodzisz z Harrym, prawda?- ciocia przekrzywiła głowę.
- Tak, a co?- spojrzałam na nią ze zmarszczonymi brwiami.
- Sypiacie już ze sobą?- wytrzeszczyłam oczy.
- Czemu wszyscy tylko o to pytają?! Nie ma innych tematów?!- gestykulowałam w powietrzu.- Tak, robimy to i co?!
- Nic, kochanie, po prostu się pytam- śmiech cioci nie wiadomo czemu mnie strasznie rozdrażnił.
                                                                              ***
 Piąta rano. Dokładnie o piątej nad ranem obudził mnie krzyk Steph, miałam wielką ochotę ją udusić. Jednak świadomość tego, że najpierw trzeba wstać, ruszyć się z wygodnego i ciepłego łóżka tylko po to, żeby pójść do strefy kucyków i serduszek, odebrała mi chęci. Zdecydowałam, że ja też krzyknę i dowiem się o co chodzi.
- Co się stało?- mój rozniósł się echem po piętrze.
- Bo już za parę dni są nasze urodziny!- do wrzasków dołączyła się Meg.- A ja jestem starsza!
- Tylko o pięć minut i co z tego?!- Stephy zmieniła głos na wkurzony.
- Cicho, ja chcę spać!- usłyszałam Ruby.
 Westchnęłam ciężko i stoczyłam się z łóżka. Praktycznie z zamkniętymi oczami poszłam do strefy X, zrobiłam to z wielkim żalem.
- Stephanie, Megan, spać!- nakazałam im ziewając.
- No to chyba ty, my idziemy na dwór!- z prędkością światła (jak dla mnie) wybiegły z pokoju, a ja w żółwim tempie za nimi.
                                                                             ***
- Melly, przyjdą dziś do nad goście na herbatkę- ciocia Michelle weszła do domu i postawiła mi jeszcze jeden talerz do zmywania.
- Och, a kto wpadnie?- udawałam zainteresowaną, ale moje myśli krążyły gdzieś koło Harry'ego.
- Pamiętasz państwa Willson? Mają syna w twoim wieku, on też przyjdzie- nagle moje marzenia zostały przerwane. Zmrużyłam z wściekłością oczy. Travis.
- Wiem, że za nim nie przepadałaś, gdy byłaś młodsza, ale teraz jesteście starsi i mądrzejsi- ciocia pocieszyła mnie, a ja zaczęłam sobie przypominać wszystkie wredne rzeczy, które mi ten obrzydliwy chłopak zrobił.
 Pryszczaty, wygadany, zawsze w otoczeniu swoich obleśnych kolegów. Dokuczał mi w najróżniejsze sposoby, a ja nie chciałam się skarżyć ponieważ byłam dobrze wychowana. Jednak uraza została, wakacje kiedy celowo zniszczył moją cudowną, białą sukienkę były najgorszymi w moim życiu.
 Napakowana emocjami, stałam oparta o framugę przy drzwiach salonu i czekałam, aż moja ukochana rodzina Willsonów przyjdzie się przywitać. Z tego całego stresu dostałam tiku nerwowego i nie mogłam opanować niespodziewanych ruchów twarzy, szczególnie oka. Byłam tak zdenerwowana, że nawet nie usłyszałam dźwięku dzwonka. Dopiero gdy ciocia podeszła do drzwi, zakumałam o co chodzi.
- Wejdźcie, proszę- słodki głos cioci Michy jeszcze bardziej wyprowadził mnie z równowagi.
- Ach Michelle! Dawno się nie widziałyśmy!- no i ten nosowy głos jego matki. Zawsze mnie wkurwiał do n-tej potęgi.
- Faktycznie, chodźcie, zapraszam do salonu- w tym momencie zdałam sobie sprawę w jakim miejscu zaparkowałam. W popłochu próbowałam znaleźć jakąś sensowną drogę ucieczki oprócz okna, ale nie było nic poza korytarzem, którym szli "goście". W ostatniej chwili usiadłam na bardzo wąskim fotelu dla jednej osoby i kiedy pani Willson zaczęła na głos podziwiać jeden z obrazów, napisałam ekspresowego sms-a do Cher, żeby zadzwoniła do mnie za piętnaście minut.
 W tym momencie do salonu wszedł opasły pan Willson, za nim jego anorektyczna żona i... kto to do cholery był?! Jasne blond włosy ułożone niedbale, rozpięta koszula w kratę, pokazująca umięśniony tors i hipnotyzująco niebieskie oczy. Czy to był Travis?
- Cześć- odezwał się do mnie zniewalająco pociągającym głosem.
- Hej- nie straciłam fasonu i dalej się na niego boczyłam.
- Melody, zmieniłaś się bardzo- zlustrował moje ciało bardzo dokładnie.
- Ty również- pryszcze zniknęły, pogięty dres także Pojawiła się za to strasznie przystojna twarz i idealne ciało.
 Piętnaście minut później nie odebrałam telefonu.
-------------------------------------------------------------------------------------------
Woooooooooooooooooooooow!!!!!!!!!!!!!! Postaraliście się z tymi komentarzami!!!! Jestem z Was dumna! Mam nadzieję, że pod tym rozdziałem będzie równie dużo, a może i więcej ;) No i mam do Was poważne pytanie: #klik ? nom i muszą być pod tym postem co najmniej trzy komentarze!

czwartek, 15 sierpnia 2013

Rozdział 34

                                        Z dedykacją dla mojej ukochanej Zuzi :* <3
 Poszłam za Paulem, który wskazał mi Perrie siedzącą koło Louise. Pokiwałam głową i poszłam w ich stronę. Pezz uśmiechnęła się na mój widok.
- Hejo, nareszcie jesteś!- dziewczyna przekrzykiwała muzykę.
- Walnęłam się jak tu szłam i jeszcze musiałam iść po apteczkę.
 Rozśmiałyśmy się obydwie i poszłyśmy usiąść. Z naszego miejsca bardzo dobrze było widać chłopców, często strzelali do nas głupimi minami. Śmiałyśmy się niemożliwie głośno, było nas słychać pomimo tego rozgardiaszu. Zadzwoniłam nawet do Cher, która odebrała z piskiem, kiedy jej wyjaśniłam co robię. Usłyszała chyba z trzy piosenki, po czym telefon mi się wyładował. Wkurzyłam się lekko, ale Perrie pocieszyła mnie, mówiąc że to nie mój ostatni koncert. Uspokoiłam się więc i zaraz z głośników poleciała znajoma mi melodia. Na sali rozniósł się ogromny krzyk, a ja spojrzałam na Pezz zdezorientowana.
- To Little Things- pokiwała głową.- Ulubiona piosenka wszystkich.
 Uśmiechnęłam się delikatnie na wspomnienie tamtej nocy kiedy się bałam i śpiewanych przez Harry'ego uspokajających nut. Kołysałyśmy się we trzy razem z Lou i machałyśmy rękoma. W pewnym momencie Haz spojrzał na mnie i posłał mi całusa. Momentalnie oczy większości fanek zwróciły się na mnie, a ja posłałam mojemu chłopakowi buziaka. Wiedziałam, że zaraz informacja o tym znajdzie się na wszelkich portalach społecznościowych i plotkarskich. Nie ma co, Harry obiecał mi, że będę sławna i chyba dotrzymuje obietnicy...
                                                                        ***
 Kiedy wracaliśmy do pokoju było kompletnie ciemno, a my pierdoły nie wiedzieliśmy gdzie jest włącznik światła. Szliśmy przy ścianie i śmialiśmy się cicho, kiedy któreś z nas się potykało. Harry wykorzystywał sytuację i obmacywał mnie tak często jak tylko mógł. Nie przeszkadzałam mu, alkohol krążył w moich żyłach jeszcze po after party. Nachlałam się chyba więcej niż na gali, bo tym razem i ja byłam chętna.
 Gdy weszliśmy do pokoju, zamknęliśmy się od środka. Harry przycisnął mnie do ściany i zbliżył swoje usta do moich.
- Wiesz jak bardzo cię pragnę?- wyszeptał gorąco w moje usta.
- Cholernie!- pocałowałam go namiętnie, ręce odruchowo znalazły się przy guzikach koszuli chłopaka i zaczęły je odpinać. Gdy uporały się z nimi (było parę oderwanych), Haz zrzucił z siebie materiał. Jego obnażony tors był cudowny, tak idealnie zbudowany i opalony, przejechałam po nim ręką w dół, aż dotarłam do spodni. Odpięłam pasek i jęknęłam przy okazji cicho, czując wybrzuszenie w niższych partiach ciała.
 Haz również nie próżnował, odpiął zamek mojej sukienki i zsunął mi ją z ramion. Zorientował się, że nie mam pod nią stanika, więc darował mi ściągnięcie jej z siebie.
 To wszystko się działo nie przerywając pocałunku, w pewnym momencie przez głowę przemknęło mi: co ja właściwie robię?, ale zaraz o tym zapomniałam. W tamtej chwili liczył się tylko Harry i jego wszechogarniająca obecność. Nagle Haz złapał mnie za pośladki i podniósł do góry, pierwszy raz w życiu czułam wszystko tak intensywnie. Czy to właśnie było... pożądanie?
- Harry?- wyszeptałam między pocałunkami.
- Tak?- jego głos złamał się pod wpływem doznań.
- Chcę się z tobą kochać- na moje słowa chłopak zamarł. Nadal trzymał mnie na rękach, ale jakby go nie było, tak myślał.
- Na pewno?- zapytał po jakimś czasie.
 Zbliżyłam moje usta do jego ucha i wyszeptałam:
- Na pewno.
 A potem było już tylko piękniej.
                                                                     ***
 Rano obudził mnie natarczywy dźwięk telefonu i przeklinający Harry. Chłopak musiał wstać z łóżka i szukać cholernego urządzenia, które nie dawało nam spać. Kiedy w końcu go znalazł, był koniec piosenki.
- Czego ty, kurwa ode mnie chcesz Paul, kurwa?!- głowa mnie bolała, a Haz tak strasznie krzyczał.- Mało mnie obchodzi, która jest godzina, chcę się wyspać i już.
 Potem się rozłączył i rzucił telefonem o ziemię. Podszedł do łóżka i położył się koło mnie.
- Obudziłem cię skarbie?- jego chrypka sprawiła, że się uśmiechnęłam.
- No tak jakby- zachichotałam i nagle zdałam sobie sprawę z tego, że leżymy koło siebie praktycznie nadzy, jeśli nie liczyć kołdry. Oblałam się rumieńcem.
- Hej misiu, czemu się czerwienisz?- pogłaskał mnie po policzku, a ja schowałam się w poduszkach.
- No bo ty.. ja.. i ten...- nawet zdania z siebie nie mogłam wydusić, gdy zdałam sobie sprawę co się stało.
- Tak, tej nocy uprawialiśmy seks- przysunął się jeszcze bliżej i objął mnie.- I nadal się mnie wstydzisz?
- Mhm- wymruczałam w materiał pościeli, uparcie nie patrząc w oczy Harry'emu.
- Och, jesteś taka słodka- zaśmiał się i jednym ruchem odkrył fałdy kołdry.
                                                                      ***
 Trzymając się za ręce zeszliśmy po schodach do jadalni. Rozmawialiśmy wesoło i raz po raz całowaliśmy. Gdy weszliśmy do obszernego pomieszczenia okazało się, że wszyscy tam już byli i patrzyli się na nas jak na wariatów.
- O któłej to chę ffaje?- wybełkotał Niall z ustami pełnymi jedzenia.
- A od kiedy to ty jesteś zawsze na czas?- zapytał Harry, odsuwając mi krzesło przy stoliku.
- Od dzisiaj- przełknął i wyszczerzył się do nas.- W sumie to nawet dobrze, że przyszliście teraz, bo nie musieliście słuchać naszych domysłów na temat tego, co robiliście wczorajszej nocy, że tak późno wstaliście.
 Lou zaśmiał się głośno i wystawił rękę do Niallera.
- Przybij stary!- Niall przybił piątkę Louisowi i zawtórował mu śmiechem.
- Tak, ja chyba też się cieszę, że przyszliśmy teraz- mruknęłam pod nosem, a Harry jako jedyny kto to usłyszał, uśmiechnął się delikatnie.
--------------------------------------------------------------------------
 Bardzo Was proszę o komentarze! To dla mnie naprawdę, naprawdę, naprawdę bardzo ważne!

środa, 14 sierpnia 2013

Rozdział 33

 Pukałam nerwowo palcami w stół. One Direction miało przylecieć do Austrii za jakieś piętnaście minut.  Biały blat był cały w czerwonych kropkach, a ja w fioletowych. Nałykałam się tabletek uspokajających i zamknęłam domek na cztery spusty. Leki nic nie dały, natomiast ja byłam bliska płaczu. Zaraz pewnie znowu będzie mnie uspokajał i mówił, że nic się nie stało. Ale to nieprawda! Dużo się stało i to wszystko przeze mnie!
 Trzęsąc się wstałam z krzesła i poszłam do łazienki. Wyjęłam z szafki jeszcze więcej pigułek i żyletkę, po czym wyszłam przed dom. Ledwo myślałam, byłam tak otumaniona i zlękniona. Ostatkiem sił doszłam do złocistego pola, usiadłam na środku w moim ulubionym miejscu i wystawiłam twarz do słońca. Oddychałam ciężko, straciłam rachubę czasu: siedziałam tak może minutę, może dziesięć. Jednak grzejąc się tak, ściskałam kurczowo kawałek metalu, który coraz głębiej wrzynał mi się w skórę. Bolało jak diabli, łzy ściekały mi po policzku. W pewnym momencie opuściłam głowę i zaczęłam odkręcać zdrową ręką plastikową buteleczkę. Gdy już dostałam się do tabletek, wypadły mi na rękę od razu trzy.
=========================================================
 Zobaczyłem ją. Była taka piękna w blasku słońca, tylko grymas bólu i łzy psuły cały obraz. Zacząłem do niej ostrożnie podchodzić, kiedy nagle spuściła głowę i zaczęła coś robić. Ale tylko jedną ręką. Za chwilę znów się zatrzymała i podniosła dłoń do ust. Bardzo powoli, ale jednak. W tym momencie porzuciłem wolne tempo i zacząłem do niej biec. Te pięćdziesiąt metrów nie było wcale przeszkodą, kiedy moja dziewczyna mogła się zabić. Dobiegłem do niej akurat w chwili, gdy chciała wrzucić sobie do ust leki. Z rozbiegu ukląkłem przy niej złapałem ją za rękę. Zabrałem jej tabletki i spojrzałem w oczy. Byłem przerażony, nie miały kompletnie wyrazu, były puste i niewidzące. Popatrzyłem w dół i łza skapnęła mi po policzku. Wziąłem delikatnie jej małą rączkę i ostrożnie wyjąłem z niej żyletkę. Pociągnąłem nosem i podniosłem Melly. Posadziłem ją sobie na kolanach i przytuliłem, głaskałem ją po głowie i szeptałem kojące słowa do ucha. Brunatna krew z jej dłoni poplamiła mi spodnie, ale w tamtej chwili nie myślałem o niczym innym jak tylko o uspokojeniu jej.
- W porządku?- zapytałem po jakimś czasie.
- Nie- powiedziała prawie bezgłośnie.
 Westchnąłem i podniosłem się z miejsca. Melody była lżejsza niż zazwyczaj, co mi się bardzo rzuciło w oczy. Była blada, a zamknięte powieki- fioletowe. Serce mnie bolało, gdy na nią patrzyłem, a jeszcze dzisiaj mieliśmy mieć zaplanowany spontanicznie koncert. To była przykrywka dla naszego przyjazdu do Austrii.
========================================================
- Idziesz tam, czy tego chcesz czy nie!- wypchnęłam go z naszego pokoju i zamknęłam drzwi. Usłyszałam jak Lou i Niall go przejmują, po czym poszłam w stronę łóżka. Walnęłam się na nie i jęknęłam cicho. Zraniona ręka piekła mnie bardzo boleśnie, ale nie aż tak bardzo jak parę godzin temu. Po jakichś piętnastu minutach bezczynnego leżenia zdecydowałam, że poprzeglądam sobie strony plotkarskie. Stoczyłam się więc z wygodnego miejsca i poszłam po laptopa.
 Włączyłam sobie Facebooka i znowu w oczy rzuciło mi się to samo zdjęcie, a pod nim przeróżne komentarze typu: jaka ona gruba!, nie pasuje do mojego Harry'ego!, jak ona w ogóle śmie z nim chodzić!. Zraniło mnie to do żywego, od razu wyłączyłam portal społecznościowy i wyszukałam w Google'u: jak szybko i skutecznie schudnąć? Zaraz wyskoczyły mi różne diety i porady, ale tak na dobre zainteresowała mnie jedna. Wystarczyło tylko zwrócić to, co się akurat zjadło.
---------------------------------------------------------------------------------------
 Hej, mam pytanie. Czy mam pisać czerwoną czcionkę? Tzn. scenę 18+. Jak nie chcecie to nie, ale muszę wiedzieć... Dwa komentarze i piszę next ;)

wtorek, 13 sierpnia 2013

Rozdział 32

 Znikające za horyzontem słońce dawało mi ukojenie, spokój i ciszę. Złote, uginające się pod ciężarem nasion kłosy głaskały mnie po mokrych policzkach. Dlaczego? Dlaczego to wszystko musiało się stać? Sam fakt, że Piotr mi to zrobił był ciężki do zniesienia, ale Harry? Nie widziałam go wtedy cały dzień, chłopcy omijali mnie z daleka. Próbowałam to sobie wszystko wyjaśnić i jak zwykle odpowiedź przyszła szybko. To znowu moja wina. Dlaczego, do cholery, to zawsze była moja wina?
 Spojrzałam w dół na swoje poranione nadgarstki. Krew zdążyła już zastygnąć, a ręce były mniej podrażnione. Nadal bolało jak cholera, ale nie mocniej niż uczucia. Emocje zawładnęły całym moim ciałem te trzy dni temu. Poszłam wieczorem do cioci i powiedziałam jej, że muszę natychmiast wyjechać. Zdziwiła się co prawda, ale nie pytała za dużo, zrozumiała po prostu że nie warto. Spakowałam swoje rzeczy i rano już byłam #tutaj. Niedaleko miałam #domek, którego normalnie z drogi nie dało się zauważyć, więc byłam względnie szczęśliwa. Wiedziałam, że nikt oprócz mnie i moich przyjaciółek nie zna tego miejsca. To był nasz wspólny domek, który kupiłyśmy jak Natalie dostała premię za swoją pierwszą sesję zdjęciową. Nie kosztował wiele, a my jako szesnastoletnie buntowniczki musiałyśmy mieć takie miejsce, szczególnie że kasy nam nie brakowało. Leżałam właśnie w polu, zadowolona, że nikt mi nie może przeszkodzić w myśleniu i zwalaniu na siebie całej winy. Dla spokoju nic nie mówiłam o moim wyjeździe Harry'emu. W ogóle nikomu.
                                                                           ***
 W poniedziałek rano wstałam wcześnie, żeby zająć się kwiatami na grządce. Nikt ich nie doglądał od roku. Założyłam ogrodniczki i dziarskim krokiem wyszłam przed mój śliczny domek. Odetchnęłam świeżym wiejskim powietrzem i z uśmiechem na ustach (lekko wymuszonym) zabrałam się do przekopywania ziemi. Szło mi opornie, ale jakoś się dało. Kiedy powywracałam cały grunt na lewą stronę, stwierdziłam z zadowoleniem i dumą z siebie, że nie mam nasion do zasadzenia nowych kwiatów. Wstałam więc i poszłam się przebrać. Jakoś się ogarnęłam i doprowadziłam do jako takiego #porządku. Poszłam do samochodu i jak tylko usiadłam, walnęłam się  czołem o deskę rozdzielczą. "Kogo ja oszukuję, przecież i tak mam doła!", pomyślałam ale zaraz mi przyszło do głowy, że przecież nie ma to jak oszukiwanie samej siebie. Tak więc z szerokim, jakże bolesnym uśmiechem, włączyłam radio i zraz je wyłączyłam. Dlaczego? W moim aucie na cały głos rozbrzmiały pierwsze takty "One Way Or Another". Chyba bym się zastrzeliła na miejscu, gdybym  teraz usłyszała jego głos.
========================================================
 Ścisnąłem kubek, a ten rozpadł się na tysiące małych kawałeczków. Tik nerwowy nie dawał mi spokoju, a wszystkie twarze zwrócone były w moją stronę. Zrezygnowany od trzech dni umierałem ze strachu. Wyjechała sobie tak po prostu, nie mówiąc mi o niczym. Zniknęła po prostu, nie odbierała telefonów, GPS nie mógł jej namierzyć, byłem w totalnej kropce. A to wszystko dlatego, że ten skurwysyn próbował ją zgwałcić! Jak zwykle wzięła całą winę na siebie i zaraz się wykrwawi na śmierć, a ja nawet nie będę o tym wiedział! Nie zauważyłem mojego gwałtownego zachowania, które zebrani w pokoju odebrali jako jakiś atak.
- Louis, sprawdź mu tętno- polecił psycholog. Mój przyjaciel posłusznie odsłonił mi nadgarstek i ucisnął na żyle.
- Kurwa, ale zapierdala...- wytrzeszczył oczy.
 Lekarz westchnął głęboko i potarł oczy. Popatrzył chwilę w sufit, po czym powiedział:
- Trzeba się wypytać jeszcze raz rodziny i przyjaciół.
 Nagle coś mnie olśniło. Zerwałem się z krzesła i prawie się rąbnąłem o ścianę, kiedy biegłem po telefon. Ledwo wyhamowałem przed stolikiem i z zabójczą prędkością wystukałem numer Cher. Przy okazji zacząłem się zastanawiać skąd go właściwie mam.
- Tak?- usłyszałem zaspany głos.
- Hej, tu Harry. Wiesz może gdzie jest Melody?- terkotałem jak katarynka, Liam i Niall patrzyli się na mnie dziwnie.
- Nooo... Powinna być teraz na kolonii- Charlotte ziewnęła.
- Nie ma jej, już poniedziałek- zacząłem nerwowo tupać nogą.
- No to może u cioci  na domku?
- Nie, też już dzwoniłem.
- A domek w Rammy Village?- zasugerowała.
- Nie...- serce podskoczyło mi z radości. Może tam jest!- A gdzie to?
- Trochę za Linzem w Austrii- mruknęła. Szczęka mi opadła. Po co ja się tłukłem do Londynu?!
- Za, to znaczy?
- Trochę na południe, jakieś dwadzieścia kilometrów...
- Dobra, dzięki!
=======================================================
 Zaparkowałam przed domem i zadowolona wypakowałam tonę nasion. Zrobiłam jeszcze przy okazji normalne zakupy i byłam bardzo z siebie dumna. Nie licząc tego, że po drodze przejechałam z milion żab, to można było chyba uznać, że nikogo nie zabiłam. Miałam też gotowe sadzonki i w miarę szczęśliwa weszłam do domu. Rozpakowując rzeczy zaczęłam się zastanawiać nad pewną dziewczynką, która (jak mi się wydawało) ukradkiem zrobiła mi zdjęcie. Zmarszczyłam brwi i pomyślałam, że jeśli któraś z dziewczyn by się wygadała Harry'emu gdzie jestem... Największą plotkarą była oczywiście Cher, mogłam się bać o nią.
 Gdy już rozpakowałam zakupy, wzięłam laptopa i powłączałam sobie różne aplikacje. Między innymi Twittera. Weszłam sobie w trendy i pierwsze co mi się rzuciło w oczy to tweetowane moje imię i nazwisko. Weszłam w to sobie i gały wypadły mi na wierzch. W linku do zdjęcia byłam ja w sklepie, podana też była dokładna lokalizacja. Ogarnęła mnie panika, jedyne co mogłam teraz zrobić to znowu użyć swojego czoła do walnięcia się o blat stołu.

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Rozdział 31

 Chłopcy zachowywali się dziwnie. Harry kiedy tylko mógł plątał się przy mnie, obściskiwał się ze mną, całował i najczęściej wtedy, gdy reszta zespołu była gdzieś w pobliżu. Natomiast Louis wykorzystywał każdą sekundę, w której nie było przy mnie Haza, żeby ze mną pogadać, wysłuchać mojego zdania na jakiś temat lub po prostu się pośmiać. Kiedy przychodził mój chłopak, Lou natychmiast robił się zimniejszy i zdecydowanie bardziej na dystansie. Liam często prosił mnie, żebym pomagała mu na plaży z dzieciakami. Mnie wszystkie szanowały  i bały się, a Liama olewały, krótko mówiąc. Siedziałam wtedy koło niego i razem patrzyliśmy na dzieciaki. Niall był jak młodszy brat, przychodził do mnie z różnymi sprawami i cmokał mnie w policzek. Harry wkurzył się, gdy to zobaczył, ale wyjaśniłam mu, że to tylko przyjacielski buziak. Zayn był chyba najmniej nachalnym z chłopaków i najlepiej mi się z nim rozmawiało. Oczywiście oprócz Piotrka.
 Piotr był miły, uprzejmy, szanował moje zdanie, mieliśmy wspólny język. Zdarzało nam się rozmawiać tak intensywnie, że zapominaliśmy o reszcie świata. To było cudowne mieć takiego przyjaciela, chociaż na parę dni.
========================================================
                                                    (Harry)
 "Już trzy dni męczarni za mną!", stwierdziłem zadowolony i otworzyłem oczy. Pierwsze co mi się w nie rzuciło to facjata Nialla wisząca nade mną.
- Co ty tutaj do cholery robisz?- zapytałem zaciekawiony.
- Chciałem ci powiedzieć, że mieliśmy spotkanie liderów pół godziny temu, ale tak słodko spałeś, że nie miałem serca cię budzić- złożył usta w dzióbek i pokazał mi na swoim telefonie zdjęcie śpiącego mnie, zaplątanego w pościel.
- Idiota!- zerwałem się, a komórka chłopaka wypadła mu z ręki.
 Zdążyłem go tylko złapać za rękę i wykręcić mu ją, kiedy do naszego pokoju wszedł zaspany jedenastolatek. Popatrzył się na nas chwilę, po czym otworzył szeroko oczy i już miał zacząć krzyczeć, kiedy mu przerwałem.
- Co, nigdy nie widziałeś lejących się gamoni?
=======================================================
                                                    (Piotr)
 Odetchnąłem głęboko i wyszedłem z domku dla personelu. Skierowałem się w stronę pokoju Melody, układając przy okazji w głowie scenariusz do powiedzenia. Jednak gdy zapukałem i otworzyła, wszystko mi nagle wyleciało z pamięci.
- Hej, co tu robisz o tak późnej porze?- uśmiechnęła się.
- Zasadniczo... chciałem się zapytać... czy pójdziesz ze mną na spacer...- wydukałem.
- O dwunastej w nocy?- wytrzeszczyła oczy.
- No tak... bo wiesz, wtedy się chyba rozmawia najlepiej- ręce powoli zaczynały mi drżeć.
- Jasne, pewnie- wzruszyła ramionami i zamknęła za sobą drzwi.
 Wyszliśmy na leśną drogę, która prowadziła na boiska. Rozmawialiśmy wesoło, plotkowaliśmy o różnych dziwnych osobach w świecie celebrytów. W pewnym momencie zeszło na temat jej i Harry'ego.
- To od kiedy się znacie?- spojrzałem na nią ukradkiem, było ciemno więc nie mogła tego zauważyć.
- Od paru miesięcy- wzruszyła ramionami.
- A uprawialiście już seks?
- A co to za pytanie?!- odwróciła się do mnie nagle i zaraz potknęła się o kamień.
 Wylądowała na ziemi, a ja pochyliłem się nad nią.
- Normalne- wyszeptałem.
=======================================================
                                                (Melody)
 Sytuacja stała się momentalnie napięta jak struna. Wstrzymałam oddech, kiedy pochylił się nade mną.
- Co... Co ty robisz?- byłam sparaliżowana strachem.
- Chcę cię pocałować- jedyne co widziałam, to jego oczy świecące wrogim blaskiem i już wiedziałam, że nie chodziło mu jedynie o pocałunek.
- Nie możesz!- ledwo powiedziałam i złączył nasze usta w brutalnym pocałunku.
 Położył się na mnie w ten najbardziej obrzydliwy sposób i zaczął mnie obmacywać. Próbowałam krzyczeć, ale przerażenie i zatkane usta nie pozwalały mi na to. W pewnym momencie usłyszałam koło nas szelest i ciężar został ze mnie nagle zdjęty. W ciemności widziałam tylko zarys sylwetki, ale wiedziałam kto to jest. Tylko skąd tutaj Harry?
- Co ty, kurwa, robisz?!- wywarczał i rzucił Piotrkiem o ziemię.
 Chłopak jęknął cicho i wysyczał:
- Po prostu dobrze się z twoją dziewczyną bawiliśmy, co nie?- zwrócił się do mnie.
 W odpowiedzi tylko załkałam i zakryłam twarz rękoma. Miałam ogromne poczucie winy. Koło mnie słyszałam tylko szamotaninę i rzucane półgębkiem przekleństwa. Podniosłam się z twardego podłoża i zaczęłam iść w stronę domku.
- Gdzie idziesz?- usłyszałam tuż za sobą cichy głos.
- Do pokoju- zapłakałam.
 Poczułam jak ciepłe, silne ramiona oplatają mnie od tyłu. Łzy ciekły mi jedna za drugą, policzki miałam całkowicie mokre.
- Już, ćśiii- Harry pogłaskał mnie po głowie i wziął na ręce. Przytulił mnie do piersi i powoli zaczął iść w stronę któregoś domku.
- Gdzie idziemy?- wyjęczałam, gdy zorientowałam się, że nie idziemy w stronę mojego pokoju.
- Zobaczysz- wyszeptał cicho i przytulił mnie jeszcze mocniej do swojej piersi.

niedziela, 11 sierpnia 2013

Rozdział 30

 Powiedzieć, że Niall i Harry byli na śniadaniu rypnięci to niedomówienie. Podejrzewam, że nie wyglądaliby tak źle po pięciu koncertach na raz. Wory pod oczami, szara twarz i ospałe ruchy świadczyły o tym, że chyba się nie wyspali. Ledwo trzymałam ich przy życiu opowiadając im, co będą dzisiaj robić. To był obóz sportowy, każdy z piątki miał coś dodatkowego do roboty. Liam nadzorował różnego rodzaju zabawy wodne, Lou ogarniał warsztat piłki nożnej i dodatkowe zajęcia tzw. klubiki, Zayn zajmował się tym, żeby wszystkie rzeczy, które zostały wypożyczone, zostały zwrócone, a Niall i Harry... oni byli po raz pierwszy opiekunami, więc ciocia darowała im inne obowiązki.
 Akurat usiedli obok mnie, wyglądali jak siedem nieszczęść. Nialler nawet nie miał siły podnieść kanapki do ust.
- Jeju, wy dzisiaj w ogóle spaliście?- szturchnęłam blondyna ramieniem.
- Nie- Haz pociągnął łyk kawy.- Kochani chłopcy tak napierdalali, że nie mogliśmy myśleć.
 Otworzyłam szeroko oczy i wgryzłam się w słodką bułkę. Myślałam czy można zmienić grupę, kiedy dosiadła się do nas reszta chłopaków. Promienieli uśmiechem i wymieniali się żartami, gadali tak szybko po angielsku, że moja koleżanka popatrzyła się na mnie dziwnie.
- No co? Mają literować każdy wyraz?
 Harry spojrzał ponuro na chłopaków. Niall dawno już spał, przytulony do talerza.
- A oni? Gdzie mieszkają?- nieprzytomny głos mojego chłopaka zmusił mnie do przytulenia go.
- Mają swój pokój w domku dla personelu- pogłaskałam go po głowie i cmoknęłam w czoło. Kątem oka zauważyłam wrzeszczące spojrzenia zazdrosnych nastolatek.- Wiem, że to niesprawiedliwe i już kombinuję jakby wam tu umilić życie.
 Haz pokiwał głową i oparł się na moim ramieniu. Wyglądał przesłodko z zamkniętymi oczami, aż chciało się go tulić i tulić. Był idealny.
===========================================================
                                                    (Louis)
 Włożyłem do ust ostatni kawałek kanapki i z zawiścią w oczach spojrzałem na obściskujących się Melody i Harry'ego. Byli taką idealną parą, jak tylko chłopaki zaczęli mu lekko dokuczać, to od razu zaciągnął do niej Nialla. Zmusił go prawie, żeby z nim poszedł, jakby się bał że go nie wpuści... Nieważne, ostatnio się trochę pokłóciliśmy z Harrym. Właśnie o nią. Tak naprawdę wcale bym nie nalegał, żebyśmy przyjeżdżali, gdyby nie fakt, że bardzo ją polubiłem. Już wtedy na gali mnie oczarowała, było w niej coś takiego... Nawet w Eleanor bym tego nie znalazł. No ale ona była święcie przekonana, że to Haz jest tym jedynym. Myliła się i zamierzałem jej to udowodnić.
- Hej, Mel!- zawołałem ją. Odwróciła się do mnie natychmiast z uśmiechem.- Co dzisiaj robimy?
- No teraz zjemy śniadanie, potem posprzątamy pokoje, o dziewiątej mamy spotkanie z kierowniczką, dziesiąta wycieczka integracyjna, dwunasta planowe zajęcia, trzynasta obiad, potem godzina przerwy, o piętnastej klubiki, szesnasta plaża, potem siedemnasta zabawa w lesie i kolacja o dziewiętnastej- uśmiechnęła się do mnie ślicznie.- Mam nadzieję, że nie zdechniesz przy siedmiolatkach, bo dzisiaj ich masz.
===========================================================
                                                     (Harry)
 Ja i Niall jakimś cudem wypchnęliśmy chłopaków przed teren obozu i dumni z siebie czekaliśmy na resztę uczestników turnusu. Mel pojawiła się zaraz z przekrzykującymi się nastolatkami i gapiącymi się na nas fankami. Niedługo pojawiła się reszta obozowiczów i mogliśmy ruszać w drogę. Wycieczka była po polnej drodze, wyglądała mniej więcej tak, że wszystkie dzieciaki pobiegły do przodu, a liderzy zostali z tyłu. Kiedy jakiś bachor się przewracał, zaraz jakiś inny kurdupel do nas podbiegał i mówił, z której to grupy. Ja biegałem zasadniczo w tę i z powrotem. Trochę pośmiałem się z moim przedziałem wiekowym i zaraz musiałem biec do młodych.
 W pewnym momencie podbiegła do nas rudowłosa dziewczynka, która wyraźnie wstydziła się mnie i chłopaków. Miała może z jedenaście lat.
- Ciociu Melly, Agatka płacze i strasznie boli ją noga- o dziwo mówiła po angielsku.
- Tak, Jesy? No to chodź, zobaczymy co się stało- wzięła dziewczynkę za rączkę i poszła z nią do przodu.
 Patrzyłem się na nie i zobaczyłem, że El pasuje do dzieci idealnie. Nagle przez głowę przemknęła mi myśl: "ciekawe jak wyglądałaby z naszymi dziećmi". Za chwilę spostrzegłem się, że moje myśli płyną w niebezpieczne rejony i ogarnąłem się. W pewnym momencie Jesy przytuliła się do dziewczyny i wyszeptała jej coś na ucho. Elly uśmiechnęła się i pokiwała głową. Za chwilę do nas wróciła.
- Jess mówi, że jest waszą wielką fanką i miała zawał jak się okazało, że przyjeżdżacie- uśmiechnęła się do mnie i chłopaków.
- A to dlatego tak się nas bała- Zayn pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Powiedz jej, że też ją kochamy- zwrócił się do Mel Liam.
- Jasne- zaśmiała się i przytuliła do mnie.
==========================================================
                                                  (Liam)
 Było gorąco jak w piekle, nie dało się oddychać. Wytężyłem wzrok i gały wypadły mi na wierzch, fura dzieciaków pędziła prosto do wody. Nie wiedząc specjalnie co mam zrobić, popatrzyłem zrezygnowany na Mel, która akurat przyszła i tym razem naprawdę oczy wpadły mi do piachu. Bikini i skromny biustonosz znacznie podkreślały jej wdzięki. O mało co nie spadłem z krzesła ratownika, jak na nią spojrzałem.
- Eee... Melody?- nagle nieśmiałość odjęła mi mowę.- Co.. ja.. mam..
- Och, nie martw się, zaraz się tym zajmę- gestem pokazała mi, żebym się odprężył.- Z WODY, ALE JUŻ!
 Tak zagrzmiała, że w końcu spadłem z tego krzesła. Nic nie rozumiałem, ale nagle na plaży zrobiło się cicho, nawet wiatr nie wiał. Wszystkie dzieci posłusznie wyszły z wody i stanęły grzecznie przed jeziorem.
- Ustawić się w szeregu dwójkami- powiedziała już swoim normalnym, miłym głosem. Nadal nic nie rozumiałem, ale Melka panowała nad wszystkim.
 Bachory zaczęły się mieszać między sobą.
- Nie, niższa osoba do przodu- dziewczyna zamieniła miejscami dwóch chłopców.
 Nie miałem pojęcia dlaczego, ale nagle Melody wydała mi się bardzo ładną kobietą.
=========================================================
                                                   (Zayn)
  "Jako jedyny chyba jeszcze nie straciłem głowy do Elly", pomyślałem i zaśmiałem się. No może nie aż tak bardzo. Była naprawdę piękna, szczególnie teraz leżąc koło mnie i chowając się w krzakach.
- A może jednak warto zmienić kryjówkę?- zasugerowałem.
- To są podchody, a nie zaklepany- wyszeptała i dalej się czaiła.
 Jak tak się na nią patrzyło, to faktycznie miała nieprzeciętną urodę. Ośmieliłbym się wysunąć teorię, że jest nawet ładniejsza od Perrie. I zdecydowanie inteligentniejsza. Ale to mimo wszystko nadal moja dziewczyna i to, że panienka Harry'ego mi się podoba, to nie znaczy, że zaraz ją muszę podrywać. Już i tak wystarczył Lou, który nie mógł znieść że Melody jest dziewczyną Hazzy. Gdyby jej nie poderwał, to LouLou bardzo szybko by o niej zapomniał, ale nie, przecież musiał mu COŚ udowodnić...
- Idą tutaj!- złapała mnie za rękę.
 "To i tak szczęście, że nie mogli się dogadać, który ją weźmie i mi się trafiło", zachichotałem w duchu.
==========================================================
                                               (Niall)
 "Dżizas, zaraz się potnę", ta myśl chodziła mi cały czas po głowie. Harry utyskiwał na wszystko, na niewygodne łóżko (było koszmarnie wygodne), na bachory za ścianą, na to że jest głodny, a przede wszystkim na chłopaków, którym odbijała szajba. W tym akurat go rozumiałem, też bym nie chciał, żeby inni mężczyźni niż ja kręcili się koło mojej dziewczyny. Ale inna prawda, że Melody naprawdę była piękna... Gdybym miał czternaście lat, to pewnie czerwieniłbym się przy niej strasznie. Ale na razie planowałem delikatne odbicie, tak żeby tylko Haz to poczuł. No i może jeszcze reszta chłopaków- zazdrość. Zawsze byłem uznawany za ciotę w tym zespole, jeśli chodzi o dziewczyny. No to zobaczymy, czy naprawdę taki ciul ze mnie...
----------------------------------------------------------------------------
 Mogę rzadziej dodawać rozdziały, bo wyjechałam, ale oczywiście będę się starała dodawać codziennie. No i jak coś, to mój ask :D :http://ask.fm/misiek6923

sobota, 10 sierpnia 2013

Rozdział 29

 Był piękny niedzielny poranek, wszystkie dzieci, które miały wyjechać wyjechały, a ja mogłam się cieszyć upragnioną wolnością. Spacer z Piotrkiem mile urozmaicał dzień, był cudownym chłopakiem. Właśnie opowiedział zabawną historię, a ja pękałam ze śmiechu.
- Ktoś ci już kiedyś mówił jak pięknie się śmiejesz?- dla mojej własnej wygody mówiliśmy po angielsku.
- Tak, mój chłopak- oczy mi się zaiskrzyły na jego wspomnienie.
- Aha... Masz chłopaka? Jak się nazywa?- Piotr przekrzywił głowę.
- Harry Styles- uśmiechnęłam się szeroko.
- Hej, czekaj, to ten wokalista?
- Mhm- złapałam go za rękę i pociągnęłam w stronę hotelu. Właśnie ktoś przyjechał, ciocia wyszła żeby się przywitać. Z samochodu wysiadło pięć łudząco znajomych postaci.
 W brzuchu wystrzeliło mi tysiące motyli, każdy latał jak szalony. Adrenalina szarpnęła mną i już za chwilę biegłam co sił w nogach. Jedna z postaci odwróciła się do mnie otworzyła przede mną ramiona, w które wpadłam. Znajomy zapach uderzył mnie w nozdrza, silny uścisk wycisnął ze mnie parę łez.
- Harry- mocno ściskałam mojego chłopaka.
- Och Melody, tak się stęskniłem!- jego głos łamał się ze wzruszenia.
- Co ty tutaj robisz?- wymemłałam w jego koszulkę.
- Przez tydzień będę się użerał z kurduplami, a co?- jego klatka piersiowa zawibrowała od śmiechu.- Strasznie za tobą tęskniłem, nawet nie wiesz jak bardzo.
- Popieram- wtrącił się Louis.- Mieliśmy z nim taką dupę przez tydzień, że nie ma przebacz.
- Ach, brakowało mi ciebie, Lou- wychyliłam się zza Haza i uśmiechnęłam się do szatyna.
- Mi ciebie też, wyzyskiwaczko miłości- chłopak wystawił mi język.
 Zaśmiałam się i przytuliłam jeszcze mocniej mojego chłopaka. Usłyszałam za sobą szuranie żwiru, odkleiłam się od mojego chłopaka i odwróciłam. Piotrek stał uśmiechnięty niepewnie, zainterweniowałam.
- Harry poznaj proszę Petera- użyłam angielskiej odmiany, żeby chłopakowi było łatwiej.- Piotrek to jest właśnie mój chłopak.
- Zauważyłem- zaironizował blondyn.
- Ha-ha, no bardzo śmieszne. Przecież nie widzieliśmy się od tygodnia!
- Jasne, tydzień rozłąki i histeria na planie- mrugnął do mnie i wystawił rękę do Hazzy.- Cześć, Peter jestem.
- Harry Styles- zielonooki nagle zrobił się zimny i wyglądał jakby podkreślał to, że jest znany.
- Wiem- Piotrek wyszczerzył się do niego. W przeciwieństwie do mojego chłopaka, on potrafił dobrze się zachować.
                                                                           ***
 Przyjechały dzieciaki, tłumy były niewiarygodne, wszyscy rodzice chyba się zmówili i przyjechali w jednym momencie, bo parking nagle się wydłużył o kilometr z obu stron drogi. Było mnóstwo hałasu, a jeszcze więcej jak się wydało kto przyjechał. Mnóstwo nastolatek było zamkniętych w pokojach, dopóki się nie uspokoją. Harry obiecał, że w ostatni dzień obozu będzie można z nim pogadać.
 Chłopaki podzielili się jakoś. Harry i Niall mieli grupę chłopaków jedenaście-trzynaście, Liam był ratownikiem nad jeziorem, Louis był od zajęć piłki nożnej, a Zayn... cóż, Zayn uczył na warsztacie tanecznym. Wszyscy byli w miarę zadowoleni (Harry prawie się popłakał, jak dowiedział się kogo ma. Niall zniósł to spokojniej- w końcu miał być tylko asystentem), nie było jakichś wielkich histerii. Ja dostałam taki sam przedział wiekowy, trochę pokrzyczałam w poduszkę i poszłam zapisywać dziewczyny. Trafiły mi się diabły. Istne diabły z rogami, ogonami i ognistymi trójzębami, były potworne! Jak się okazało, nie tylko ja źle trafiłam.
- Proszę, otwórz!- usłyszałam zza szyby prowadzącej na mały taras.- Szybciej, zaraz nas znajdą!
 Wstałam z łóżka i rozsunęłam zasłony: przyklejeni Harry i Niall z przerażonymi minami popędzali mnie gestami. Otworzyłam balkon, a chłopaki wpadli do środka i... nie, tego się chyba nie da opisać. Najpierw przepychali się na podłodze, potem kłócili się o to kto wejdzie do szafy, a następnie Haz wpakował Nialla pod łóżko, a sam zaparkował w tej szafie.Uniosłam jedną brew i usłyszałam głos cioci: był niebezpiecznie blisko, a chłopakom nie wolno wchodzić do pokojów dziewczyn i na odwrót! Rzuciłam się na posłanie, przy okazji słysząc wycie Nialla.
- Cicho, kierowniczka idzie!- moja ręka wystrzeliła po jakąkolwiek książkę i zdążyła ją tylko otworzyć na chybił-trafił stronę, a ciocia już weszła.
- Cześć kochanie, zebrałaś już listę?- jej niczego nieświadomy głos sprawiał, że chciało mi się śmiać.
- Tak, oczywiście- ledwo się powstrzymywałam.
- No to dobrze- nagle popatrzyła na moją książkę.- Czemu czytasz do góry nogami?

Rozdział 28

 Po trzech dniach miałam dosyć. Bieganie za dziewczynami, sprawdzanie czy na pewno wszystkie są na miejscu i o czasie, pilnowanie czystości w pokojach: to naprawdę było męczące. Po cichu skakałam z radości, że jest już środa, jeszcze tylko czwartek, piątek i w sobotę wyjeżdżają! No tak, ale z kolei po nich jest kolejny tydzień... A przy okazji musiałam jeszcze pomagać cioci z papierkową robotą- tylko w tym tygodniu, jednak miałam za Chiny dość. No i rozmowy z Harrym: słuchanie jego głosu było nagrodą samą w sobie, jednak czasami ten głos skarżył się na rozmaite rzeczy. Między innymi błagał mnie, żebym wróciła.
- Ciociu!- zawołała mnie Żanetka. Wszystkie liderki były nazywane ciociami, a opiekunowie wujkami.
- Tak?- spojrzałam na drobną blondyneczkę.
- Bo telefon do ciebie dzwonił- wydyszała. Uśmiechnęłam się i pogłaskałam ją po główce. Biedna musiała biec aż na hamaki, bo chciała mi tylko to powiedzieć... Kochane dziecko.
 Podniosłam tyłek i powlekłam się do pokoju. Zgadywałam, że dzwonił Harry. Jednak gdy wzięłam telefon do ręki na wyświetlaczu pojawił się nieznany mi numer. Zaczęłam oddzwaniać, z racji tego że numer nie zaczynał się na +48 wiedziałam, że trzeba mówić po angielsku.
- Tak?- zapytałam grzecznie.
- Jeny, dobrze że odebrałaś!- Louis odetchnął z ulgą.
- A czemu do mnie dzwonisz, Lou?- zdziwiłam się.
- Ponieważ Harry dostaje świra, nie wiemy co mamy z nim robić- powiedział to tak, jakby to była moja wina.- Dzwonisz tylko raz dziennie, a Haz wyłazi ze skóry.
- No nie moja wina, że mam dużo zajęć i nie bawię się ciągle na komórce- byłam lekko wkurzona, a to mogło doprowadzić do kłótni między nami.
- Rozumiem, tylko jakbyś czasami mu napisała jakiegoś sms-a, czy coś...- teraz zmienił ton na bardziej proszący.
- Jasne, pewnie- nagle usłyszałam wrzaski dziewczyn z pokoju dwunastolatek.- Czekaj, muszę kończyć. Pa!
- No hej...
 W biegu zapisałam sobie numer Lou i popędziłam zapobiec kłótni.
                                                                             ***
============================================================
 Czwartek. Nie mam jej już od pięciu dni, sporadycznie dostaję sms-y i raz dziennie z nią rozmawiam. Ledwo psychicznie wytrzymywałem, brakowało mi jej zapachu, aksamitnego dotyku, miękkich włosów i krwistego rumieńca. To było nie do zniesienia, chłopaki pomagali mi trochę, starali się mnie zajmować lub rozbawiać. Nawet Paul się przejął i chyba sam raz do niej zadzwonił. Na pewno Louis to zrobił: przyszedłem akurat tak, żeby usłyszeć jej słodki głos mówiący pa!. Kilka razy nawet byłem tak zdenerwowany tym, że nie zadzwoniła, że na koncercie po prostu mi odbijało. Chłopaki tuszowali sytuację jak mogli, wymyślali różne historie. Jedna miała związek z moja siostrą, kochana zgodziła się ją potwierdzić.
- Dobra, okej, mam dosyć!- bębenki mi w uszach zadzwoniły, podniosłem głowę i zobaczyłem czerwonego Zayna stojącego na środku pokoju nagrań.
- Ale co?- wychrypiałem. Przyjaciel przewał mi rozmyślania na temat tego, co aktualnie może robić moja dziewczyna.
- Jeśli masz zamiar się tak zachowywać jeszcze przez dwa tygodnie, kiedy jej nie będzie, to sam osobiście wykopię twoją dupę do niej!- wrzeszczał niemożliwie głośno. Albo mi się tak wydawało przez wczorajszego kaca po imprezie, na którą siłą zaciągnął mnie Lou.
 Na słowa Zayna, Liam pokiwał głową.
- Zgadzam się z nim i chętnie mu pomogę- uśmiechnął się.
- To jest koszmarnie dziwna sytuacja, że ty tak reagujesz na dziewczynę- Niall wszedł do pokoju.
- Jeszcze nigdy się tak nie zachowywałeś- przytaknął Louis.
- No wiem, ale... Ona jest wyjątkowa- znowu zaryłem czołem o blat stołu.- Ja jej potrzebuję, jak powietrza!
 W ten do sali wszedł Paul. O dziwo, z szerokim uśmiechem na ustach. Stanął na środku pomieszczenia i wyszczerzył się do nas.
- Koniec użerania się- jego ton był przepełniony czystą radością.- Kupiłem wam wszystkim bilet do Polski.
 Po raz pierwszy od wielu miesięcy zerwałem się z krzesła i przytuliłem Paula.
                                                                              ***
==========================================================
 Piątek. Cała promieniałam, moje ciało jakby krzyczało "hura, ostatni dzień z nimi! Juhu!". Oczywiście ten piękny słoneczny dzień musiała mi popsuć wiadomość, że najgorsze dziewczyny z mojej grupy zostają na drugi tydzień. Jednak pocieszyłam się myślą, że może dadzą mi dużo spokojnych, niekrzyczących, zawsze pojawiających się na czas dziewczynek. Miałam taką nadzieję, że aż zaczęłam je sobie wyobrażać.
 Zaczęli przyjeżdżać nowi opiekunowie, z zasady płci obleśnej. Płeć piękna zostawała praktycznie w takim samym składzie, jak była.
 Siedząc sama na hamaku, usłyszałam szelest za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam bardzo przystojnego chłopaka.
- Cześć- miał taki miły, głęboki głos.- Jestem Piotrek, a ty?
- Melody- sama nie wiem czemu zatrzepotałam rzęsami.- Miło mi.
- Mi również- jego uśmiech był powalający.

czwartek, 8 sierpnia 2013

Rozdział 27

- Tak Harry, żyję- przewróciłam oczami.- Nie musisz tego sprawdzać systematycznie co pięć minut.
- Wiem, ale mam taką potrzebę- mruknął.
- Założę się, że chłopaki szału z tobą dostają- podniosłam kartonowe pudło i postawiłam je na jednej z najwyższych półek.
- Mogą sobie dostawać co im się podoba, a ja i tak będę robił to samo.
 Usłyszałam moje imię krzyczane przez ciocię.
- Muszę kończyć- cmoknęłam w powietrze.- Pa!
- Czekaj!- nacisnęłam czerwoną słuchawkę.
 Powoli, bardzo powoli nadopiekuńczość mojego chłopaka zaczynała działać mi na nerwy. Wchodząc po schodach zastanawiałam się, dlaczego właściwie mu się tak zrobiło? Przed odlotem do Polski o mało szału nie dostał, wszędzie były fanki i nic nie mógł zrobić. Dzięki Hazowi ochrony było więcej niż na koncertach.
 Weszłam na górę i przypomniałam sobie, jak błagał mnie żeby mógł lecieć ze mną.
- Rozłąka wzmacnia uczucie- powiedziałam wtedy i pogłaskałam go po policzku.
 On spuścił smutno oczy i przytulił mnie mocno. Teraz szłam koło bilardowego, ustawionego ni z gruszki ni z pietruszki na środku przejścia i patrzyłam na ciocię stojącą w wejściu, podpierającą się pod boki.
- No dobra, za godzinę zaczną przyjeżdżać pierwsi obozowicze- zawiesiła głos.- I z tej okazji mamy spotkanie w willi.
 Obróciła się na pięcie, wyszła i zobaczyłam tylko jak maleje, schodząc ze schodów. Wzruszyłam ramionami i poszłam za nią. Willa, hmm..., pomyślałam. "Willą" nazywaliśmy wszyscy drewniany, lekko podupadający domek, w którym pomieszkiwał jeszcze Chopin. Był tam sklepik, plazma i pokój kierownika. Ogólnie stał przed terenem, gdzie rozsiane były domki uczestników turnusu. Słowo "rozsiane" zostało nieprzypadkowo użyte: były dosłownie wszędzie. Nie były rozmieszczone regularnie, jeśli nie znało się rozkładu tzw. "zestawów" ciężko było trafić. Z kolei zestaw to był jeden domek, w którym mieściło się pięć pokoi. Na szczęście byłam zorientowana, jeździłam do Zakościela co roku!
 Kiedy doszłam do willi, wszyscy już byli. Zrobiłam wielkie wejście.
- No to tak- zaczęła ciocia.- Wyznaczeni liderzy dziewcząt, proszę podejść i wylosować grupę.
Podeszłam razem z kilkoma innymi liderkami do stołu, na którym leżały pomieszane koperty. Wyciągnęłam rękę po jedną z nich i wróciłam na swoje miejsce.
- Otwórzcie proszę.
 Z lekkim drżeniem dłoni, rozkleiłam papierowe opakowanie i wyjęłam kartkę. Ciocia pytała każdą dziewczynę z uśmiechem, a w końcu spojrzała także i na mnie.
- Grupa od jedenastu do trzynastu lat- przerażenie wybałuszyło mi oczy na wierzch.
- No to dobrze, lepiej się będziecie dogadywały- kobieta uśmiechnęła się do mnie i zaczęła prosić opiekunów chłopców.
                                                                        ***
 Wieczór, gwiazdy lśniły, a Księżyc raził swym blaskiem. Było już ciemno i właśnie zbliżałam się do pierwszego pokoju. Zapukałam i weszłam do środka, wszystkie śmiechy i żarty natychmiast umilkły.
- Cze-eść- wydukałam.- Mogę wejść?
- Jasne, pewnie!- drobna blondynka siedząca na łóżku piętrowym obdarzyła mnie uśmiechem.
 Weszłam z niepewnym uśmiechem przylepionym do twarzy. Usiadłam na łóżku przy ścianie i wyprostowałam kartkę, którą kurczowo miętosiłam w ręce.
- Dobrze, no to muszę teraz zebrać wasze dane osobowe, okej?
- Ehem, chwilkaaaa- dziewczynka siedząca na posłaniu pod uśmiechniętą blondynką czytała coś zawzięcie.
- No to ja zacznę, a ty skończ czytać- odwróciłam się do rudowłosej, która usiadła koło mnie.- Możesz zacząć?
- Anita Gąsołek- uśmiechnęła się do mnie szeroko.
 Kurna chata, tak dawno nie pisałam po polsku, że...
- Jak?
 I tak mniej więcej minął mi cały wieczór, najpierw spisałam sobie wszystkie jedenastolatki, potem dwunasto- i następnie trzynastolatki. Zajęło mi to sporo czasu, ale przynajmniej przypomniałam sobie jak się pisze. Potem poszłam jeszcze raz do willi na spotkanie liderów i wróciłam do pierwszego pokoju oraz zaczęłam się przygotowywać do snu. Pokoje były podzielone na dwie części: pięcioosobowe i dwuosobowe. Ja byłam sama w dwójce, ale następnego dnia miałam dostać lokatorkę, która przyjedzie później.
 Pierwsze co zrobiłam po umyciu i przebraniu się to telefon do Harry'ego. Nie minął nawet jeden sygnał, kiedy go usłyszałam.
- Czemu tak długo się nie odzywałaś?!- jego głos brzmiał, jakbym nie dawała znaku życia co najmniej trzydzieści lat.
- Miałam dużo zajęć- ziewnęłam.
- Jasne, ja tu z przerażenia umierałem!- poskarżył się.
- Aha, przepraszam cię, ale jestem potwornie zmęczona, możemy pogadać jutro?
- Jak to zmęczona, przecież dopiero dwudziesta!
- Inna strefa czasowa...- mruknęłam.
- Aaa, no to dobranoc kiciu. Która jest u ciebie godzina?
- Trzecia nad ranem.
- O jeny, kocham cię, dobranoc, pa pa!- potem się rozłączył, a ja już spałam.