sobota, 29 czerwca 2013

Rozdział 7

Patrzyłam na siebie, tańczącą w wielkim lustrze. Moje ciało poruszało się w takt muzyki klasycznej, dopasowywało się do każdej nuty i każdego taktu. Wyginało się pod różnymi kątami i starało się utrzymać tempo. Lustro w które patrzyłam było wielkie, pokrywające całą ścianę ogromnej sali. Ono właściwie było jedną ze ścian. Było to lustro weneckie, ja w odbiciu widziałam tylko siebie, ale po drugiej stronie lustra to było tak jak zwykła szyba. Dzięki temu nie stresowałam się, kiedy dyrektor przychodził popatrzeć na nasze postępy. Nie wiedziałam kiedy przychodził, nie wiedziałam że w ogóle przychodził.
 Mówiąc nasze miałam na myśli moje przyjaciółki i ich partnerów. Mojego zresztą też, ale ja tańczyłam też sama. Lubiłam tańczyć z Maxem, ale dopiero samotny taniec dawał mi poczucie takiego wyzwolenia.
 W pewnej chwili usłyszałam trzask drzwi wejściowych i tupanie po drewnianej podłodze.
- Cześć Anne- mruknęłam i wykonałam piruet.
- Nie myśl sobie, że oddaję ten telefon z przyjemnością- dziewczyna położyła czarny przedmiot na fortepianie i usiadła do instrumentu. Otworzyła go, po czym zastygła na chwilę na krześle i wsłuchiwała się w dźwięki skrzypiec,ulatujące swobodnie z odtwarzacza. Po chwili zaczęła grać. Tony przepięknych brzmień rozniosły się po sali, odbijały się od ścian i wpadały do moich uszu. Starałam się utrzymać pewne tempo, kiedy skrzypce ucichły i pozostał sam fortepian. Utwór robił się coraz szybszy i szybszy, moje ruchy coraz bardziej niedokładne, aż w końcu upadłam wykończona na podłogę. W tym momencie Annabel zaczęła się śmiać. Oderwała ręce od instrumentu i głośno zaklaskała w dłonie.
-  Brawo, brawo! Ostatnim razem szybciej upadłaś!- zaśmiała się donośnie.
 Fuknęłam wkurzona i zsunęłam z ramion bluzę. W sali treningowej było około dziesięciu stopni, ale przy tak energicznym tańcu jak mój można się nagrzać. Rzuciłam ubranie metr od siebie, a sama oparłam się plecami o podłogę i zaczęłam wpatrywać się w sufit.
- A jak tam w ogóle z Jasonem?
- Dobrze, wróciliśmy do siebie bardzo szybko- odpowiedziałam obojętnym głosem.- W sumie nawet prawie nie było chyba rozstania, tylko ja coś sobie...
- To kiedy on ma przyjść?- zapytała Anne, przerywając mi wypowiedź.
- W sumie po zakończeniu zajęć, ale tak dokładnie to mu nie powiedziałam- wzruszyłam ramionami, właściwie tylko poruszając się na podłodze.- Powiedziałam mu tylko, żeby przyszedł między siedemnastą a osiemnastą.
- Aha- mruknęła.- Ale on wie, że ty sama sobie robisz te treningi i równie dobrze może przyjść kiedy mu się podoba?
 Rzuciłam w nią ciężkim spojrzeniem i wstałam z drewnianego podłoża. Podeszłam do fortepianu i wyciągnęłam rękę po mały przedmiot, oparty o pulpit. Zaraz dłoń Annabel wystrzeliła w moją stronę, ale tym razem to ja byłam szybsza. Złapałam telefon, odwróciłam się i pobiegłam przed siebie. Przyjaciółka również nie czekała na zaproszenie, była dosłownie pół metra za mną. Ale to akurat ja byłam tą szybszą i z łatwością zwiększyłam dystans między nami.
 W pewnym momencie telefon zaczął dzwonić, a ja zahamowałam gwałtownie. Skutki były takie, że zaraz leżałam na ziemi, przygnieciona Anne.
- Złaź... ze... mnie- wydyszałam.
- Dobra, dobra, już schodzę- jej marudny głos w jakiś niebywały sposób w pięć sekund doprowadził mnie do szewskiej pasji.
 Jednak nie skupiłam się na opieprzaniu jej, tylko na numerze wyświetlającym się na ekranie telefonu. Był to mój własny numer. Zwróciłam swoje spojrzenie na dziewczynę na przeciwko mnie i przełknęłam ślinę.
- No odbierz, no!- wskazała na iPhone'a.
- Nie, ty odbierz!- rzuciłam w jej w ręce telefon.
- Ty, to do ciebie dzwoni!- oddała mi komórkę.
- Akurat, nie dzwoniłby gdybyś oddała mi go wcześniej!- przedmiot znowu wylądował w jej dłoniach.
- A kto mi go dał?!- wcisnęła mi siłą do rąk telefon.
 Westchnęłam ciężko i przejechałam palcem po ekranie.
- Tak?- Annabel dopadła do mnie i przycisnęła również swoje ucho do słuchawki.
- Mogłybyście nie rzucać tak moim telefonem?- usłyszałam błaganie Harry'ego.- Jak biegałyście z nim to było już dosyć stresujące.
- A gdzie ty...- nagle zrozumiałam. Przelatywałam wzrokiem po całym lustrze, aż w końcu zdałam sobie sprawę z tego, że i tak nic nie zobaczę.
- Stoję dokładnie na przeciwko ciebie- w słuchawce rozniósł się cichy śmiech.- I muszę przyznać, że bardzo ładnie tańczysz.
 Moja twarz zalała się rumieńcem, a Annabel oderwała się ode mnie i popędziła w stronę drzwi.
- Uważaj, moja przyjaciółka idzie właśnie cię dopaść- ostrzegłam go i natychmiast usłyszałam dźwięk zakończenia połączenia.
 Zaśmiałam się pod nosem i wstałam ponownie z podłogi. Sięgnęłam po moją bluzę i poszłam zamknąć fortepian. Jednak w ostatniej chwili się rozmyśliłam i usiadłam do instrumentu. Zamyśliłam się na chwilę, po czym przypomniał mi się jeden utwór, który szczególnie mi się podobał. "Teardrop".
 Pierwsze ciche nuty miały być kontrastem do następnych, śmielszych nacisków na klawisze. Zdecydowałam się zagrać tą trudniejszą wersję, tą samą którą grałam na konkursie w Szwecji. Było to wykonanie bardzo podobne to interpretacji Brada Mehldaua. Mój tata uwielbiał tą piosenkę, w oryginale była Massive Attack.
 Nagle do sali wpadł Harry, za nim Annabel.
-  Ratuj!- chłopak podbiegł do instrumentu i schował się za mną.
- No weź!- dziewczyna próbowała mnie ominąć.
- Ale o co wam chodzi?- moje ręce żwawo gestykulowały, to w stronę Harry'ego, to w stronę Annabel.
- Nie ważne- powiedzieli chórem i oboje w jednym momencie machnęli ręką.
 Zaśmiałam się z takiej zgodności, a oni dopiero jak się zorientowali o co chodzi.
                                                                                ***
- Czyli masz dwie młodsze siostry i brata?- upewnił się Harry.- Siostry są bliźniaczkami, a brat jest twoim bliźniakiem?
- Dokładnie- przytaknęłam i wzięłam do ust kubek z kawą.
 Siedzieliśmy z Harrym w mojej ulubionej kawiarni, takiej połączonej z małą biblioteczką. Inicjatywa wspólnego wieczoru wypłynęła od niego, a ja odruchowo się zgodziłam. Nie żebym żałowała, ale trochę dziwnie było tak siedzieć koło niego, z książką na kolanach i dyskutować co nam się w niej podoba, a co nie. Akurat przez ostatnie piętnaście minut byłam przesłuchiwana na temat mnie i mojej rodziny.
- A ile twoje siostry mają lat?
- Osiem, Stephanie jest młodsza od Megan o pięć minut, co stale wypomina rodzicom.
 Harry zaśmiał się wesoło, a w jego oczach zobaczyłam iskierkę żywej radości. Kolor jego oczu był tak cudny, że aż na chwilę wstrzymałam oddech. Zdecydowałam sama w sobie, że przestanę go nie lubić i postaram się o przyjaźń. Na razie szło mi to perfekcyjnie.
 Nagle rozległ się dźwięk telefonu. Jako że mieliśmy takie same modele, oboje wyciągnęliśmy je z kieszeni. To był jednak mój.
- Pozwolisz że odbiorę?- zapytałam grzecznościowo.- To mama.
- Jasne- błysnął bielą swoich zębów.
 Przesunęłam palcem po ekranie i przyłożyłam telefon do ucha.
- Tak mamo?
- Gdzie jesteś? Martwiłam się o ciebie! Nie odbierasz telefonów od godziny, twoje przyjaciółki nic nie wiedzą...
- Uspokój się, mamuś. Jestem w kawiarni, zaraz za rogiem- starałam się jakoś udobruchać rodzicielkę. Harry spojrzał na mnie pytająco.
- Sama czy z kimś?- poczułam się jak na komisariacie, co chwila ktoś mnie o coś pytał.
- Z Harrym- palnęłam od razu.
- Aaa, no to ja wam nie przeszkadzam- i się rozłączyła.
 Włożyłam telefon z powrotem do kieszeni i wybuchnęłam śmiechem.
- Co? No co?- chłopak nie orientował się w sytuacji.
- Gdybyś słyszał moją mamę, też byś tak zareagował- otarłam łzę z oka.
- Aha- wzruszył ramionami i sięgnął po kolejną książkę.- Duma i Uprzedzenie... Czytałaś?
                                                                        ***
Tutaj jest link do wersji oryginalnej "Teardrop", jakby ktoś chciał:
#tutaj (razem z teledyskiem)
a tutaj w wersji fortepianowej:
#tutaj (gra Brad Mehldau)

środa, 26 czerwca 2013

Rozdział 6

Wpatrywałam się w chłopaka oczekując od niego jakiejkolwiek reakcji. Na razie doczekałam się tylko tego, że swoje usta ściągnął w idealnie prostą linię, co na marginesie bardzo mnie zasmuciło. Zauważyłam że lubię patrzeć na jego wargi, tak cudownie różowego koloru.
- Czekaj, żebym miał jasność- jego głos po dość długiej ciszy wydał mi się niesamowicie głęboki.- Oddałaś mój telefon swojej przyjaciółce, bo bałaś się że ty możesz coś z nim zrobić?
- No tak właśnie- przytaknęłam.- Chyba byś nie chciał żeby coś się stało, bo ja...
- Wiesz, że moje życie osobiste jest teraz bardzo zagrożone?!- wybuchnął.- A jeśli ona...
- Ona na pewno by tego nie zrobiła, ja...
- Co ty?! Przecież wiadomo, że człowiek jest tylko człowiekiem i...
- Nie ma mowy, Annabel by mi tego nie zrobiła! Ufam jej, znam ją bardzo...
 Przerywaliśmy sobie nawzajem dopóki w pokoju nie rozległ się charakterystyczny dźwięk sms-a dochodzący z kieszeni Harry'ego. Spojrzałam na niego, potem na kieszeń i znów na niego. Wiedział już co chcę zrobić. Zerwał się natychmiast z fotela i zaczął biec do drzwi. W tym momencie podziękowałam sobie wspaniałomyślności i wyciągnęłam mały przyrząd z małej kieszonki w bluzce. Nacisnęłam na nim jeden z przycisków, dokładnie kiedy chłopak szarpnął za klamkę. Jednak nic się nie stało. Spróbował jeszcze raz i jeszcze raz. Nic.
- No i co z tego, i tak go ci nie oddam dopóki nie dostanę swojego- wzruszył ramionami i wrócił na swoje miejsce. Patrzyłam na każdy jego ruch, za każdym razem miałam nie jasne wrażenie, że coś jest nie tak, że o czymś zapomniałam
- Hej, chwila! Daj mi to przeczytać!- podeszłam do niego i sięgnęłam do kieszeni w jego spodniach. Ale on był szybszy, wstał z fotela, wyjął telefon i wyciągnął rękę do góry.
 Spojrzałam na niego. Był ode mnie dużo wyższy, a jego ręka długa, więc siłą rzeczy albo musiałam skakać albo go błagać. Nie wiedziałam na co się zdecydować, więc postawiłam na kompromis.
- Słuchaj, na razie nie mam jak ci dać twojej własności i wcale nie proszę cię o oddanie mi go na stałe- starałam się podejść do tego na spokojnie.- Po prostu chcę przeczytać tą wiadomość, ok?
 Harry zmarszczył brwi, widać było że zastanawia się intensywnie. Nagle ciszę w pokoju rozdarł dźwięk szczekania psa, dzwoniła Annabel. Spojrzałam na chłopaka wyciągając do niego dłoń. Ze zrezygnowaniem podał mi przedmiot.
- Rany, Anny, uratowałaś mnie!- wykrzyknęłam.
 W skrócie opowiedziałam jej zaistniałą sytuację i poprosiłam o jak najszybszy zwrot telefonu.
- Nie- zabrzmiała odpowiedź.
- Dlaczego?! To nie jest ani moje ani twoje, tylko jego!- oburzyłam się.- Nie da mi żyć jeśli mu tego nie oddam!
- On nie może ci mówić co masz robić, oddasz mu telefon kiedy będziesz chciała- jej ton głosu wskazywał, że jeszcze długo potrwa zanim mu to dam.
- Annabel, ja chcę odzyskać swój telefon! Zażądał zamiany i powiedział, że nie odda mi komórki dopóki ja nie oddam mu jego- syknęłam do słuchawki.
 Harry wyglądał na bardzo zainteresowanego sytuacją. Przysłuchiwał się uważnie i w końcu podszedł do mnie. Był tak blisko, że czułam się jakbyśmy się przytulali. Wyciągnął powoli rękę, odchylił delikatnie mój telefon i przysunął swoją twarz bardzo blisko mojej. Teraz i on praktycznie mógł rozmawiać.
- Słuchaj, parę dni bez tego hajsu przeżyjesz- uspokoiła mnie.- A poza tym i tak właziłaś tylko co chwila na internet, dobrze ci to zrobi.
- Ale mnie to dobrze nie zrobi!- wyrwał się Harry.- Ja potrzebuję go na teraz, dokładnie teraz!
 Po drugiej stronie zaległa cisza. Popatrzyłam na niego karcąco i szepnęłam:
- Teraz pewnie leży na podłodze z palpitacjami serca!
 On uśmiechnął się przepięknie i złożył usta (na które zaraz zwróciłam uwagę), jakby chciał powiedzieć: ćśśś, po czym położył na nich palec wskazujący. Ten gest rozwalił mnie na łopatki.
- Ha... Harry?- usłyszałam rozedrgany głos Annabel.
- Taaak?-  widziałam, że ledwo powstrzymuje się od ryknięcia śmiechem.
- O BOŻE, KOCHAM CIĘ!- oboje odsunęliśmy się od słuchawki, ale jakimś trafem w jedną stronę, dzięki czemu lekko zetknęliśmy się ustami. To było dosłownie muśnięcie, ale w moim brzuchu wystrzeliło tysiące motyli. Jego twarz była tak piękna, przez chwilę myślałam nawet że poczuł to samo co ja.- Halo? Melka?- słowa przyjaciółki wyrwały mnie z magicznego uniesienia.
- Nooo, czego jeszcze chcesz?- mruknęłam, cała czerwona.
- Ale on tam jest, tak? On tam stoi, prawda?- jej głos był jak u rozhisteryzowanej nastolatki.
 - Nie leży na dywanie, zabiłaś go- odsunęłam się od Harry'ego i poszłam w inny kąt pokoju. Do idealnych warg chłopaka przyklejony był figlarny uśmieszek. Wiedział doskonale co wtedy czułam.
                                                                              ***
 Stałam przed oknem w moim pokoju i patrzyłam na wycofujący samochód Harry'ego. Srebrne Porsche 911 Carrera lśniło w promieniach wieczornego słońca. Bardzo podobał mi się ten samochód, z reguły miałam słabość do ładnych aut, a w nich jeszcze ładniejszych właścicieli płci męskiej.
 Umówiłam się z Harrym jutro w Akademii Artystycznej. Miał przyjść po zakończeniu moich zajęć, tak żeby nie wywoływać sensacji. Nie chciałam zwracać na siebie większej uwagi, niż było trzeba. Dzwoniłam już wcześniej do przyjaciółki, prosząc i błagając o ten telefon. W końcu się udało.
 Odwróciłam się od okna i poszłam w stronę łóżka. Leżał tam mój kochany laptop, naprzeciwko była wielka plazma i kino domowe. Wszędzie ogólnie poustawiane były półki z książkami (kochałam czytać), ale nie było tak jak w salonie. U mnie wszystko leżało wszędzie i trudno było się zorientować czasami, która książka jest gdzie. Poza tym był nienaganny porządek, odkurzałam co dwa dni i miałam myte szyby co tydzień. To dzięki manii czystości mojej mamy, przychodziła specjalna ekipa, a potem wychodziła. I wszystko lśniło.
 Usiadłam przed laptopem i zaczęłam pisać do Charlotte. Nie musiałam długo czekać na odpowiedź, ponieważ dziewczyna siedziała już od dłuższego czasy przy komputerze i tylko na mnie czekała. Ogólnie cały pozostały wieczór upłynął mi przy laptopie, oglądając kanały muzyczne na telewizorze i słuchając paplaniny Cher, która z braku laku zadzwoniła do mnie.
 Dopiero kiedy leżałam już i powoli zasypiałam, przypomniałam sobie dotyk delikatnych warg na moich ustach.

wtorek, 25 czerwca 2013

Rozdział 5

 Stałam wpatrując się szeroko otworzonymi oczami, jak w policzkach Harry'ego ukazują się coraz to większe dołeczki.
- Co ty tutaj robisz, do cholery?!- wrzasnęłam na niego.
- Może najpierw wejdziesz, bo jest zimno jak nie wiem co- odsunął się i wskazał ręką hol. 
 Weszłam do środka i fuknęłam jak naburmuszona kotka, na co chłopak zareagował cichym chichotem. Stanęłam przy wieszaku i zaczęłam zdejmować z siebie kurtkę. Poniewczasie przypomniałam sobie, że mam też arafatkę która mi się zaplątała. Próbując odczepić ją z włosów, poczułam na swojej szyi dotyk Harry'ego.
- Nie szarp się tak, pomogę ci- zaczął delikatnie wyplatać materiał, najpierw z moich rąk, a potem z włosów i ubrania.
 Jakoś nie mogłam mu na to nie pozwolić. W jego zachowaniu było coś tak naturalnego i przyciągającego, że  pozwoliłam mu w pewnym momencie robić ze mną co mu się tylko podoba. Zdjął też ze mnie samą kurtkę i sweterek, cały czas nie tracąc ze mną kontaktu wzrokowego. Jego piękne, zielone oczy tak mnie zadurzyły, że aż nie zrozumiałam co do mnie powiedział.
- Co?- mruknęłam zdezorientowana i jednocześnie niezadowolona z tego, że przerwał tą piękną chwilę.
- Zapytałem się czy masz ochotę na herbatę- na jego usta wkradł się unikalny, łobuzerski uśmieszek.
- Rany, gość w moim domu pyta się mnie czy mam ochotę na herbatę- znowu zrobiłam się dla niego lodowata.- Jasne, czemu nie.
 Harry uśmiechnął się do mnie przepięknie, po czym poszedł wgłąb korytarza i skręcił w lewo. Chwilę stałam w miejscu i patrzyłam się w sufit. "Za co, no za co?", myślałam idąc do salonu, czyli w tę samą stronę co chłopak. Zastanawiałam się czy to niewiarygodny fart, że Harry Styles znajduje się w moim domu, czy raczej bezgraniczny pech. W końcu doszłam do wniosku, że jedno i drugie.
 Weszłam do minimalistycznie urządzonego pomieszczenia, gdzie wszystko bez wyjątku było ustawione w kącie prostym i równolegle do siebie. Kolory też nie były zbyt ciekawe, biel i czerń. Nagle przez Myśl mi przemknęło wspomnienie pierwszej wizyty Charlotte u mnie. Była przerażona takim wystrojem.
 Usiadłam na białym fotelu i zaczęłam wpatrywać się w różne nudne rzeczy w salonie. Szklana biblioteczka okazałego rozmiaru, biała lampa, czarna kanapa, okno, jednym słowem to nie było miejsce dla nastolatki. Nawet dla kończącej liceum nastolatki.
- Chcesz czarną czy zieloną?- ktoś położył mi rękę na ramieniu, a ja podskoczyłam lekko z zaskoczenia.
- Zieloną- mruknęłam, zdając sobie sprawę kto to.
 Harry jednak wcale nie poszedł do kuchni, tylko usiadł w fotelu naprzeciwko mnie. Siedział tak przez dłuższą chwilę i się na mnie patrzył. Starałam się nie zwracać na niego uwagi, ale było to dość ciężkie zadanie, zważając na to że ciągle czułam na sobie jego wzrok. W końcu nie wytrzymałam.
- Masz jakiś problem?- nie popatrzyłam na niego, gdy to mówiłam.
- Tak, chcę w kulturalny sposób odzyskać mój telefon- znowu dołeczki w policzkach.
- Włamując się do mojego domu?- tym razem jednak łaskawie na niego spojrzałam.
- Wcale się nie włamałem, tylko zostałem wpuszczony przez twoją mamę- zielone oczy błysnęły, gdy spojrzał w moje fiołkowe.
- Moja mama by cie nie wpuściła, ponieważ cię nie zna- prychnęłam triumfująco.
- Tak, dlatego właśnie przedstawiłem się jako twój chłopak.
 Serce mi zamarło.
- Że jak?!- wrzasnęłam.- Jak mogłeś?!
- Normalnie, bałem się o swoje dobre imię.
 Rozmowa się urwała w momencie, gdy do pokoju weszła moja mama. Spojrzała na nas. Na mnie, rozzłoszczoną do entej potęgi i Harry'ego, który z minuty na minutę stawał się coraz weselszy. Zauważyłam, że w ręku trzyma DWA kubki, dwa a nie jeden. "No to zapowiada się dłuższa pogadanka", pomyślałam i przyjęłam od matki podany przedmiot.
- Mel, zabierz Harry'ego do pokoju. Zaraz przyjdzie tata, a wiesz że on...- moja mama chciała mnie zmusić do przebywania z nim sam na sam, face to face i tylko tak.
- Tak wiem, mamo- przerwałam mamie w połowie zdania, ponieważ wiedziałam czym się zakończy i nie chciałam widzieć duszącego się ze śmiechu Harry'ego.
 Wstałam, uważając żeby herbata się nie rozlała i wyszłam z dziwnego pokoju. Skręciłam w lewo i poszłam schodami na górę. Gdy weszłam na piętro, skierowałam się prosto i zaczęłam grzebać w kieszeni w poszukiwaniu klucza do mojego pokoju. Chłopak stanął zaraz za mną.
- Potrzymać ci kubek?- zaproponował.
- Nie, nie trzeba- właśnie wyciągnęłam mały, złoty kluczyk i otworzyłam nim ostatnie drzwi z lewej strony.

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Rozdział 4

 Koło mnie siedziały kolejno Charlotte, Annabel, Natalie i Alice. Wszystkie patrzyłyśmy na telefon leżący na przeciwko nas, na łóżku. My same również siedziałyśmy na nim. Czarny iPhone był zaskakująco podobny do mojego własnego, miał nawet ten sam dźwięk dzwonka. Jednak ani ja, ani żadna z moich przyjaciółek jakoś nie mogłyśmy nawet go dotknąć.
- No to co teraz robimy?- odezwała się Annabel.
- Nie mam pojęcia Anne- odpowiedziałam jej.- Może poczekamy, aż któryś z nich zadzwoni?
- A ty oczywiście okażesz akt odwagi i odbierzesz- ironizowała Net.
 Spojrzałam na nią wzrokiem pt. "Bazyliszek" i lekko podskoczyłam na miękkich poduszkach, gdy odezwał się sygnał sms-a. Poleciałam wzrokiem po dziewczynach i wyciągnęłam rękę po przedmiot. Na ekranie wyświetlała się nazwa "Lou". Odblokowałam telefon i przeczytałam wiadomość: "mogę zadzwonić, czy jesteś zajęta?". Znowu popatrzyłam na dziewczyny, zwisające mi z ramienia.
- No to chyba weźmiesz na głośnomówiący, nie?- zapytała Ali.
- Jasne, chyba tylko po to, żeby się przed nim skompromitować- pchnęłam ją barkiem i opadłam z powrotem na poduszki.- Nie wiem, może warto spróbować?
 Nagle w drzwiach do pokoju stanęła pani McCoy, mama Annabel.
- Dziewczynki, chcecie coś do picia? Założę się, że ona zapomniała was zapytać- spojrzała znacząco na córkę.- No to jak?
- Ja poproszę herbatę- mruknęłam i dalej gapiłam się w ekranik.
- Ja też!- odezwały się pozostałe cztery chórem, po czym roześmiały się donośnie.
- Zaraz przyniosę- uśmiechnęła się ciepło kobieta i wyszła z pokoju.
 Dziewczyny jak na komendę przestały się śmiać i spojrzały na mnie wyczekująco. Po dłuższej chwili takiego niezdrowego napięcia nie wytrzymałam.
- No co?
- Odpiszesz mu wreszcie?!- naskoczyła na mnie Cher.- Nie mogę patrzeć, jak ty się patrzysz na ten telefon!
 Odblokowałam więc telefon i zaczęłam pisać wiadomość. Przyjaciółki natychmiast mnie okrążyły i zaczęły razem ze mną wpatrywać się w komórkę. "Pewnie, nie mam nic przeciwko", wystukałam i z pewnym wahaniem nacisnęłam przycisk "wyślij".
- Serio tylko tyle napisałaś do jednego z najpopularniejszych chłopaków na Ziemi?- prychnęła Alice.
 Nie zdążyłam odpowiedzieć, ponieważ zadzwonił telefon. Przejechałam palcem po napisie "odbierz".
- Halo?- głos jakimś cudem mi nie zadrżał.
- Cześć, Harry. Wiesz masz bardzo interesujące zdjęcia w galerii- zaśmiał się do słuchawki.- Nie spodziewałem się też tylu naszych utworów na iPodzie.
- Grzebałeś mi w telefonie?!- wrzasnęłam do słuchawki.- Masz zdrowo przesrane, Styles! Nie żyjesz w internecie!
 Nagle po przeciwnej stronie zaległa całkowita cisza. Ucichły nawet te śmiechy w tle.
- Proszę, nie rób tego-jęknął błagalnie Harry.- Nawet nie wiesz, co możesz zrobić.
- Och, doskonale wiem i właśnie dlatego się zastanawiam nad jakimś wyjątkowo obrzydliwym świństwem- zaśmiałam się diabolicznie.- Słuchaj, kiedy masz czas żeby się zamienić?
- Nawet teraz!- krzyknął.
- Teraz to ja nie mam czasu- puściłam oko do dziewczyn wlepiających we mnie wzrok.- Ale może za miesiąc?- oczywiście blefowałam. Byłam bardzo przywiązana do mojego telefoniku.
- Nie, proszę, nie tak późno! Błagam, zrobię wszystko, ale oddaj mi mój telefon!- jego błagalny ton zaczynał mnie bawić.
- Hmm, wszystko?- mruknęłam cicho.- Ciekawe.
- Dobra, to przestaje być zabawne!- teraz w jego głosie zdawałam się wyczuwać przerażenie.
- Nie, to dopiero zaczyna być zabawne- powiedziałam, po czym się rozłączyłam.
 Rzuciłam przedmiot w ręce zszokowanej Charlotte i wstałam z łóżka. Podeszłam do dużego lustra, przejrzałam się w nim, chwyciłam swoją torbę i otworzyłam drzwi z zamiarem wyjścia z pokoju. Jednak Natalie i Alice nie pozwoliły mi tego zrobić.
- Hej, gdzie się wybierasz?- krzyknęła Net.
- Do studia SyCo- odparłam obojętnie.- Ten idiota jest przerażony, nie będę go dłużej trzymała w niepewności.
- Podwieźć cię?- zapytała natychmiast Anne.
- Jasne, jeśli chcesz- uśmiechnęłam się do niej, po czym wyszłam z pomieszczenia.
                                                                            ***
- Jego strata, że akurat go tam nie było- wzruszyłam ramionami i podeszłam do czarnego Astona Martina. Przyjechałam do studia, ale Harry'ego tam nie było. Oczywiście był Simon i Paul, ale to nie im chciałam oddać telefon, więc postanowiłam po prostu pojechać do domu. Prosili mnie żebym oddała im komórkę, ale ja pozostawałam nieugięta.
 - Jeju, przecież takie sytuacje mogą być zawsze i co wtedy zrobisz? A jeśli coś ci namąci w pamięci?- Annabel starała się jak mogła, żeby zatrzymać mnie choć na trochę w studiu i poczekać, aż któryś z chłopaków by przyjechał. Jej marzeniem od dwóch lat było ich spotkać i koniecznie przytulić Liama. Po prostu dniami i nocami potrafiła nam gadać jaki on jest cudowny, jaki ma talent i w ogóle. Czasami aż mdliło od tej jej gadki-szmatki, ale i tak cała paczka ją kochała. Paczka czyli cztery pozostałe dziewczyny, wszystkie z Akademii Artystycznej.
- Ellie, a my przypadkiem nie mamy jakiegoś sprawdzianu jutro?- zapytała moja zamyślona przyjaciółka.
- W sumie to nie wiem, spytam się Cher- mruknęłam wyjmując telefon z kieszeni. Niestety zaraz mi się przypomniało, że to nie mój i z mieszanymi uczuciami schowałam go z powrotem.
                                                                         ***
- Słuchaj, mnie pewnie będzie kusiło żeby coś tam poprzestawiać, więc oddaję w dobre ręce- podałam komórkę Anne i wysiadłam z auta. Dziewczyna przez krótką chwilę patrzyła się na mnie, jak odchodzę. Potem bezceremonialnie walnęła telefon do schowka i pojechała do siebie.
 Pomaszerowałam szybkim krokiem do drzwi, starając się nie utracić zbyt wiele ciepła. Zimy w Londynie nie należały do najlżejszych. Energicznie przetrząsnęłam torebkę w poszukiwaniu kluczy, jednak ich nie znalazłam. Z jękiem przypomniałam sobie, że wypadły z niej w domu Annabel. A ja oczywiście, jako wielki geniusz, nie pomyślałam o tym żeby je zabrać z podłogi.
 Nacisnęłam więc dzwonek i czekałam, aż któryś z domowników otworzy mi drzwi. Faktycznie, otworzyły się całkiem niedługo, ale przede mną wcale nie stał żaden z mieszkańców tego domu.

niedziela, 23 czerwca 2013

Rozdział 3

 Siedziałam na baczność na niewygodnym krzesełku i co chwila darłam się do stylistki, że za mocno ciągnie mnie za włosy. Zwykle nie byłam drażliwa na tym punkcie, ale świadomość że zaraz mam spotkać moich idoli, na antenie jednego z najpopularniejszych programów w UK, siedząc koło ojca i być oglądaną przez tysiące, a może miliony fanek, trochę mi przeszkadzała. Co sekunda brałam komórkę do ręki i odpisywałam na sms-y od Charlotte. Po wysłaniu chyba stu wiadomości, wreszcie zdecydowała się do mnie zadzwonić.
- Słuchaj, musisz wyglądać bombowo! Mam nadzieję, że jakoś się odstrzelisz i nie pójdziesz tak, jak byłaś u mnie w domu!- zaczęła paplać do rzeczy.
- Nie no, trzeba zaszpanować. A wiesz co? Może jakiś dekolt fajny sobie walnę?- mój głos przepełniony był ironią i sarkazmem.
- Ty i dekolt? Ha, już to widzę!- zaśmiała się, aż echo poszło w słuchawce.- Ale na pewno musisz coś odwalić, żeby cię zapamiętali. Aha, koniecznie poproś o follow na tt!
- Jasne, wiesz co, nie mam teraz już czasu. Muszę spadać, bo facet w czerni się do mnie zbliża- powiedziałam konspiracyjnym szeptem i schowałam mojego iPhone'a do kieszeni czarnych rurek. Tym facetem okazał się Jason, zastępca taty.
- Melody, za chwilę wchodzimy na antenę- powiedział do mnie, gapiąc się na podkładkę do papierów.
- Rany, Jas, zrobili z ciebie naczelną sekretarkę?- zaśmiałam się i zajrzałam w papiery.
- Nie patrz! Kazali mi zanieść to do tej nowej stylistki, jak jej tam?- schował za siebie pulpit i przyglądał mi się wyczekująco.
- Chyba... Rosemary? Nie wiem, na pewno coś dziwnego.
- Powiedziała dziewczyna, której imię jest jedyne na Akademii Artystycznej- spojrzał na mnie z ironią.
- Dobra, dobra, nie musisz już się na mnie wyżywać- mruknęłam i się do niego przytuliłam.- Ratuj! Ja nie chcę tam iść!
- Myślałem, że lubisz tych... One co?
- Direction, znasz mnie już tyle czasu i nadal nie wiesz?
- Nie jestem specjalistą od damskich uczuć- mruknął, oddając mi uścisk- ale wiem na pewno, że zaraz dostaniesz ochrzan za nie pojawienie się na czas.
Spojrzałam na zegar wiszący nad moją głową. Zaczynało się za minutę. 
- Cholera- jęknęłam i odczepiłam się od Jasona.- Masz czas po programie?
- Jasne, kawiarnia koło ciebie?
- Ok!- krzyknęłam już w biegu. 
 Pobiegłam przez ciemny korytarz do jeszcze ciemniejszego pomieszczenia gospodarczego. Wiedziałam jako jedna z nielicznych o wąskim przejściu prowadzącym prosto do studia. Przemknęłam przez nie i znalazłam się w miejscu, oświetlonym przez jedną tylko lampę. Była to lampka od kamery, oznaczająca przygotowanie do kręcenia. 
 Zahamowałam dopiero wtedy, gdy na kogoś wpadłam.
- Przepraszam!- powiedziałam szczerze przerażona, gdyż zobaczyłam że to mój tata.
- Mam przez ciebie pogięty garnitur, ale to akurat najmniejszy kłopot- mruknął i się do mnie uśmiechnął.- Przez tych wariatów mamy połowę studia rozwaloną.
 Zaśmiałam się szczerze i przypomniałam sobie wszystkie obejrzane na YT filmiki o tytule "One Direction Funny Moments". W paru faktycznie rozwalili studio.
- Tatusiu, to przecież nic. Jak byłam tutaj w zeszłe wakacje z Charlotte i Annabel  to nie było co zbierać.
 Gdy tylko wspomniałam imiona przyjaciółek, od razu na twarz taty wkradł się szeroki uśmiech. W lecie było tak gorąco, że postanowiłyśmy pójść do jednego z najlepiej klimatyzowanych budynków w mieście. Do studia programu "The A". Rozwaliłyśmy wtedy dwie kamery, wkurzyłyśmy masę pracowników i nabiłyśmy sobie po porządnym guzie. Zawsze gdy wspominałam te wydarzenia, nasza jedyną reakcja był śmiech.
- No dobrze, tato, a gdzie oni są?- zapytałam.
 Jak na zawołanie do pomieszczenia wpadło pięciu chłopaków. Pierwszy miał blond włosy i niebieskie oczy, drugi krótkie brązowe i jaskrawą pomarańczową koszulkę, trzeci miał również brązowe włosy, ale czekoladowe oczy. Następnie był Louis, który potknął się i pociągnął za sobą Nialla na kanapę oraz ostatni z chłopaków, który zawsze wzbudzał we mnie palpitacje serca. Brązowe, kręcone włosy, zielone, błyszczące oczy i zniewalające uśmiech na twarzy, który w tym momencie był nieobecny, ponieważ zastępował go grymas przerażenia, gdy Liam zdecydował że cofnie się przed upadającymi chłopakami. Jednak walnął w Harry'ego, gdy ten miał zamiar wyprzedzić Zayn'a. I tak oto wszyscy  runęli na siebie nawzajem.
 Patrzyliśmy na to z tatą i w jednym momencie roześmialiśmy się do łez. Przed nami leżeli wszyscy członkowie jednego z najpopularniejszych zespołów świata, na jednej kanapie. Wyjęłam telefon z kieszeni i zrobiłam im zdjęcie.
- Na Twittera- wydusiłam z siebie do taty. On tylko kiwnął głową i dalej się śmiał. 
 Wstawiłam zdjęcie i podpisałam "na dobry początek". Zanim się zwlekli z siebie, miałam już około trzydziestu komentarzy. Na większości było napisane pytanie, gdzie to jest. Zaraz tez zadzwoniła Cher.
- Rany, dziewczyno, ledwo weszłaś do programu i już zrobiłaś zdjęcie, za które Paul dużo ci zapłaci, żeby tylko nie wpłynęło do sieci!- zaśmiała się donośnie. 
- Tylko, że ono już jest w internecie!- zawtórowałam jej.
- Racja!- powiedziała i razem się śmiałyśmy.
- Słuchaj muszę już kończyć, ale jak chcesz to pisz- powiedziałam, gdy zauważyłam że chłopaki powoli dochodzą do siebie. 
 Gdy schowałam telefon do kieszeni, poczułam na sobie spojrzenie zielonych oczu. Odwzajemniłam je moimi fiołkowymi. 
- Cześć, ty jesteś Melody?- wyciągnął do mnie rękę.- Harry.
- Wiem, wszyscy zwracają się do mnie z zasady Mel albo Ellie- uśmiechnęłam się, zadurzona w jego oczach.- Tylko w oficjalnych okazjach jestem Melody.
- Rozumiem- lekko ścisnął moją dłoń i tysiące motyli rozniosło się po moim brzuchu.
- Ja jestem Louis- wtrącił się chłopak o dziwnych szaro-niebieskich tęczówkach.
- Niall- przepchnął się koło niego blondyn.
- Zayn- wychylił się Mulat.
- Liam- chłopak w jaskrawej bluzce grzecznie poczekał, aż wszyscy zakończą swoją prezentację.
 Pomimo tego przedstawiania się, Harry nadal trzymał moją dłoń. Jednak puścił ją, gdy w mojej kieszeni coś zawibrowało. Przeklęłam w duchu Charlotte i sięgnęłam po iPhone'a. "I jak? Jacy są?", jej sms mnie zirytował. "Normalni, a jacy mają być?", odpisałam jej i wróciłam wzrokiem na chłopaków, którzy już normalnie próbowali usiąść na kanapach. Jednak było ich trzy- jedna dla mnie i dla taty- a reszta dla gości. Problem polegał na tym, że były dwuosobowe i jeden z nich musiał siedzieć... no właśnie, gdzie?
 Zayn i Liam rzucili się na jedną kanapę, Niall i Lou na drugą, a Harry... usiadł pomiędzy nimi. Zaśmiałam się cicho z takiego wyboru i takim sposobem ściągnęłam na siebie uwagę chłopaków. Powinszowałam sobie tego i wyjęłam znowu telefon z kieszeni. "Matko, szczegóły proszę!", nadal byłam na nią zła, ale mimo wszystko jej odpisałam. "Niall naprawdę nie jest gruby, Liam jest śliczny, Zayn ma takie cudne oczy, Louis jest kompletnie zwariowany, a Harry... nie ma na niego słów <3". 
- Elly, odłóż ten telefon do cholery, zaraz się zaczyna!- warknął do mnie ojciec. Dla mnie nadal było niesamowite, jak jego nastroje potrafiły szybko się zmieniać. Nie ogarniałam go. 
 Nagle zauważyłam komórkę też w reku Harry'ego. 
- A on to może?- wskazałam na niego ręką. 
- On ma na imię Harry i odpisuje właśnie Paulowi- spojrzał na mnie z iskierką rozbawienia w oczach. 
- Jasne, już ci wierzę- mruknęłam i wsadziłam telefon wgłąb spodni. 
                                                                        ***
- No i jeszcze...- zaczął tata, ale przerwało mu brzęczenie mojego telefonu, połączone z komórką Harry'ego.
 Niall ryknął śmiechem, po nim Liam i Zayn. Louis próbował zdusić w sobie śmiech, ale coś mu nie wyszło i zaraz dołączył do przyjaciół. Od pół godziny dostawaliśmy ostrzeżenia od mojego ojca, że jeśli jeszcze raz dotkniemy telefonu to nie dostaniemy ich do końca programu. I za każdym razem chłopaki wybuchali śmiechem, a my odpisywaliśmy na sms-y. 
- Dobra, dosyć tego!- krzyknął tata i wyrwał nam z rąk komórki.
- Hej!- krzyknęliśmy chórem, ale telefony już znikły w marynarce mojego taty.
- Nie ma, jak obiecałem, do końca programu.
 Śmiechy stały się jeszcze głośniejsze, aż w końcu Niall zleciał z kanapy. Wtedy nawet ja się roześmiałam, ale Harry spojrzał na mnie spode łba i nie odezwał się do mnie do końca programu.
                                                                              ***
- Dobra, to jest twój, a to to Harry'ego- ojciec podał nam przedmioty, a my jak na komendę schowaliśmy je do kieszeni, odwróciliśmy się od siebie i poszliśmy w przeciwne strony. Ja do kawiarni, a on do reszty przyjaciół. 
 Przed wyjściem jeszcze zaszłam tylko po kurtkę i torebkę. Potem wyszłam ze studia tylnym wyjściem i poszłam na przystanek autobusowy.
 Podróż trwała z grubsza dwadzieścia minut, więc nie było tak źle. Kawiarnia nie była całkiem daleko, tak więc nie zmarzłam tez za bardzo.
 W pomieszczeniu przywitał mnie przyjemny aromat kawy i dźwięk odsuwanego krzesła. To Jason.
- Co tak długo?- zapytał pomagając mi zdjąć płaszcz.
- Nie chciało ci się na mnie zaczekać, więc musiałam jechać autobusem- pozwoliłam się przytulić i zaprowadzić do stolika.
- Jak tylko weszliście na antenę, musiałem pojechać jeszcze do domu i zobaczyć co z siostrą.
 No tak, mój chłopak miał siostrę, która dopiero tydzień temu urodziła. 
- Dobra, słuchaj, przepraszam cię za to, ale wielki pan Styles miał do mnie pretensje o to, że ojciec zabrał mu telefon w trakcie programu. Za bardzo się nim bawił. Fakt, że ja też i dlatego i moja komórka powędrowała do czarnej dziury- zachichotałam.
- Nic takiego, po prostu trochę się martwiłem- uśmiechnął się do mnie ciepło i złapał za rękę. 
 Nagle telefon zabrzęczał mi w kieszeni. 
- O rany, mogę sprawdzić od kogo?- spojrzałam w szare oczy.
- Jasne, śmiało.
 Wyciągnęłam telefon z kieszeni i mało co nie spadłam z krzesła. Na tapecie była jakaś dziewczyna i kobieta,  a sms był od jakiegoś Mike'a. Jedno było pewne. To nie był mój telefon.

środa, 19 czerwca 2013

Rozdział 2

 Po dwóch kubkach herbaty, trzech kubkach gorącej czekolady i niezliczonej ilości lodów, zaczęłyśmy przerzucać kanały w TV. Czasami zatrzymywałyśmy się na jakiejś telenoweli i żartowałyśmy sobie z głównych bohaterów, próbowałyśmy zgadywać ich kwestie i sytuację, która zaraz nastąpi. Jednak niektóre seriale były tak przewidywalne, że aż po prostu znudziło nam się przepowiadanie przyszłości i przełączałyśmy dalej. W pewnym momencie wstałam z podłogi (jakiś czas temu na nią zleciałam) i poszłam do kuchni po dodatkową porcję lodów. Nagle usłyszałam pisk z pokoju i pobiegłam tam. Na ekranie wielkiej plazmy migał śpiewający Harry Styles, zaraz za nim pojawił się Louis Tomlinson i reszta One Direction. Charlotte biegała po całym pokoju i śpiewała "One Way Or Another", tańczyła i co chwila krzyczała: "Harry, śpiewaj dalej!" albo "Boże, Louis jakiś ty słodki!". A ja stałam w przedpokoju i przyglądałam się przyjaciółce. W końcu zorientowałam się, że stoję z łyżką w jednej ręce i pudełkiem mrożonych słodkości w drugiej.
 Po pewnym czasie wróciłam do kuchni i nałożyłam do miseczek lody. Gdy wróciłam do salonu, Cher coś majstrowała przy telewizorze. Okazało się, że podłączała internet żeby móc oglądać na YT chłopaków.
- A w ogóle to co z tą twoją przeprowadzką, hmm?- zapytała, siadając obok mnie i wyciągając łapczywie ręce po miseczkę.
- Ech, ile razy mogę ci powtarzać?! Ja już się przeprowadziłam!- dałam jej przedmiot, po czym wywróciłam oczami. " Ona i ta jej mina, kiedy dostaje coś słodkiego", pomyślałam i sama zabrałam się do jedzenia.
 Po długich dyskusjach, co włączyć najpierw, wybrałyśmy w zgodzie "Live While We're Young". Razem gapiłyśmy się na chłopaków i komentowałyśmy ich dziwne momenty w teledysku. Oczywiście nie mogło zabraknąć kłótni pt. "Kto jest lepszy". Choć byśmy nie wiem co robiły i tak zawsze pokłóciłybyśmy się o to samo.
 Kiedy skończyło się "I Want" w wersji karaoke, zadzwonił mój telefon. Po całym domu rozniósł się głos Harry'ego, a ja jęknęłam głośno gdy zobaczyłam kto dzwoni.
- Tak tato?- zapytałam drżącym głosem.
- Gdzie ty jesteś, czemu nie było cię na Akademii i dlaczego odbierasz dopiero mój setny telefon z rzędu?!- ryknął ojciec do słuchawki.
- Jestem u Charlotte, nie chciało mi się i nie słyszałam- odpowiadałam kolejno na zadane pytania.
- W tej chwili cię widzę w studiu i spróbuj mi nie przyjść. Wtedy nie masz po co wracać do domu- tymi słowami zakończył naszą rozmowę.
 Schowałam komórkę do kieszeni moich niebieskich rurek i skierowałam się do holu.
- Nie był wcale zły, musiał mieć jakiś dobry dzień- powiedziałam, nakładając na siebie beżową kurtkę i czarny beret.
- Jakoś nie rozumiem twojego postrzegania świata, wiesz? Może dlatego cię tak lubię...- Cher zgarnęła na bok Miki'ego i otworzyła mi drzwi.- Jak nie będziesz mogła wracać do domu, to wiesz pod jaki adres się zgłosić- mrugnęła do mnie i zamknęła za mną drzwi.
                                                                                ***
 Do studia nie było wcale daleko, ale to co zobaczyłam pod budynkiem było masakryczne. Parę setek fanek piszczących i skaczących, wrzeszczało imiona chłopaków z One Direction. Nie wiedziałam o co chodzi, ale zrozumiałam gdy dostałam od taty sms-a: "wejdź bocznym wejściem, mamy dzisiaj duży ruch". Od razu zaczęło mi się coś przejaśniać i kiedy weszłam już do środka, utwierdziłam się w moim przekonaniu. Mnóstwo asystentek łaziło w tę i z powrotem, niosąc różne pudry, podkłady i inne rzeczy, które ja uważałam za czarną magię.
 Wyjęłam telefon i wybrałam numer taty.
- Co tu się, kurna chata, dzieje?!- zapytałam go z przerażeniem.
- Mamy dzisiaj gości w programie, idź się przebrać i umalować. Chcę żebyś dzisiaj też wystąpiła- rzucił szybko do słuchawki.
- CO?!- wrzasnęłam.- Poczekaj, chwila, kto jest tym gościem w twoim durnym programie?
- Jeszcze się nie zorientowałaś? To chyba oczywiste, że One Direction.

Rozdział 1

 Zimny wiatr rozwiewał moje kasztanowe włosy we wszystkie strony. Nawet zimowa czapka nie była w stanie ich zahamować, a ja nie miałam zamiaru tego robić. Byłam za bardzo zamyślona, żeby cokolwiek zrobić. Jakimś cudem jednak szłam przez chłodną alejkę w parku, zupełnie nie przejmując się tym, że właśnie zaczynały się lekcje na Akademii Artystycznej. W tej chwili miałam gdzieś, że dostanę po głowie od mamy, taty, nauczycielki, pani profesor i pani od prywatnych korepetycji w grze na fortepianie.
 Właśnie wracałam od mojego chłopaka. Już byłego chłopaka. Na wspomnienie o nim jedna, samotna łza spłynęła po moim policzku, zostawiając mokry ślad. W tym miejscu natychmiast pojawiła się gęsia skórka, jako że na dworze było minus piętnaście stopni.
 Zatrzymałam się i powoli wyciągnęłam rękę do policzka. Otarłam słoną ciecz wierzchem dłoni i objęłam się ramionami. Stałam tak przez chwilę, rozmyślając w żółwim tempie. W końcu doszło do mnie, że mogę przecież pójść do mojej najlepszej przyjaciółki, Charlotte. Miała zostać dzisiaj w domu i nie iść na zajęcia z baletu w Artystyku. Udawała przed rodzicami, że ma grypę żołądkową, ale tak naprawdę chciała po prostu ponapychać się lodami, chipsami i różnymi innymi dupo rozrostami. Mi to osobiście nie przeszkadzało, a w tym momencie to nawet bardzo pomagało.
 Ruszyłam się więc z miejsca i zdecydowanie szybszym krokiem niż poprzednio poszłam przez alejkę z zamarzniętych kwiatów.
                                                                                ***
 Weszłam na ganek obłożony różnymi dziwnymi rzeczami i zbliżyłam się do drzwi. Nacisnęłam zgrabiałymi rękoma dzwonek i czekałam na charakterystyczne szczekanie psa Cher, Miki'ego. Usłyszałam je parę sekund po schowaniu ręki z powrotem do kieszeni.
- Cicho! No cicho ci mówię!- usłyszałam stłumiony głos przyjaciółki. Drzwi się otworzyły.
- Nie krzycz tak na niego, bo się kiedyś na ciebie obrazi- weszłam do środka z lekkim uśmiechem na ustach.
- To byłby święty dzień- mruknęła i rzuciła się na mnie.- Jeny, co ty tutaj robisz?! Przecież to ty jesteś tą grzeczną dziewczynką, która zawsze chodzi na wszystkie zajęcia!
 Zdjęłam z siebie kurtkę, powiesiłam ją na jaskrawo różowym wieszaku i padłam w objęcia Charlotte.
- No rzucił mnie, no!- wyszlochałam w jej zielony sweter. Przytuliłam się do niej tak mocno, że aż zaczęła się dusić.- Co ja takiego znowu zrobiłam?!
- Jak... mnie... puścisz... to... może... ci... odpowiem...- wyrzucała z siebie słowa po kolei z kilku sekundowymi przerwami. W tym samym czasie ciągnęła mnie też do salonu.
 Gdy doszłyśmy do przytulnie umeblowanego pokoju i usiadłyśmy obydwie na kanapie, puściłam przyjaciółkę.
- Po pierwsze- zaczęła-on musi mieć coś z głową, skoro cię rzucił. Po drugie, to nie ty robisz coś źle, tylko ciągle znajdujesz sobie nieodpowiednich chłopaków. Po trzecie, przestań płakać już we mnie, bo ani on na to nie zasługuje, ani mój śliczny sweterek.
 Parsknęłam śmiechem i wstałam z kanapy. Z pewnym trudem, ale wstałam.
- Gdzie idziesz?- Cher wstała za mną.
- Zrobić sobie herbatę, bo pół godziny łaziłam po parku. A wiesz jakie tam są temperatury- spojrzałam znacząco na dziewczynę.
- Dobra, to zrób i dla mnie- po czym walnęła się na kanapę i włączyła telewizor.
- No wiesz co! Ja tu po rozstaniu jestem, a ty mi herbatę karzesz robić!- pacnęłam ją lekko po głowie.
- Aha, ja miałam znacznie więcej chłopaków od ciebie i jakoś nie płaczę. Przy okazji, przynieś jeszcze coś słodkiego!

wtorek, 18 czerwca 2013

Witam!

Uwaga, ostrzegam, to mój pierwszy blog!

 Czytałam mnóstwo innych, dlatego postanowiłam sama coś tam napisać. Jeśli coś Was będzie gryzło w moim opowiadaniu, to bardzo proszę o komentarze. A jeśli z jakichś powodów nie możecie napisać komentarza (nie każdemu się chce), to tutaj jest mój e-mail.
 Blog jest tym z typu "fanfiction" i jak sama nazwa wskazuje, będzie o One Direction. W szczególności o Harrym Styles'ie, każdego kto to przeczyta kocham najmocniej na świecie!