Koło mnie siedziały kolejno Charlotte, Annabel, Natalie i Alice. Wszystkie patrzyłyśmy na telefon leżący na przeciwko nas, na łóżku. My same również siedziałyśmy na nim. Czarny iPhone był zaskakująco podobny do mojego własnego, miał nawet ten sam dźwięk dzwonka. Jednak ani ja, ani żadna z moich przyjaciółek jakoś nie mogłyśmy nawet go dotknąć.
- No to co teraz robimy?- odezwała się Annabel.
- Nie mam pojęcia Anne- odpowiedziałam jej.- Może poczekamy, aż któryś z nich zadzwoni?
- A ty oczywiście okażesz akt odwagi i odbierzesz- ironizowała Net.
Spojrzałam na nią wzrokiem pt. "Bazyliszek" i lekko podskoczyłam na miękkich poduszkach, gdy odezwał się sygnał sms-a. Poleciałam wzrokiem po dziewczynach i wyciągnęłam rękę po przedmiot. Na ekranie wyświetlała się nazwa "Lou". Odblokowałam telefon i przeczytałam wiadomość: "mogę zadzwonić, czy jesteś zajęta?". Znowu popatrzyłam na dziewczyny, zwisające mi z ramienia.
- No to chyba weźmiesz na głośnomówiący, nie?- zapytała Ali.
- Jasne, chyba tylko po to, żeby się przed nim skompromitować- pchnęłam ją barkiem i opadłam z powrotem na poduszki.- Nie wiem, może warto spróbować?
Nagle w drzwiach do pokoju stanęła pani McCoy, mama Annabel.
- Dziewczynki, chcecie coś do picia? Założę się, że ona zapomniała was zapytać- spojrzała znacząco na córkę.- No to jak?
- Ja poproszę herbatę- mruknęłam i dalej gapiłam się w ekranik.
- Ja też!- odezwały się pozostałe cztery chórem, po czym roześmiały się donośnie.
- Zaraz przyniosę- uśmiechnęła się ciepło kobieta i wyszła z pokoju.
Dziewczyny jak na komendę przestały się śmiać i spojrzały na mnie wyczekująco. Po dłuższej chwili takiego niezdrowego napięcia nie wytrzymałam.
- No co?
- Odpiszesz mu wreszcie?!- naskoczyła na mnie Cher.- Nie mogę patrzeć, jak ty się patrzysz na ten telefon!
Odblokowałam więc telefon i zaczęłam pisać wiadomość. Przyjaciółki natychmiast mnie okrążyły i zaczęły razem ze mną wpatrywać się w komórkę. "Pewnie, nie mam nic przeciwko", wystukałam i z pewnym wahaniem nacisnęłam przycisk "wyślij".
- Serio tylko tyle napisałaś do jednego z najpopularniejszych chłopaków na Ziemi?- prychnęła Alice.
Nie zdążyłam odpowiedzieć, ponieważ zadzwonił telefon. Przejechałam palcem po napisie "odbierz".
- Halo?- głos jakimś cudem mi nie zadrżał.
- Cześć, Harry. Wiesz masz bardzo interesujące zdjęcia w galerii- zaśmiał się do słuchawki.- Nie spodziewałem się też tylu naszych utworów na iPodzie.
- Grzebałeś mi w telefonie?!- wrzasnęłam do słuchawki.- Masz zdrowo przesrane, Styles! Nie żyjesz w internecie!
Nagle po przeciwnej stronie zaległa całkowita cisza. Ucichły nawet te śmiechy w tle.
- Proszę, nie rób tego-jęknął błagalnie Harry.- Nawet nie wiesz, co możesz zrobić.
- Och, doskonale wiem i właśnie dlatego się zastanawiam nad jakimś wyjątkowo obrzydliwym świństwem- zaśmiałam się diabolicznie.- Słuchaj, kiedy masz czas żeby się zamienić?
- Nawet teraz!- krzyknął.
- Teraz to ja nie mam czasu- puściłam oko do dziewczyn wlepiających we mnie wzrok.- Ale może za miesiąc?- oczywiście blefowałam. Byłam bardzo przywiązana do mojego telefoniku.
- Nie, proszę, nie tak późno! Błagam, zrobię wszystko, ale oddaj mi mój telefon!- jego błagalny ton zaczynał mnie bawić.
- Hmm, wszystko?- mruknęłam cicho.- Ciekawe.
- Dobra, to przestaje być zabawne!- teraz w jego głosie zdawałam się wyczuwać przerażenie.
- Nie, to dopiero zaczyna być zabawne- powiedziałam, po czym się rozłączyłam.
Rzuciłam przedmiot w ręce zszokowanej Charlotte i wstałam z łóżka. Podeszłam do dużego lustra, przejrzałam się w nim, chwyciłam swoją torbę i otworzyłam drzwi z zamiarem wyjścia z pokoju. Jednak Natalie i Alice nie pozwoliły mi tego zrobić.
- Hej, gdzie się wybierasz?- krzyknęła Net.
- Do studia SyCo- odparłam obojętnie.- Ten idiota jest przerażony, nie będę go dłużej trzymała w niepewności.
- Podwieźć cię?- zapytała natychmiast Anne.
- Jasne, jeśli chcesz- uśmiechnęłam się do niej, po czym wyszłam z pomieszczenia.
***
- Jego strata, że akurat go tam nie było- wzruszyłam ramionami i podeszłam do czarnego Astona Martina. Przyjechałam do studia, ale Harry'ego tam nie było. Oczywiście był Simon i Paul, ale to nie im chciałam oddać telefon, więc postanowiłam po prostu pojechać do domu. Prosili mnie żebym oddała im komórkę, ale ja pozostawałam nieugięta.
- Jeju, przecież takie sytuacje mogą być zawsze i co wtedy zrobisz? A jeśli coś ci namąci w pamięci?- Annabel starała się jak mogła, żeby zatrzymać mnie choć na trochę w studiu i poczekać, aż któryś z chłopaków by przyjechał. Jej marzeniem od dwóch lat było ich spotkać i koniecznie przytulić Liama. Po prostu dniami i nocami potrafiła nam gadać jaki on jest cudowny, jaki ma talent i w ogóle. Czasami aż mdliło od tej jej gadki-szmatki, ale i tak cała paczka ją kochała. Paczka czyli cztery pozostałe dziewczyny, wszystkie z Akademii Artystycznej.
- Ellie, a my przypadkiem nie mamy jakiegoś sprawdzianu jutro?- zapytała moja zamyślona przyjaciółka.
- W sumie to nie wiem, spytam się Cher- mruknęłam wyjmując telefon z kieszeni. Niestety zaraz mi się przypomniało, że to nie mój i z mieszanymi uczuciami schowałam go z powrotem.
***
- Słuchaj, mnie pewnie będzie kusiło żeby coś tam poprzestawiać, więc oddaję w dobre ręce- podałam komórkę Anne i wysiadłam z auta. Dziewczyna przez krótką chwilę patrzyła się na mnie, jak odchodzę. Potem bezceremonialnie walnęła telefon do schowka i pojechała do siebie.
Pomaszerowałam szybkim krokiem do drzwi, starając się nie utracić zbyt wiele ciepła. Zimy w Londynie nie należały do najlżejszych. Energicznie przetrząsnęłam torebkę w poszukiwaniu kluczy, jednak ich nie znalazłam. Z jękiem przypomniałam sobie, że wypadły z niej w domu Annabel. A ja oczywiście, jako wielki geniusz, nie pomyślałam o tym żeby je zabrać z podłogi.
Nacisnęłam więc dzwonek i czekałam, aż któryś z domowników otworzy mi drzwi. Faktycznie, otworzyły się całkiem niedługo, ale przede mną wcale nie stał żaden z mieszkańców tego domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz