piątek, 13 września 2013

Rozdział 51

Przerażony wzrok chłopaka zwrócił się na mój brzuch, na mnie, na brzuch i jeszcze raz na mnie.
 - Torba!- krzyknęły wspólnie El i Pezz, po czym popędziły na górę.
- Samochód!- dołączyli się Niall i Liam. Harry natychmiast się opanował i złapał mnie za rękę, Zayn i Lou przypadli do moich kolan.
- Oddychaj tak jak się uczyliśmy, dobrze?- powiedział Harry i zaczął wdychać i wydychać powietrze w określony sposób, spokojnie, bardziej uważając na usta niż nos. Chłopaki zaraz podchwycili rytm i robili tak jak Haz, natomiast ja byłam w totalnej rozsypce. Nie wiedziałam co się dzieje, straciłam poczucie orientacji. - Kochanie, popatrz na mnie, skarbie- chłopak przekręcił moją głowę w jego stronę.- Patrz i rób tak samo- znowu zaczął dziwnie oddychać, ale tym razem przyłączyłam się do niego.
 Nagle ogromny ból rozniósł się po całym moim wnętrzu, jakby ktoś rozrywał mnie od środka. Krzyknęłam cicho, ale zaraz wszystko stanęło.
- Mierzyć czas od pierwszego skurczu!- wydarła się ze schodów Perrie.
 Louis wyciągnął szybko telefon i włączył stoper. Byłam tak zestresowana, że prawie nie oddychałam chociaż wszyscy się wszystkim zajęli. Chwilę potem do domu wpadł Niall mówiąc, że auto czeka. Chłopaki zerwali się i pomogli mi wstać, Harry i Nialler zaprowadzili mnie do samochodu, a chłopaki pobiegli sprintem pomóc z torbą. Dziewczyny wyleciały na zewnątrz i władowały się koło mnie na siedzenia. Układ był taki: Liam prowadzi, koło niego Haz, potem ja na środku, a piszczące z podekscytowania przyjaciółki po moich bokach, na samym końcu Lou, Zayn i Niall. Wszyscy pokazywali mi jak napełniać, jakimś cudem, płuca powietrzem i pocieszali mnie, że wszystko jet w porządku. Przez te pięć minut jazdy od nowa nauczyłam się oddychać, szpital był bardzo blisko, ale korki cholernie długie. Gdy wszyscy wlecieliśmy przed tą recepcję i powiedzieliśmy, że mamy zamówioną salę, trochę zatkało personel. Jednak zaraz zaprowadzili nas do pokoju i zajęli się mną.
                                                                           ***
Podparłam głowę na ręce i ze znudzeniem słuchałam histerii Harry'ego. Niby to kobiety są wrażliwe na porody? Ta, jasne. Mój chłopak się chyba do tego nie zalicza, bo od godziny wchodził uspokojony do sali i zaraz wyciągali go stamtąd: krzyczącego, zdenerwowanego i jęczącego. Cholernie trudno jest rodzić przy takiej atmosferze, nie mogłam się skupić na skurczach. I tak nie miałam ich zbyt wiele- nikt mi tego nie mówił, ale chyba coś było nie tak jak powinno. Leżałam już trzy godziny, wszyscy zebrali się w poczekalni: nasi rodzice, Collin, Gemma, Stephanie i Megan, chłopaki z El i Pezz, moje przyjaciółki wpadły do szpitala dosłownie piętnaście minut po nas. Charlotte dostała banana na ryju, jak tylko się dowiedziała, że rodzę. To był chyba najlepszy widok w moim życiu, wiercąca się na krześle Cher z wielkim zacieszem na mordzie. Normalnie to pewnie uznałabym to za dennie głupie, ale w tej sytuacji nie było tak źle. Do pomieszczenia weszła pielęgniarka z ciepłym uśmiechem na ustach i dłoniach w białych rękawiczkach.
 - No to sprawdzimy jak się miewa droga naszego maleństwa- rozsunęła mi szerzej nogi i odkryła kołdrę. Dotknęła mojego wejścia, zmarszczyła brwi i wycofała rękę. Zaraz na twarzy wyskoczył jej jeszcze słodszy uśmiech, tym razem sztuczny.
 - No cóż, zaraz wrócę tylko muszę coś powiedzieć doktorowi- i wyszła.
 Nie podobało mi się to jak zareagowała na badanie, coś było bardzo nie halo i miałam zamiar dowiedzieć się co. Zdenerwowałam się i sięgnęłam po telefon. "Zapytaj się klawisza o co kaman" wysłałam do Elki. Odpowiedzi nie dostałam, natomiast do pokoju wkroczył doktor.
- Jak się czujemy?- spytał pogodnie.
- Bardzo dobrze, ale chyba coś jest nie tak, prawda?
Lekarz zmarszczył brwi, które spotkały się na środku czoła.
- Faktycznie- odprawił ręką pielęgniarkę i usiadł na krześle obok mnie.- Z dzieckiem jest niedobrze. Jeśli w ciągu najbliższej godziny macica nie powiększy swojej średnicy będziemy zmuszeni podać leki wywołujące poród, natomiast to w tej chwili wiąże się z ogromnym niebezpieczeństwem. Wtedy też wykonamy cesarskie cięcie i nie wiemy jak potoczy się dalej sytuacja.
Potem wstał, ścisnął pocieszająco moją rękę i wyszedł zostawiając mnie w kompletnym mętliku. Co? Jak to "z dzieckiem jest źle"? Co to ma znaczyć?! Zaczęłam panikować, przez całą tą wyznaczoną godzinę modliłam się, żeby jednak coś się zmieniło na dobre. Rozmawiałam także z Lou. Przyszedł do mnie, ponieważ doktor go poprosił o powiedzenie czegoś.
- Hej, mogę?- zapytał zaglądając do pokoju.
- Pewnie, pakuj się- uśmiechnęłam się.
Wszedł do środka, zamknął za sobą drzwi i usiadł koło mnie na łóżku. Popatrzył na mnie niepewnie i chwycił mnie za rękę.
- Słuchaj... Mam sprawę- wydukał.
- Hmm?
Wziął głęboki oddech i zwrócił twarz na mnie, jego oczy były wypełnione bólem.
- Posłuchaj, zaraz podadzą ci leki. Nie wiadomo czy którekolwiek z was przeżyje, ale jeśli miałabyś wybór, to wolałabyś żebyś przeżyła ty czy dziecko?
Zatkało mnie. Ja... My... Umrzeć? Co? Dlaczego? Nie! Na chwilę, krótką chwilę pomyślałam racjonalnie. Ja już swoje mam za sobą, a dziecko ma szansę żeby przeżyć i żyć. W jednej chwili podjęłam decyzję.
- Wybieram dziecko- powiedziałam twardo.
Lou skinął smutno głową i zwrócił wzrok na mnie. Miał łzy w oczach.
- Ale hej, nie warto...
- Nie warto?! Kiedy cię zabraknie żadne z nas nie będzie prowadziło dłużej takiego życia jak wcześniej!
Nie próbowałam mu przerywać, w spokoju wysłuchałam jego mantry i czekałam aż się uspokoi.
- Musisz powiedzieć Harry'emu o całej sprawie- wydukał po paru minutach.- To on ma tak naprawdę zdecydować o tym...
- Zawołaj go Lou i przestań już płakać- ścisnęłam jego rękę.
Chłopak wstał i zbolałym krokiem poszedł w stronę drzwi. Nacisnął klamkę i spojrzał na mnie jeszcze raz.
- Proszę... Nie rób mi tego...- jego błagalny ton mnie mocno wzruszył.
- Przepraszam- powiedziałam bezgłośnie.
Louis wyszedł z pokoju, a na jego miejscu pojawił się Harry.
- Cześć misiaczku, jak się czujesz?- chłopak zamknął za sobą drzwi i podszedł do mojego łóżka.
- Wiesz... Musimy o czymś porozmawiać- chwyciłam jego dłoń i popatrzyłam mu głęboko w oczy.- Powiem wprost: najprawdopodobniej będą komplikacje. Jeśli coś pójdzie nie tak, to lekarz się ciebie zapyta czy wolisz mnie czy dziecko. Masz odpowiedzieć dziecko, rozumiesz?
Haz zmarszczył brwi. Zaraz znowu podeszły mu do góry spojrzał na mnie przerażony.
- Ty... Ty nie możesz, nie!- momentalnie oczy mu się zaszkliły, a na policzki wyskoczyły rumieńce.
 Przyłożyłam mu jedną dłoń do ust, a druga spoczęła na jego policzku.
- Uspokój się, nie warto. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz- sama w ogóle nie wierzyłam w prawdziwość swoich słów, a na pewno nie wiedziałam jak udaje mi się tak swobodnie mówić o śmierci. Mojej lub dziecka.- Masz po prostu wybrać dziecko.
 Poczułam jak na rękę spadają mi duże, gorące krople. Zielone oczy były zaczerwienione, a twarz była w kolorze liści jesiennych. Haz zdjął mi dłonie z twarzy i wykaszlał przez łzy:
- Al-le j-jak m-mam... bez ci-ciebie...
- Louis ci pomoże, ale przecież wcale nie jest powiedziane, że mnie zabraknie- w duchu krzyczałam, wrzeszczałam z rozpaczy. Na zewnątrz trzymałam maskę.
 W ten do sali weszli- lekarz, położna i pielęgniarka.
- Musimy panią zabrać na salę operacyjną- wyszeptał doktor. Już wiedział jaki będzie wynik tego przedsięwzięcia.
 Kiwnęłam smutno głową i ostatni raz popatrzyłam na Harry'ego. Był jakby w innym świecie, jego wzrok był pusty i bez wyrazu, jedyne uczucie które wypełniało jego zielone tęczówki było bólem, okrutnym bólem. Twarz zastygła była w bezimiennej minie, kiedy na moją opuszczoną rękę spadła jeszcze jedna, ostatnia łza. Potem lekarz pomógł wstać chłopakowi i wyprowadził go z pokoju. Mnie natomiast na łóżku zabrali przez inne drzwi na zewnątrz. Jechałam przez długie, zimne korytarze by wkrótce ujrzeć oszałamiające, białe światło. Czekało tam już na mnie paru ludzi w białych kitlach. Mój strach przed szpitalami był teraz zbędny- ważne było życie dziecka.
 Kiedy podano mi leki, od razu poczułam jak moje wszystkie mięśnie słabną. Uczucie rozpadania się było powszechne. Gdy zabrano się do wykonywania zabiegu wszystko słyszałam. Przekleństwa lekarzy, krzyki pielęgniarek i pikanie aparatury do sprawdzania rytmu serca. Najpierw biegło bardzo szybko, potem z czasem robiło się coraz wolniejsze i wolniejsze. Pikanie przestawało być wyraźne, aż w końcu... ustało.
----------------------------------------------------------
To nie koniec bloga! Sorry, że mnie tak długi nie było, ale miałam wycieczkę i ten... Trzynaście komentarzy, bo dzisiaj jest piątek trzynastego i urodzinki Niallera! Przypominam o nowym blogu, rozdział pojawi się najprawdopodobniej today ;) #blog sprawdzajcie i komentujcie!!!!!

19 komentarzy:

  1. Ryczę. Czemu to zrobiłaś?:'(

    OdpowiedzUsuń
  2. Kobieto chcesz, żebym zawału dostała ?! Ani razu nie skomentowałam bloga... Przepraszam ale nie jestem typem czytelniczki która komentuje. Ale ta sytuacja zmusiła mnie do ujawnienia mojej osoby. Mam nadzieje, że tak tego nie zostawisz, że jej tak po prostu nie uśmiercisz... Jejciu na serio się przejęłam, teraz nie będę mogła spokojnie spać.... Mam nadzieje, że jak najszybciej dodasz następny rozdział, abym znów mogła się wysypiać. No chyba, że jednak postanowisz ją uśmiercić, nie zabronię Ci bo to twój blog ty decydujesz co pojawi się w rozdziałach, ale proszę nie rób nam tego po prostu daj im żyć razem we trójkę.... Who Hoo To się rozpisałam. Dobra kończę już ten komentarz ;P
    Dopisze już tylko tyle: ZAPRASZAM DO MNIE ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z tym ja po prostu rycze oni byli by takimi wspaniałymi rodzicami !!!

      Usuń
  3. Nie zabijaj ich prosze !!!

    OdpowiedzUsuń
  4. To nie może być koniec!!! Proszę pisz dalej :'C

    OdpowiedzUsuń
  5. Jezu jakie emocje ♥♥♥♡

    OdpowiedzUsuń
  6. Kobieto! Ja przez Ciebie..... PŁACZĘ!


    Zuza <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Oni muszą żyć !
    Czekam na nn ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. NIE MOGĄ UMRZEĆ, NIE CHCĘ, ŻEBY RODZINA GAPIŁA SIĘ NA MNIE, JAK NA DEBILA!

    OdpowiedzUsuń
  9. Dobry rozdział, ale nie kończ go tak tragicznie błagaam ;(

    OdpowiedzUsuń
  10. Super ale niech nie umierają PRRRROSZE !!!

    OdpowiedzUsuń
  11. co będzie dalej???
    :(

    OdpowiedzUsuń
  12. Proszę nie rób tego... Wczoraj rozmyślałam na temat czy wole szczęśliwe czy smutne zakończenia i nie znałam odpowiedzi aż do przeczytania tego rozdziału bo zdałam sobie sprawę, że jeśli ona umrze to ja się załamię... :'( Proszę! Niech ona i dziecko żyją!
    Pozdrawiam Sophie

    OdpowiedzUsuń
  13. plz daj dzisiaj błagam:((((((((((((((((

    OdpowiedzUsuń
  14. kiedy następny ???:)

    OdpowiedzUsuń
  15. niech przeżyją obydwoje, błagam >,<

    OdpowiedzUsuń
  16. oo boooożeeeee dziewczyno !!!!! nie możesz tak tego zostawić !! blog sjest świtny jak zawsze ale oni obydwoje muszą przeżyc i ona i Darcy ( bo ja wiem ze to bd Darcy ;D ) juz ostatnio czytałam takiego blooga gdzie dziewczyna po 40 rozdziale skończyła to pisząc ze dziewczyna umarła i harry do smierci został sam .. to okropne zawsze ludziom lepiej czyta sie happpyendy ;)) dlatego pliiiskaa oby one przezyły :) ( bloog meeegaaa poprostuu noomm ) kiedy next ?? :DD ~` Domi <3

    OdpowiedzUsuń