http://onedirectionfanfictionchapter2.blogspot.com/
Let it go, let it go...
Prosz. Kompletnie nie mam pomysłu na bloga, więc jak ktoś coś to dawać tam komentarze. To prezent ode mnie na Nowy Rok, miejmy nadzieję, że będzie jak najbardziej udany :)
środa, 31 grudnia 2014
środa, 24 września 2014
Okej.
Dobra, spróbuję napisać drugą część. Ale od razu ostrzegam, że to już nie będzie to samo. Po prostu nie jestem już directionerką i pewnie nie będę. Chodzi o to, że teraz inaczej patrzę na całą sprawę i będę tutaj dużo eksperymentowała. Więc nie denerwujcie się, jeśli nie będzie Wam coś pasowało albo przekręcę jakiś dla Was oczywisty fakt związany z chłopakami, bo absolutnie nie jestem teraz na bieżąco. Jedyne co ogarniam, to nowe piosenki i w sumie tyle. Soł, zobaczymy jak to wyjdzie, musicie mi trochę rzeczy powybaczać :) niedługo uzupełnię notatkę linkiem do nowego bloga
poniedziałek, 8 września 2014
??????
Hej dziewczyny, jest sprawa. Czy czytałybyście, gdybym zaczęła pisać drugą część. Nie mówię od razu, że napiszę, tylko tak orientacyjnie się pytam.
niedziela, 6 kwietnia 2014
No cóż...
Moi drodzy! Chce mi się płakać, kiedy to piszę, ale... Skończone! Już koniec! Chciałabym podziękować serdecznie wszystkim osobom, którym chciało się komentować, które dopingowały mnie dalej. Dziękuję też pewnym osobom za to, że pojawiały się zawsze. Naprawdę wiele to dla mnie znaczy. Pisanie tego bloga było wielką przyjemnością, szczególnie z takimi czytelnikami. Ten blog nie potrwałby długo, gdyby nie WY! No i się poryczałam... A wiecie dlaczego? BO KOCHAM WAS JAK JASNA CHOLERA! Nie chcę was zostawiać, ale cóż. Jednak nie kończę całkowicie pisania, jak niektórzy wiedzą mam już nowego bloga. Mam szczerą nadzieję, że przejdziecie skomentować tam w paru słowach te nieliczne rozdziały. Zależy mi na tym, jednak... Nie jest on o 1D. Tak, zdecydowałam się już. Możecie mi już teraz tylko życzyć szczęścia! Bo ja wam tego życzę i czuję się jak na pogrzebie! KOCHAM WAS!
#nowyblog
#nowyblog
Rozdział 72
Czerwone plamki migały mi przed oczami, mrugając starałam się je odpędzić. Ręce miałam całe mokre, a materiał sukienki był zbyt delikatny, żeby móc je wytrzeć. Dźwięki kołatały się w mojej głowie, wszystko stanowiło bezładną plątaninę myśli i kolorów. Mahoniowe drzwi stanowiły główny punkt moich obserwacji, za to tata chyba nie miał gdzie podziać wzroku. Obydwoje nie lubiliśmy, gdy musieliśmy się wprost pokazywać ludziom, telewizja to co innego. Teraz staliśmy koło siebie i czekaliśmy na pierwsze dźwięki marsza. Serce waliło mi jak oszalałe, jakbym już była przed ołtarzem. Ale, pocieszałam się, tam czekają na ciebie dwie najważniejsze osoby.
Czułam, jak śniadanie podchodzi mi do gardła, gdy rozbrzmiały pierwsze tony melodii. Tata podał mi swoje ramię, chwyciłam się mocno. Spojrzeliśmy się na siebie i niemo zapytaliśmy, czy jesteśmy gotowi. Ruszyliśmy w jednym momencie, a dwóch ubranych w garnitury ludzi otworzyło nam ogromne drzwi. Jasne światło oślepiło mnie na początku, a później zobaczyłam jego. Stał tam, przed księdzem i patrzył na mnie urzeczony. Wiem, że patrzył na mnie, byłam tego pewna.
Przed nami szły dziewczynki i sypały płatki róż z białych koszyczków, były ubrane w różowe sukieneczki. Obejrzałam się dokoła zgromadzonych ludzi, cała sala wypełniona była mnóstwem fleszy, ale też rodziny. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z takiej ilości gości... No cóż, niedługo będziemy tylko my.
Nie wiem jakim cudem udało mi się podejść bez żadnego potknięcia. W momencie, gdy tata podał moją rękę Harry'emu, miałam ochotę rozpłakać się rzewnie, że oto właśnie nadszedł najważniejszy dzień mojego życia. Jego dłoń była ciepła, sucha i pewna. Moja niepewność odpłynęła w mgnieniu oka, był tylko on i ja. No i ksiądz. Powtarzaliśmy formułki patrząc sobie w oczy, nie słyszeliśmy nic innego. Tylko siebie.
- Możesz pocałować żonę- usłyszałam i poczułam ciepłe wargi na moich zdrętwiałych ustach. Rozgrzały się pod wpływem jego dotyku, kiedy jego język wśliznął się do moich ust pierwsza łza spadła na mój policzek.
Zarzuciłam ręce z bukietem białych lilii na jego szyję, a on otoczył mnie w żelaznym uścisku. Huk braw towarzyszył nam, uśmiechaliśmy się podczas pocałunku. Właśnie zostaliśmy małżeństwem. Tak, jesteśmy prawdziwą rodziną.
Zaczęłam łkać, czułam że zaraz mój skrupulatny makijaż spłynie wodospadem słonych łez szczęścia. Oderwaliśmy się od siebie, a Harry przetarł delikatnie moje policzki.
- Kocham cię- powiedzieliśmy jednocześnie i otoczyła nas gromada reporterów.
***
Stoimy koło siebie. Ja trzymam naszą córkę, on obejmuje mnie i kładzie głowę na moim ramieniu. Zachodzące słońce miga resztkami promieni zatopionych w toni oceanu. Darcy śpi, małe rączki ściskają mocno moje palce. Łzy dalej płyną mi po policzkach, chyba jeszcze przez długi, długi czas nie będę mogła zaakceptować nowego życia. Ale tak właśnie to zapamiętam. Tylko my i ona, nikt więcej.
Czułam, jak śniadanie podchodzi mi do gardła, gdy rozbrzmiały pierwsze tony melodii. Tata podał mi swoje ramię, chwyciłam się mocno. Spojrzeliśmy się na siebie i niemo zapytaliśmy, czy jesteśmy gotowi. Ruszyliśmy w jednym momencie, a dwóch ubranych w garnitury ludzi otworzyło nam ogromne drzwi. Jasne światło oślepiło mnie na początku, a później zobaczyłam jego. Stał tam, przed księdzem i patrzył na mnie urzeczony. Wiem, że patrzył na mnie, byłam tego pewna.
Przed nami szły dziewczynki i sypały płatki róż z białych koszyczków, były ubrane w różowe sukieneczki. Obejrzałam się dokoła zgromadzonych ludzi, cała sala wypełniona była mnóstwem fleszy, ale też rodziny. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z takiej ilości gości... No cóż, niedługo będziemy tylko my.
Nie wiem jakim cudem udało mi się podejść bez żadnego potknięcia. W momencie, gdy tata podał moją rękę Harry'emu, miałam ochotę rozpłakać się rzewnie, że oto właśnie nadszedł najważniejszy dzień mojego życia. Jego dłoń była ciepła, sucha i pewna. Moja niepewność odpłynęła w mgnieniu oka, był tylko on i ja. No i ksiądz. Powtarzaliśmy formułki patrząc sobie w oczy, nie słyszeliśmy nic innego. Tylko siebie.
- Możesz pocałować żonę- usłyszałam i poczułam ciepłe wargi na moich zdrętwiałych ustach. Rozgrzały się pod wpływem jego dotyku, kiedy jego język wśliznął się do moich ust pierwsza łza spadła na mój policzek.
Zarzuciłam ręce z bukietem białych lilii na jego szyję, a on otoczył mnie w żelaznym uścisku. Huk braw towarzyszył nam, uśmiechaliśmy się podczas pocałunku. Właśnie zostaliśmy małżeństwem. Tak, jesteśmy prawdziwą rodziną.
Zaczęłam łkać, czułam że zaraz mój skrupulatny makijaż spłynie wodospadem słonych łez szczęścia. Oderwaliśmy się od siebie, a Harry przetarł delikatnie moje policzki.
- Kocham cię- powiedzieliśmy jednocześnie i otoczyła nas gromada reporterów.
***
Stoimy koło siebie. Ja trzymam naszą córkę, on obejmuje mnie i kładzie głowę na moim ramieniu. Zachodzące słońce miga resztkami promieni zatopionych w toni oceanu. Darcy śpi, małe rączki ściskają mocno moje palce. Łzy dalej płyną mi po policzkach, chyba jeszcze przez długi, długi czas nie będę mogła zaakceptować nowego życia. Ale tak właśnie to zapamiętam. Tylko my i ona, nikt więcej.
piątek, 28 marca 2014
Rozdział 71
Cały spięty i w nerwach usiadłem na miękkim fotelu. Ktoś dotknął mojego ramienia, a ja podskoczyłem momentalnie jak oparzony. Obejrzałem się i zobaczyłem młodą stewardesę, która przyglądała mi wzrokiem zauroczonej nastolatki. Boże, nie. Tylko nie to.
- Proszę zapiąć pasy, zaraz startujemy- fanka. Poznałem to po sposobie, w jaki wymawiała poszczególne sylaby. Jakby się krztusiła, albo połknęła jakiś środek żrący.
Wykonałem polecenie i zapadłem się głębiej w siedzenie. Prywatny odrzutowiec, hmm.... Może jednak powinienem powiadomić chłopaków? Nie, chyba jednak nie. Bo po co? Żeby skłonili mnie do poczekania, a potem wywloką mnie stąd? nie ma mowy!
Od telefonu mojej narzeczonej minęło jakieś góra piętnaście minut, ale na odległość czułem jej fascynującą irytację połączoną ze skrajną wściekłością. W końcu nieczęsto mnie przyłapuje ja na takich rzeczach. A w sumie to nie, nie musi mnie przyłapywać. Sam się wydaję na odstrzał.
Poczułem jak samolot rusza, przyspieszając gwałtownie. Obrazki za oknem mijały jak w kalejdoskopie, za czterdzieści pięć minut będę z powrotem w domu, jeśli nie szybciej. Nagle złapało mnie to znajome ssanie w żołądku - znak, że wystartowaliśmy. Uch, jak ja się cieszę, że za miesiąc kończy się ta cała zabawa z Modestem... Przynajmniej nie będzie za mną chodził cień niepewności, czy na pewno wszystko robię zgodnie z umową. Po co nas zmusili do tego kretyńskiego układu? Jakby nie było innych problemów...
Ciśnienie sprawiło, że zacząłem robić się senny. Zamknąłem na chwilę oczy...
***
=========================================
Zaczynała latać mi lewa powieka. Zły znak. Wzięłam chyba sześć tabletek uspokajających, ale pomogło tylko trochę. Nieliczna ilość, jak zwykle. Boże, kiedyś się naćpam tymi lekami... No cóż, i tak bywa. Ale jego nadal nie ma. Cholera. Gdzie on do jasnej anieli się podział?! Zaraz chyba oszaleję od natłoku myśli!
Wstałam z zimnej podłogi i rozprostowałam zdrętwiałe ciało. Zastygnięte mięśnie powoli budziły się do życia, tylko oczy latały gdzie bądź. Strasznie działało to człowiekowi na nerwy, jednak nie mogło się nic tym zrobić. Może to przez te tabletki?
Nie wiem. Ale wiem jedno. Zaraz mu przypierdolę. Jak nie przyjedzie tutaj w ciągu trzech minut... Ach! Skurcz złapał mnie w lewej łydce i upadłam momentalnie z powrotem na podłogę. Tak, nie trzeba było tyle brać. Po chwili mięśnie się rozluźniają i ja z nimi. Ogarnęło mnie cudowne poczucie, że wszystko będzie dobrze. Uśmiech wykwitł mi na ustach i poszłam się przebrać w coś lekkiego. Wynalazłam gdzieś z samego dna szafy zwiewną sukienkę z koronkami wszędzie, gdzie się tylko dało je wsadzić i włożyłam ją z zadowoleniem. Wybiegłam z pokoju jak nimfa jakaś i zaczęłam coś krzyczeć. Ale już nie pamiętałam co, bo film mi się urwał.
=========================================
TAK! Jestem! I jeszcze żyję! Wbiegłem do domu niczym na skrzydłach i uśmiech mi zbladł. Lekarz. Boże, nie było mnie tylko chwilę! Dopadłem do Net i zapytałem ją o co chodzi. Skuliła się w sobie, zobaczyłem to w jej oczach.
- Uchm... Melody połknęła trochę trochę za dużo tabletek na uspokojenie...- Jezu. Przecież takie tabletki...
- Kurwa...
Salon był jedną wielką kotłowaniną a na samym środku moja gwiazda. Oczy miała puste, na ustach majaczył uśmiech szaleńca. Mówiłem do niej, starałem się aby cokolwiek mi odpowiedziała. Ale tylko siedziała i gapiła się w pustą przestrzeń, kompletnie nieobecna. Włosy opadły jej na czoło, odgarnąłem je z nerwowym niepokojem. Bardziej się nadawałem d psychiatryka, niż ona.
- Czemu ona nie reaguje!- wrzasnąłem w przestrzeń, a w pokoju zrobiło się cicho.
Moja przyszła teściowa zrobiła się blada jak ściana.
- Nie pomagasz, może w ogóle nie powinniście brać tego ślubu?
---------------------------------
INFORMACJA
INFORMACJA
INFORMACJA
INFORMACJA
INFORMACJA
to był jeden z ostatnich rozdziałów...
INFORMACJA
INFORMACJA
INFORMACJA
INFORMACJA
INFORMACJA
zaczęłam nowego bloga.... teraz to na niego będę zwracała większą uwagę, więc jak tam się pojawi rozdział, to wtedy tutaj też możecie na niego liczyć *płacz, jęk, lament* #klik
=========================================
TAK! Jestem! I jeszcze żyję! Wbiegłem do domu niczym na skrzydłach i uśmiech mi zbladł. Lekarz. Boże, nie było mnie tylko chwilę! Dopadłem do Net i zapytałem ją o co chodzi. Skuliła się w sobie, zobaczyłem to w jej oczach.
- Uchm... Melody połknęła trochę trochę za dużo tabletek na uspokojenie...- Jezu. Przecież takie tabletki...
- Kurwa...
Salon był jedną wielką kotłowaniną a na samym środku moja gwiazda. Oczy miała puste, na ustach majaczył uśmiech szaleńca. Mówiłem do niej, starałem się aby cokolwiek mi odpowiedziała. Ale tylko siedziała i gapiła się w pustą przestrzeń, kompletnie nieobecna. Włosy opadły jej na czoło, odgarnąłem je z nerwowym niepokojem. Bardziej się nadawałem d psychiatryka, niż ona.
- Czemu ona nie reaguje!- wrzasnąłem w przestrzeń, a w pokoju zrobiło się cicho.
Moja przyszła teściowa zrobiła się blada jak ściana.
- Nie pomagasz, może w ogóle nie powinniście brać tego ślubu?
---------------------------------
INFORMACJA
INFORMACJA
INFORMACJA
INFORMACJA
INFORMACJA
to był jeden z ostatnich rozdziałów...
INFORMACJA
INFORMACJA
INFORMACJA
INFORMACJA
INFORMACJA
zaczęłam nowego bloga.... teraz to na niego będę zwracała większą uwagę, więc jak tam się pojawi rozdział, to wtedy tutaj też możecie na niego liczyć *płacz, jęk, lament* #klik
czwartek, 13 marca 2014
Rozdział 70
Zapach. TEN zapach. Taki... uwodzicielski. Uch, ciasteczka z różą! I lawendowy lukier... O rany, kwiatowy zestaw mamy na specjalne okazje, jeju. Ślinianki mnie zaczęły boleć i brzuch odezwał się, domagając chociaż jednej babeczki. Jezuuuuu... Mogłam nie pić wczoraj tyle whisky...
Sapnęłam cicho, gdy podniosłam łeb i stwierdziłam, że waży trzysta kilo. Cholera. Jak mnie matka w tym stanie zobaczy, to alkoholu do końca życia nie dostanę... Pomimo, że będę miała męża i dziecko. Ale to i tak nie ważne, bo ta baba będzie mnie do końca życia prześladować. Podwójna cholera.
Ruszyłam z wysiłkiem ręką, chwyciłam brzeg kołdry i zamachnęłam się porządnie. Zimno objęło mnie swoimi mroźnymi palcami i zacisnęło pazury na skórze. Gęsia skórka wychynęła z ukrycia i objawiła się w postaci mnóstwa wypustków. Kurde, nie dość że zimno, to jeszcze mam krosty. Na chwilę podciągnęłam kolana pod brodę, a potem wyprostowałam się prosto niczym struna. Powtórzyłam zabieg kilka razy i wyraźnie pomogło. Ciało trochę się ogrzało, więc pozwoliłam sobie na stylowy ześlizg z wyrka i jęknięcie w dywan. Nagle usłyszałam kroki pod drugiej stronie drzwi i podczołgałam się trochę bliżej. Usłyszałam niewyraźny strzępek rozmowy i przysunęłam się jeszcze bliżej. To były Alice i Natalie. Ledwo je słyszałam, co zresztą tylko podsycało moje zainteresowanie. Lecz po chwili uznałam, że lepiej by chyba było, żebym nie wiedziała nic o ich rozmowie.
- To prawda?- głos Net był lekko stłumiony i niewyraźny.
- Raczej tak. Już dwa dni nie wracają, moim zdaniem to niepokojące. To znaczy wiesz, to są mężczyźni, no ale jednak...- rany koguta, o czym one nadają?
Zaczęłam się denerwować. Ci tajemniczy "oni" raczej nie mogli być nikim innym jak...
- A dodatkowo żaden z nich nie odbiera. Nawet Liam- to mi wystarczyło. Moje oczy podwoiły swoje rozmiary i stały się denkami od słoików. Były nawet tak samo zamglone.
Podniosłam się niezgrabnie i oparłam o ścianę. Zimna powierzchnia nieco oczyściła mój umysł i jasność myślenia. Harry z chłopakami gdzieś zniknął. Ale to się zdarzało przecież już nieraz. A tym bardziej przestałam się martwić, że zostały trzy dni do ślubu. Pewnie po prostu stwierdzili, że chcą się trochę zabawić i wyszli. Zaczęłam im w końcu zazdrościć tej wolności. Zarówno słowa, jak i przestrzeni. Mogą przeklinać do woli i odwalać zajebiste rzeczy. Beze mnie... Uch, jak tylko wróci... Nie, nie mogę. Obiecałam sobie, że nie będę go trzymała na krótkiej smyczy. Nie chciałam, żeby fanki się na mnie rzuciły. Oczywiście chciałam, aby zajmował się naszą córeczką i ogółem rodziną, ale niekoniecznie miało to być jego priorytetem w czasie trwania największego rozkwitu kariery. Nie chciałam tamować przepływu informacji z jego życia, ani z życia 1D... Cholera!
Oderwałam się od ściany i przypadłam do laptopa, rzuconego niedbale w rogu pokoju. Ostatnio jakoś nie chciało mi się zajmować takimi przyziemnymi rzeczami, jak Facebook, Tumblr i Twitter. Włączyłam w pośpiechu wszystkie znane mi strony plotkarskie i w jednej chwili we wszystkich powpisywałam hasło "One Direction". Wyskoczyło mi tysiące wyników, ale tylko jeden mnie zainteresował. Wybrałam punkt zatytułowany: "Czy Harry Styles jednak nie bierze ślubu?". "Oczywiście, że bierze. Suki.", przemknęło mi przez myśl i zachmurzyłam się w sobie. Wypchnęłam dolną szczękę do przodu i zmrużyłam oczy. Wyglądałam pewnie jak przyczajony goryl. Ale nie obchodziło mnie to w tej chwili, ponieważ zobaczyłam zdjęcie Harry'ego w California City. Zjeżyłam się cała i sięgnęłam po telefon ulokowany koło mojego prawego uda. Automatycznie wybrałam jego numer i przycisnęłam aparacik do ucha. Ta blond suka koło niego, musieli się nieźle bawić w nocy.
========================================
- Ej chłopaki, to już nie jest śmieszne. Wracamy- popatrzyłem na każdego z nich z pewną litością na twarzy.
- No weź! Będziesz miał całe życie na nią! A teraz masz swój tydzień kawalerski!- Zayn zarechotał, a Niall mu zawtórował. Zgromiłem ich wzrokiem. Nie będę siedział bezczynnie.
W tym momencie odezwała się moja komórka. Zabrzęczała głośno, więc wyjąłem ją z tylnej kieszeni. O Boże. Nie. To ona. Wziąłem głęboki wdech i wcisnąłem zieloną słuchawkę.
- Tak, kocha...
- Zamknij się! Budzę się i ciebie nie ma!- wyczułem w jej głosie niepohamowaną furię. Jezu, jeśli ona zobaczyło tamto zdjęcie z klubu, na którym kazano mi przytulić Bogu, Ducha winną kobietę... Cóż, zamiast ślubu będzie pogrzeb. A właściwie pięć: najpierw zamorduję ze szczególną przyjemnością tych kretynów przy barze.
- Daj mi wyjaśnić!- przyciskam palce do drugiego ucha i wychodzę z zatłoczonego klubu. Najpierw jednak muszę przecisnąć się między ściśnięta masą ludzkich ciał. Trudno otwiera się żelazne drzwi barkami, ale jakoś się udaje. Zaraz rozpoczynam zeznania. A plączę się w nich, jak pijany zając w kapuście.
- Po pierwsze: to wszystko ich wina. Najpierw mnie upili, a potem zaciągnęli nie wiadomo gdzie....- mój głos brzmi żałośnie, jakbym był psem i przyszedł do niej się poskarżyć, położyć głowę na kolanach.- Po drugie: od razu chciałem wracać, ale mi nie pozwolili. Umówiliśmy się, że jednej drink i do domu, ale oni postanowili dodać mi do tego "jednego drinka"- tu robię znak przenośni, chociaż widzę go jedynie ja- trochę magicznych proszków i miałem taki odjazd, że obudziłem się kilka godzin temu.
- A teraz ty słuchaj!- warczy na mnie i mimo woli kulę się w cieniu.- Mam przed oczami zdjęcie, na którym wyraźnie trzymasz łapę na dupie jakiejś baby. I ty masz czelność nazywać mnie swoją ukochaną?!
- To też mogę wyjaśnić!- staram się ze wszystkich sił opanować sytuację. Ja nie wiem, jak my dojdziemy do tego ołtarza...- Modest kazał mi to zrobić, inaczej zrujnowaliby ślub! A uwierz mi: mogą to zrobić. Nawet nie chcesz wiedzieć jak.
- Słuchaj, nie obchodzi mnie, gdzie jesteś, ani z kim. Masz być tu za chwilę, albo ślub odwołany!
Po tych słowach zaległa cisza po drugiej stronie. A ja stałem tam jeszcze długi czas z telefonem przy uchu, próbując ogarnąć sens tych słów.
------------------------------------------------
Powiem krótko: jelitówka. I to taka porządna. Cholera, jak mnie wzięło... Serio, miałam problemy nawet żeby nie zemdleć jak rzygałam! Okropieństwo... No, ale jestem już i informuję o nowym blogu. NIE WIEM czy będzie on o 1D, a na pewno NIE będzie sławnym zespołem. Kieruję się w stronę szkoły i tym razem zacznę sama. Tamten się nie udał, bo było za mało czasu. Po prostu. Ledwo sobie radzę z tym i dlatego mówię od razu, że najpierw ogarnę kilka pierwszych rozdziałów i dopiero je opublikuję. Chcę mieć trochę do przodu, ponieważ jak sami wiecie, niezbyt często się wyrabiam. A teraz kończę i proszę o piękne 25 komów. :* kocham was i jeszcze raz sorry wielkie za obsuwę! Tradycyjnie piątek ustalamy na termin pierwszy xD a kto wie kiedy drugi... jaki się ogarnie moja klasa ze sprawdzianami ;)
Sapnęłam cicho, gdy podniosłam łeb i stwierdziłam, że waży trzysta kilo. Cholera. Jak mnie matka w tym stanie zobaczy, to alkoholu do końca życia nie dostanę... Pomimo, że będę miała męża i dziecko. Ale to i tak nie ważne, bo ta baba będzie mnie do końca życia prześladować. Podwójna cholera.
Ruszyłam z wysiłkiem ręką, chwyciłam brzeg kołdry i zamachnęłam się porządnie. Zimno objęło mnie swoimi mroźnymi palcami i zacisnęło pazury na skórze. Gęsia skórka wychynęła z ukrycia i objawiła się w postaci mnóstwa wypustków. Kurde, nie dość że zimno, to jeszcze mam krosty. Na chwilę podciągnęłam kolana pod brodę, a potem wyprostowałam się prosto niczym struna. Powtórzyłam zabieg kilka razy i wyraźnie pomogło. Ciało trochę się ogrzało, więc pozwoliłam sobie na stylowy ześlizg z wyrka i jęknięcie w dywan. Nagle usłyszałam kroki pod drugiej stronie drzwi i podczołgałam się trochę bliżej. Usłyszałam niewyraźny strzępek rozmowy i przysunęłam się jeszcze bliżej. To były Alice i Natalie. Ledwo je słyszałam, co zresztą tylko podsycało moje zainteresowanie. Lecz po chwili uznałam, że lepiej by chyba było, żebym nie wiedziała nic o ich rozmowie.
- To prawda?- głos Net był lekko stłumiony i niewyraźny.
- Raczej tak. Już dwa dni nie wracają, moim zdaniem to niepokojące. To znaczy wiesz, to są mężczyźni, no ale jednak...- rany koguta, o czym one nadają?
Zaczęłam się denerwować. Ci tajemniczy "oni" raczej nie mogli być nikim innym jak...
- A dodatkowo żaden z nich nie odbiera. Nawet Liam- to mi wystarczyło. Moje oczy podwoiły swoje rozmiary i stały się denkami od słoików. Były nawet tak samo zamglone.
Podniosłam się niezgrabnie i oparłam o ścianę. Zimna powierzchnia nieco oczyściła mój umysł i jasność myślenia. Harry z chłopakami gdzieś zniknął. Ale to się zdarzało przecież już nieraz. A tym bardziej przestałam się martwić, że zostały trzy dni do ślubu. Pewnie po prostu stwierdzili, że chcą się trochę zabawić i wyszli. Zaczęłam im w końcu zazdrościć tej wolności. Zarówno słowa, jak i przestrzeni. Mogą przeklinać do woli i odwalać zajebiste rzeczy. Beze mnie... Uch, jak tylko wróci... Nie, nie mogę. Obiecałam sobie, że nie będę go trzymała na krótkiej smyczy. Nie chciałam, żeby fanki się na mnie rzuciły. Oczywiście chciałam, aby zajmował się naszą córeczką i ogółem rodziną, ale niekoniecznie miało to być jego priorytetem w czasie trwania największego rozkwitu kariery. Nie chciałam tamować przepływu informacji z jego życia, ani z życia 1D... Cholera!
Oderwałam się od ściany i przypadłam do laptopa, rzuconego niedbale w rogu pokoju. Ostatnio jakoś nie chciało mi się zajmować takimi przyziemnymi rzeczami, jak Facebook, Tumblr i Twitter. Włączyłam w pośpiechu wszystkie znane mi strony plotkarskie i w jednej chwili we wszystkich powpisywałam hasło "One Direction". Wyskoczyło mi tysiące wyników, ale tylko jeden mnie zainteresował. Wybrałam punkt zatytułowany: "Czy Harry Styles jednak nie bierze ślubu?". "Oczywiście, że bierze. Suki.", przemknęło mi przez myśl i zachmurzyłam się w sobie. Wypchnęłam dolną szczękę do przodu i zmrużyłam oczy. Wyglądałam pewnie jak przyczajony goryl. Ale nie obchodziło mnie to w tej chwili, ponieważ zobaczyłam zdjęcie Harry'ego w California City. Zjeżyłam się cała i sięgnęłam po telefon ulokowany koło mojego prawego uda. Automatycznie wybrałam jego numer i przycisnęłam aparacik do ucha. Ta blond suka koło niego, musieli się nieźle bawić w nocy.
========================================
- Ej chłopaki, to już nie jest śmieszne. Wracamy- popatrzyłem na każdego z nich z pewną litością na twarzy.
- No weź! Będziesz miał całe życie na nią! A teraz masz swój tydzień kawalerski!- Zayn zarechotał, a Niall mu zawtórował. Zgromiłem ich wzrokiem. Nie będę siedział bezczynnie.
W tym momencie odezwała się moja komórka. Zabrzęczała głośno, więc wyjąłem ją z tylnej kieszeni. O Boże. Nie. To ona. Wziąłem głęboki wdech i wcisnąłem zieloną słuchawkę.
- Tak, kocha...
- Zamknij się! Budzę się i ciebie nie ma!- wyczułem w jej głosie niepohamowaną furię. Jezu, jeśli ona zobaczyło tamto zdjęcie z klubu, na którym kazano mi przytulić Bogu, Ducha winną kobietę... Cóż, zamiast ślubu będzie pogrzeb. A właściwie pięć: najpierw zamorduję ze szczególną przyjemnością tych kretynów przy barze.
- Daj mi wyjaśnić!- przyciskam palce do drugiego ucha i wychodzę z zatłoczonego klubu. Najpierw jednak muszę przecisnąć się między ściśnięta masą ludzkich ciał. Trudno otwiera się żelazne drzwi barkami, ale jakoś się udaje. Zaraz rozpoczynam zeznania. A plączę się w nich, jak pijany zając w kapuście.
- Po pierwsze: to wszystko ich wina. Najpierw mnie upili, a potem zaciągnęli nie wiadomo gdzie....- mój głos brzmi żałośnie, jakbym był psem i przyszedł do niej się poskarżyć, położyć głowę na kolanach.- Po drugie: od razu chciałem wracać, ale mi nie pozwolili. Umówiliśmy się, że jednej drink i do domu, ale oni postanowili dodać mi do tego "jednego drinka"- tu robię znak przenośni, chociaż widzę go jedynie ja- trochę magicznych proszków i miałem taki odjazd, że obudziłem się kilka godzin temu.
- A teraz ty słuchaj!- warczy na mnie i mimo woli kulę się w cieniu.- Mam przed oczami zdjęcie, na którym wyraźnie trzymasz łapę na dupie jakiejś baby. I ty masz czelność nazywać mnie swoją ukochaną?!
- To też mogę wyjaśnić!- staram się ze wszystkich sił opanować sytuację. Ja nie wiem, jak my dojdziemy do tego ołtarza...- Modest kazał mi to zrobić, inaczej zrujnowaliby ślub! A uwierz mi: mogą to zrobić. Nawet nie chcesz wiedzieć jak.
- Słuchaj, nie obchodzi mnie, gdzie jesteś, ani z kim. Masz być tu za chwilę, albo ślub odwołany!
Po tych słowach zaległa cisza po drugiej stronie. A ja stałem tam jeszcze długi czas z telefonem przy uchu, próbując ogarnąć sens tych słów.
------------------------------------------------
Powiem krótko: jelitówka. I to taka porządna. Cholera, jak mnie wzięło... Serio, miałam problemy nawet żeby nie zemdleć jak rzygałam! Okropieństwo... No, ale jestem już i informuję o nowym blogu. NIE WIEM czy będzie on o 1D, a na pewno NIE będzie sławnym zespołem. Kieruję się w stronę szkoły i tym razem zacznę sama. Tamten się nie udał, bo było za mało czasu. Po prostu. Ledwo sobie radzę z tym i dlatego mówię od razu, że najpierw ogarnę kilka pierwszych rozdziałów i dopiero je opublikuję. Chcę mieć trochę do przodu, ponieważ jak sami wiecie, niezbyt często się wyrabiam. A teraz kończę i proszę o piękne 25 komów. :* kocham was i jeszcze raz sorry wielkie za obsuwę! Tradycyjnie piątek ustalamy na termin pierwszy xD a kto wie kiedy drugi... jaki się ogarnie moja klasa ze sprawdzianami ;)
niedziela, 2 marca 2014
Rozdział 69
- Niektórzy mogliby się zabić skacząc z poziomu swojego ego, na poziom swojego IQ- rzuciła mimochodem Natalie i podniosła jedno z wielkich, tekturowych pudeł.- Gdzie są faceci od noszenia tego wszystkiego?
- Przymierzają smokingi- prychnęłam ironicznie.
- Ohohoho, patrz jakie eleganty!- Annabel wystawiła głowę za umówioną granicę drewnianego ogrodzenia.
- A w ogóle, to co ci tak zależy na zepsuciu mojego święta przez Kensington, co Net?- popatrzyłam na przyjaciółkę z sarkastycznym uśmiechem.
- Bo to sucz- kolejne pudło upadło z hukiem na podłogę.
- Ej, ej, powoli! Mała, tam jest cały sprzęt do fotografii...- Cher czule pogłaskała karton.
- Freak- Alice zaśmiała się z dziewczyny i otworzyła kolejny.- Kurde, jak my zataszczymy to wszystko? Gorzej: jak my to ułożymy?! Bo ja nie mam zamiaru się z tym babrać!
- Spoko, są od tego ludzie. My miałyśmy tylko się czymś zająć, bo rozwalałyśmy dom- Cher wyjęła jeden z pieruńsko drogich aparatów i przymierzyła się do zdjęcia.
- Nie!- nie zdążyłam zakryć się rękoma, kiedy usłyszałam charakterystyczny dźwięk, nie do końca satysfakcjonujący.
Spojrzałam na nią z wyrzutem, a ta się do mnie wyszczerzyła. Westchnęłam i odgarnęłam grzywkę sprzed oczu.
- A o co dokładnie poszło z Kensi?- spojrzałam wyczekująco na Natalie.
- Odbiła mi Chrisa... I śmie się tu z nim pokazywać!- wyglądała na naprawdę podłamaną. Ale będzie, jak jej powiem....
- Ale to ja ich tu zaprosiłam... Tak teoretycznie...- zaczęłam bawić się palcami.
- Co?! Po co?!- popatrzyła na mnie z furią w oczach.
- No... Myślałam, że jesteście razem, a ją to tak przy okazji... Wiesz, znamy się od pierwszej klasy!- próbowałam jakoś wybrnąć z niezręcznej sytuacji.
- Zatłukę cię!- w chwili kiedy Natalie wstała, usłyszałyśmy wszystkie dobrze nam znany śmiech. Najpiękniejszy śmiech pod słońcem. No dobra, są dwa.
Obróciłam się i dostrzegłam małą istotkę zmierzającą w moją stronę. Brązowe loczki majtały jej się koło twarzy, przystrojonej w szeroki uśmiech. Różowa bluzeczka w białe misie była podwinięta aż do łokci, a na kolankach widoczne były mocne przetarcia. Moja mała dziewczynka odkryła raczkowanie i zwiedzała świat w samych rajstopkach i koszulce.
Zauważyłam moją mamę za Darcy. Wzięłam ją na ręce (ku jej wielkiemu niezadowoleniu) i poszłam do rodzicielki.
- Mamo, czemu ona jest tak cienko ubrana? Jeszcze tego mi brakuje, żeby była chora!- karcę ją delikatnie.
- Kochanie, jest dwadzieścia pięć stopni. Gwarantuję ci, że nawet się nie przeziębi. Za to jak będziesz ją pchała w worki zimowe, to się w końcu dziewczyna przegrzeje- mama poprawiła jej grzywkę, spadającą na czoło.
- Wcale nie pcham jej w zimowe worki- wydęłam usta.
- Akurat, chyba tylko jak jest czterdzieści stopni- ktoś kładzie mi głowę na ramieniu i obejmuje w pasie.
Odwracam się i widzę człowieka, który skradł moje serce i schował je gdzieś daleko w odmętach Mordoru.
- A kto cię tu zapraszał? To babska strefa- dźgam go łokciem w brzuch.
- Babska strefa? A przypomnieć ci kogo to dom?- wtulił się nosem w zagłębienie między moją szyją, a ramieniem.
- Możesz, a wtedy ja ci przypomnę, że w połowie jest też mój- wyszłam z jego objęć, a Die zaśmiała się zupełnie tak, jakby wiedziała o co chodzi.
Harry'ego na chwilę zbiło to z pantałyku, ale zaraz się pozbierał.
- No tak, jasne, ale pamiętaj kto ci ten dom dał- stanął z szerokim uśmiechem na środku werandy.
- Tsaaaaak.... Zdaje się, że nasi rodzice?- wystawiłam mu język i poszłam do dziewczyn.
- Hej, hej, chwila! Wcale że nie! ja ten dom kupiłem i ja ci go dałem!
- Och, czyli jest cały mój?- puściłam mu oczko.
----------------------------------------------------------------------
Sorry, za niedotrzymanie terminu, ale były dwa powody. Właściwie jeden wynikał z drugiego.
1. Internet na moim osiedlu powala -.-
2. Nie daliście mi tylu komentarzy, ile chciałam, więc spotkała was straszliwa kara. BADABUUM!
A tak serio, to sorry, jeszcze chora jestem -.-
No, ale jak się wyrobicie z 20 to może pogadamy o dotrzymaniu terminu w piątek ;) xd
- Przymierzają smokingi- prychnęłam ironicznie.
- Ohohoho, patrz jakie eleganty!- Annabel wystawiła głowę za umówioną granicę drewnianego ogrodzenia.
- A w ogóle, to co ci tak zależy na zepsuciu mojego święta przez Kensington, co Net?- popatrzyłam na przyjaciółkę z sarkastycznym uśmiechem.
- Bo to sucz- kolejne pudło upadło z hukiem na podłogę.
- Ej, ej, powoli! Mała, tam jest cały sprzęt do fotografii...- Cher czule pogłaskała karton.
- Freak- Alice zaśmiała się z dziewczyny i otworzyła kolejny.- Kurde, jak my zataszczymy to wszystko? Gorzej: jak my to ułożymy?! Bo ja nie mam zamiaru się z tym babrać!
- Spoko, są od tego ludzie. My miałyśmy tylko się czymś zająć, bo rozwalałyśmy dom- Cher wyjęła jeden z pieruńsko drogich aparatów i przymierzyła się do zdjęcia.
- Nie!- nie zdążyłam zakryć się rękoma, kiedy usłyszałam charakterystyczny dźwięk, nie do końca satysfakcjonujący.
Spojrzałam na nią z wyrzutem, a ta się do mnie wyszczerzyła. Westchnęłam i odgarnęłam grzywkę sprzed oczu.
- A o co dokładnie poszło z Kensi?- spojrzałam wyczekująco na Natalie.
- Odbiła mi Chrisa... I śmie się tu z nim pokazywać!- wyglądała na naprawdę podłamaną. Ale będzie, jak jej powiem....
- Ale to ja ich tu zaprosiłam... Tak teoretycznie...- zaczęłam bawić się palcami.
- Co?! Po co?!- popatrzyła na mnie z furią w oczach.
- No... Myślałam, że jesteście razem, a ją to tak przy okazji... Wiesz, znamy się od pierwszej klasy!- próbowałam jakoś wybrnąć z niezręcznej sytuacji.
- Zatłukę cię!- w chwili kiedy Natalie wstała, usłyszałyśmy wszystkie dobrze nam znany śmiech. Najpiękniejszy śmiech pod słońcem. No dobra, są dwa.
Obróciłam się i dostrzegłam małą istotkę zmierzającą w moją stronę. Brązowe loczki majtały jej się koło twarzy, przystrojonej w szeroki uśmiech. Różowa bluzeczka w białe misie była podwinięta aż do łokci, a na kolankach widoczne były mocne przetarcia. Moja mała dziewczynka odkryła raczkowanie i zwiedzała świat w samych rajstopkach i koszulce.
Zauważyłam moją mamę za Darcy. Wzięłam ją na ręce (ku jej wielkiemu niezadowoleniu) i poszłam do rodzicielki.
- Mamo, czemu ona jest tak cienko ubrana? Jeszcze tego mi brakuje, żeby była chora!- karcę ją delikatnie.
- Kochanie, jest dwadzieścia pięć stopni. Gwarantuję ci, że nawet się nie przeziębi. Za to jak będziesz ją pchała w worki zimowe, to się w końcu dziewczyna przegrzeje- mama poprawiła jej grzywkę, spadającą na czoło.
- Wcale nie pcham jej w zimowe worki- wydęłam usta.
- Akurat, chyba tylko jak jest czterdzieści stopni- ktoś kładzie mi głowę na ramieniu i obejmuje w pasie.
Odwracam się i widzę człowieka, który skradł moje serce i schował je gdzieś daleko w odmętach Mordoru.
- A kto cię tu zapraszał? To babska strefa- dźgam go łokciem w brzuch.
- Babska strefa? A przypomnieć ci kogo to dom?- wtulił się nosem w zagłębienie między moją szyją, a ramieniem.
- Możesz, a wtedy ja ci przypomnę, że w połowie jest też mój- wyszłam z jego objęć, a Die zaśmiała się zupełnie tak, jakby wiedziała o co chodzi.
Harry'ego na chwilę zbiło to z pantałyku, ale zaraz się pozbierał.
- No tak, jasne, ale pamiętaj kto ci ten dom dał- stanął z szerokim uśmiechem na środku werandy.
- Tsaaaaak.... Zdaje się, że nasi rodzice?- wystawiłam mu język i poszłam do dziewczyn.
- Hej, hej, chwila! Wcale że nie! ja ten dom kupiłem i ja ci go dałem!
- Och, czyli jest cały mój?- puściłam mu oczko.
----------------------------------------------------------------------
Sorry, za niedotrzymanie terminu, ale były dwa powody. Właściwie jeden wynikał z drugiego.
1. Internet na moim osiedlu powala -.-
2. Nie daliście mi tylu komentarzy, ile chciałam, więc spotkała was straszliwa kara. BADABUUM!
A tak serio, to sorry, jeszcze chora jestem -.-
No, ale jak się wyrobicie z 20 to może pogadamy o dotrzymaniu terminu w piątek ;) xd
piątek, 21 lutego 2014
Rozdział 68
Trzymał moje nadgarstki w swojej jednej dłoni i wpatrywał mi się w oczy.Znikła z nich już ta niezbita pewność i pozostał sam ból. Zadawał mi nieme pytanie: "dlaczego to robisz?". Nie potrafiłam mu na nie odpowiedzieć. Nie chciałam go ranić słowami "bo do siebie nie pasujemy".To takie dziecinne. Uważaliśmy się za dorosłych, bo mieliśmy dziecko. Ale dorosłość chyba tym nie jest...
- Co robię źle?- powiedział ochrypniętym głosem. Wzruszyłam ramionami.- Odpowiedz mi, proszę.
Błaganie w jego oczach było prawie namacalne. Ale ja tylko tępo gapiłam się przed siebie. Czemu? Bo nie chciałam widzieć jego prawdziwego pytania? A przecież on nic nie robił źle. To tylko ja. Jak zwykle.
- Melody, błagam- złapał mnie za ramiona i potrząsnął nimi.- Co ja robię źle?!
Nie wywołało to u mnie większej reakcji, poza tym że wzięłam brzytwę z podłogi i pociągnęłam sobie po ręce. Ale ku mojemu zaskoczeniu wcale nie znikła z mojej dłoni. Harry wcisnął mi ją głębiej, po czym przystawił sobie do nadgarstka.
- Jak chcesz się ciąć, to weź moją rękę, spójrz mi w oczy i zadaj tyle ran ile sobie zrobiłaś.
- Nie mogę cię skrzywdzić- wychrypiałam.
I wtedy wszystko zrozumiałam. To nie była tylko moja wina, ale obojga. A karząc siebie, karzę też Harry'ego. Tak po prostu działa prawo miłości i tyle. Nie mogę zadać sobie rany, nie uwzględniając Haza.
Popatrzyłam na niego, a w moich oczach pojawił się nagły błysk. To było zrozumienie. Brzytwa z brzękiem wypadła z moich rąk, które zaraz znalazły się na jego karku.
- Przepraszam- wypłynęło z moich ust niekontrolowanie.- Przepraszam, przepraszam, przepraszam.
Westchnął tylko cicho i jego dłonie znalazły się na moich biodrach. Podniósł mnie lekko, a ja objęłam nogami jego talię. Gdy szeptałam cicho słowa przeprosin, niósł mnie nie wiadomo gdzie. Miałam zamknięte oczy, a moje zmysły były mocno przytępione. Po kiego chuja ja się w ogóle cięłam? Żeby co? Udowodnić coś sobie, jemu? Ech, nie ważne. Ważne jest tylko to, że zrozumiałam i nie popełnię więcej tego błędu. Nie będę już nigdy nikogo krzywdziła, łącznie z samą sobą.
Poczułam jak Harry się pochyla i kładzie mnie na miękkiej pościeli. Chciał się odsunąć, ale go nie puściłam. Położył się więc obok mnie, a ja cały czas miałam owinięte wokół niego nogi. Pachniał jak wiatr i deszcz, musiało nieźle lać na zewnątrz. Czuć było od niego zmęczenie, ale mimo to trzymał mnie w silnym uścisku. Zaczął chyba coś do mnie mówić...
-... kochanie- usłyszałam jedynie koniec zdania, bo miałam uszy wtulone w jego czarny sweter.
- Co?- odsunęłam się ciut i spojrzałam na niego wzrokiem narkomana.
- Mówię, że to ja powinienem cię przepraszać, kochanie- wyszeptał wprost do moich ust.
- Nieprawda, to ja mieszałam ciągle w naszym związku i to tylko przeze mnie były non stop problemy- spuściłam wzrok zrezygnowana. Wiem, że tak było.
- Nie obwiniaj się. Jeśli ja mówię, że coś jest moją winą, to zazwyczaj tak jest.
- A jeśli to nie jest ten przypadek "zazwyczaj"?
- To i tak mam rację. Spójrz teraz na mnie- podniosłam spojrzenie i zobaczyłam jego twarz.
Zwykle delikatne rysy zaostrzyły się. Usta były nabrzmiałe, oczy podkrążone i opuchnięte, policzki czerwone. W pokoju było ciemno, ale mimo to wiedziałam dokładnie,jak wygląda. Czułam to.
- To co było kiedyś jest teraz nieważne. Ważne jest to, że jesteśmy razem, mamy cudowne dziecko i tworzymy rodzinę. Nie obchodzi mnie, czy jesteś moją żoną. Od chwili kiedy cię spotkałem, wiedziałem że jesteś tą jedyną- jego słowa uderzyły mnie jak siarczysty policzek, dobry powrót do rzeczywistości.
- Na- naprawdę?- zająknęłam się. O Boże, jeśli to jest prawda...
- Tak. Nie widziałaś mnie myślącego o tobie całymi dniami. Nie widziałaś jak chodziłem w tę i we w tę, zastanawiając się kiedy się odważę zapytać się, czy za mnie wyjdziesz. Nie wiesz, jak trudno jest mi teraz o tym mówić. Dlaczego? Bo jest to związane z tobą. Każda rzecz związana z tobą jest trudna i skomplikowana, ale kocham każdą jedną tą rzecz. Jesteś moich wszechświatem, Melody, jesteś moim wszystkim.
Co czułam po tym wszystkim? Złość, radość, szczęście, wściekłość? Nie. Zbierało mi się na wymioty. I to tak porządnie. Kurde, w takiej chwili...
- Chwila- rzuciłam i zerwałam się z łóżka. Jezu, tak się cieszę z tej łazienki przy naszej sypialni...
Toaleta nie wyglądała zachęcająco po moich szybkich odwiedzinach, aczkolwiek kolorowo. Kurwa... Jeśli ja znowu jestem w ciąży, to się chyba zabiję. Ile można?! Jednego dzieciaka juz mam dosyć, a jestem dopiero na starcie! Boże, no! Zlitujta się nade mną!
- Skarbie, wszystko okej?- oczy Harry'ego wystrzeliły z orbit. Tak kuźde, tylko nagle stwierdziłam, że nasza łazienka jest nudna i postanowiłam ją upiększyć.
Kiwam tylko niewyraźnie głową i idę z powrotem do łóżka. Padam na nie wyczerpana i z miejsca zasypiam.
-----------------------------------
Heloł, biczys! Wróciłam! Rany, sorry za obsuwę, ale taka sytuaszyn mi wystąpiła.... mianowicie kompletny brak weny. Serio, aż mnie wyrzuty sumienia nachodzą, że tak rzadko dodaję! Ale powiem wam coś.
Jeśli kończy się wena, to jest znak, że trzeba kończyć robotę. Zwijać interes i zaczynać coś nowego. Tak więc informuję was, że zostało już naprawdę bardzo mało rozdziałów i rozpoczynam pracę nad kolejnym blogiem. Tak se myślę, że zrobię go trochę na podstawie "Juno", ale to nie będzie tak po chamiźnie zrypane z filmu, tylko wiecie, główny przekaz. Tak więc tegoł... i tamtegoł... 25 komów i ktoś mi napisał, żebym ja pisała kiedy będzie następny rozdział. OTÓŻ NIE WIEM. Ale podejrzewam, że zębowa wróżka go przyniesie jakoś tak w następny piątek. Sorry no, ale wtedy tylko mam wenę xd. Jak się cuś pojawi, to się pierwsze dowiecie!
- Co robię źle?- powiedział ochrypniętym głosem. Wzruszyłam ramionami.- Odpowiedz mi, proszę.
Błaganie w jego oczach było prawie namacalne. Ale ja tylko tępo gapiłam się przed siebie. Czemu? Bo nie chciałam widzieć jego prawdziwego pytania? A przecież on nic nie robił źle. To tylko ja. Jak zwykle.
- Melody, błagam- złapał mnie za ramiona i potrząsnął nimi.- Co ja robię źle?!
Nie wywołało to u mnie większej reakcji, poza tym że wzięłam brzytwę z podłogi i pociągnęłam sobie po ręce. Ale ku mojemu zaskoczeniu wcale nie znikła z mojej dłoni. Harry wcisnął mi ją głębiej, po czym przystawił sobie do nadgarstka.
- Jak chcesz się ciąć, to weź moją rękę, spójrz mi w oczy i zadaj tyle ran ile sobie zrobiłaś.
- Nie mogę cię skrzywdzić- wychrypiałam.
I wtedy wszystko zrozumiałam. To nie była tylko moja wina, ale obojga. A karząc siebie, karzę też Harry'ego. Tak po prostu działa prawo miłości i tyle. Nie mogę zadać sobie rany, nie uwzględniając Haza.
Popatrzyłam na niego, a w moich oczach pojawił się nagły błysk. To było zrozumienie. Brzytwa z brzękiem wypadła z moich rąk, które zaraz znalazły się na jego karku.
- Przepraszam- wypłynęło z moich ust niekontrolowanie.- Przepraszam, przepraszam, przepraszam.
Westchnął tylko cicho i jego dłonie znalazły się na moich biodrach. Podniósł mnie lekko, a ja objęłam nogami jego talię. Gdy szeptałam cicho słowa przeprosin, niósł mnie nie wiadomo gdzie. Miałam zamknięte oczy, a moje zmysły były mocno przytępione. Po kiego chuja ja się w ogóle cięłam? Żeby co? Udowodnić coś sobie, jemu? Ech, nie ważne. Ważne jest tylko to, że zrozumiałam i nie popełnię więcej tego błędu. Nie będę już nigdy nikogo krzywdziła, łącznie z samą sobą.
Poczułam jak Harry się pochyla i kładzie mnie na miękkiej pościeli. Chciał się odsunąć, ale go nie puściłam. Położył się więc obok mnie, a ja cały czas miałam owinięte wokół niego nogi. Pachniał jak wiatr i deszcz, musiało nieźle lać na zewnątrz. Czuć było od niego zmęczenie, ale mimo to trzymał mnie w silnym uścisku. Zaczął chyba coś do mnie mówić...
-... kochanie- usłyszałam jedynie koniec zdania, bo miałam uszy wtulone w jego czarny sweter.
- Co?- odsunęłam się ciut i spojrzałam na niego wzrokiem narkomana.
- Mówię, że to ja powinienem cię przepraszać, kochanie- wyszeptał wprost do moich ust.
- Nieprawda, to ja mieszałam ciągle w naszym związku i to tylko przeze mnie były non stop problemy- spuściłam wzrok zrezygnowana. Wiem, że tak było.
- Nie obwiniaj się. Jeśli ja mówię, że coś jest moją winą, to zazwyczaj tak jest.
- A jeśli to nie jest ten przypadek "zazwyczaj"?
- To i tak mam rację. Spójrz teraz na mnie- podniosłam spojrzenie i zobaczyłam jego twarz.
Zwykle delikatne rysy zaostrzyły się. Usta były nabrzmiałe, oczy podkrążone i opuchnięte, policzki czerwone. W pokoju było ciemno, ale mimo to wiedziałam dokładnie,jak wygląda. Czułam to.
- To co było kiedyś jest teraz nieważne. Ważne jest to, że jesteśmy razem, mamy cudowne dziecko i tworzymy rodzinę. Nie obchodzi mnie, czy jesteś moją żoną. Od chwili kiedy cię spotkałem, wiedziałem że jesteś tą jedyną- jego słowa uderzyły mnie jak siarczysty policzek, dobry powrót do rzeczywistości.
- Na- naprawdę?- zająknęłam się. O Boże, jeśli to jest prawda...
- Tak. Nie widziałaś mnie myślącego o tobie całymi dniami. Nie widziałaś jak chodziłem w tę i we w tę, zastanawiając się kiedy się odważę zapytać się, czy za mnie wyjdziesz. Nie wiesz, jak trudno jest mi teraz o tym mówić. Dlaczego? Bo jest to związane z tobą. Każda rzecz związana z tobą jest trudna i skomplikowana, ale kocham każdą jedną tą rzecz. Jesteś moich wszechświatem, Melody, jesteś moim wszystkim.
Co czułam po tym wszystkim? Złość, radość, szczęście, wściekłość? Nie. Zbierało mi się na wymioty. I to tak porządnie. Kurde, w takiej chwili...
- Chwila- rzuciłam i zerwałam się z łóżka. Jezu, tak się cieszę z tej łazienki przy naszej sypialni...
Toaleta nie wyglądała zachęcająco po moich szybkich odwiedzinach, aczkolwiek kolorowo. Kurwa... Jeśli ja znowu jestem w ciąży, to się chyba zabiję. Ile można?! Jednego dzieciaka juz mam dosyć, a jestem dopiero na starcie! Boże, no! Zlitujta się nade mną!
- Skarbie, wszystko okej?- oczy Harry'ego wystrzeliły z orbit. Tak kuźde, tylko nagle stwierdziłam, że nasza łazienka jest nudna i postanowiłam ją upiększyć.
Kiwam tylko niewyraźnie głową i idę z powrotem do łóżka. Padam na nie wyczerpana i z miejsca zasypiam.
-----------------------------------
Heloł, biczys! Wróciłam! Rany, sorry za obsuwę, ale taka sytuaszyn mi wystąpiła.... mianowicie kompletny brak weny. Serio, aż mnie wyrzuty sumienia nachodzą, że tak rzadko dodaję! Ale powiem wam coś.
Jeśli kończy się wena, to jest znak, że trzeba kończyć robotę. Zwijać interes i zaczynać coś nowego. Tak więc informuję was, że zostało już naprawdę bardzo mało rozdziałów i rozpoczynam pracę nad kolejnym blogiem. Tak se myślę, że zrobię go trochę na podstawie "Juno", ale to nie będzie tak po chamiźnie zrypane z filmu, tylko wiecie, główny przekaz. Tak więc tegoł... i tamtegoł... 25 komów i ktoś mi napisał, żebym ja pisała kiedy będzie następny rozdział. OTÓŻ NIE WIEM. Ale podejrzewam, że zębowa wróżka go przyniesie jakoś tak w następny piątek. Sorry no, ale wtedy tylko mam wenę xd. Jak się cuś pojawi, to się pierwsze dowiecie!
sobota, 15 lutego 2014
Rozdział 67
Kurde no. Za jasno. Człowieku, naucz się zasłaniać żaluzje.
Jęknęłam przeciągle, zniesmaczona zbyt dużą ilością światła w pokoju. Nagle w kuchni coś brzęknęło, a ja usiadłam gwałtownie. Co to do jasnej Anieli ma być?!
- Obudziłaś się już, kochanie?- usłyszałam z dołu i aż zagotowałam się ze złości.
- Zgadnij pysiaczku!- wrzasnęłam i z furią zakopałam się z powrotem w kołdrę. O jeżu, te facety...
Zamknęłam na powrót oczy i jakoś zasnęłam z błogim uśmiechem na ustach.
***
Czemu on tak bardzo się zmienił? A może to ja?
Karmienie Darcy jakoś nie należało do moich ulubionych czynności. Tylko cycki bolą, a bachor i tak się drze. Podobno dzieci są proste w obsłudze, ale przestałam w to wierzyć milion lat temu. Co z tego, że mają tylko cztery funkcje: sranie, jedzenie, spanie, no i oczywiście najlepsza opcja: drzyj pałę. Harry dostał szału pewnej nocy i byłam prawie pewna, że zaraz coś zrobi, albo nam albo sobie. W końcu podałam jakieś leki małej i się zamknęła. A może my jeszcze najzwyczajniej z świecie nie jesteśmy gotowi na rodzicielstwo? Może powinnam oddać Die moim rodzicom i zapomnieć o całej sprawie? A może... Może powinnam zostawić Harry'ego w spokoju?
To moja wina. Czemu to zawsze jest moja wina? Czemu ja zawsze muszę wszystko spieprzyć?! Czy nie mogę być normalna, tak jak wszyscy inni w swoich związkach?! Uch, jest teraz tylko jedna rzecz, którą mogę zrobić. Znowu się ukarać.
Darcy zasnęła, więc odłożyłam ją do łóżeczka i skręciłam do łazienki przy naszej sypialni. Otworzyłam dużą szafkę nad umywalką i wyjęłam z niej brzytwę. Harry używał tylko brzytw. Zamknęłam ją i popatrzyłam na swoje blade odbicie w bogato zdobionym lustrze. Razem je wybieraliśmy.
- I co teraz?- powiedziałam do siebie i uśmiechnęłam się blado.
Moje niegdyś fiołkowe oczy były teraz szare i bez wyrazu, włosy kiedyś kasztanowe z przewagą rudości uderzały swoją matowością. Wyglądałam strasznie. Ja najzwyczajniej w świecie nie pasowałam do Harry'ego. Czemu więc tak bardzo się go uczepiłam? Naprawdę nie chciałam, żeby to tak wyszło. W momencie kiedy pojawił się w moim życiu... tak dotąd poukładanym i równym. On wszystko zmienił. Przewrócił do góry nogami. Nie pozwolił mi być "tą normalną". Nie. Wybrał mnie i tak już musi być. A co jeśli ja tego nie chcę?
Spuściłam zrezygnowany wzrok na ostry przedmiot w dłoni i usiadłam w kącie łazienki. Wyciągnęłam nagi nadgarstek przed siebie.
- To za to, że nie potrafię mu dać tego, czego chce- po wypowiedzeniu tych słów, przejechałam brzytwą po skórze, pod którą widniała niebieska żyła. Brunatna, gęsta krew pojawiła się na mojej ręce.- To za to, że nie umiem go zrozumieć- drugie cięcie. Tym razem już mniej czułam, bowiem bardziej skupiłam się na gorących łzach na moich policzkach.- A to za to, że uważam się za najlepszą na świecie- trzecia rana była wyjątkowo głęboka. Całą moją dłoń przejął siarczysty ból, czułam jak bardzo siebie nienawidzę.
Już kiedyś była taka sytuacja. Wtedy się rozstaliśmy. Czy teraz też tak będzie?
Nagle drzwi łazienki otworzyły się gwałtownie. Nie widziałam, kto wszedł bo miałam pochyloną głowę.
- Melody...- usłyszałam drżący szept i zaraz poczułam, jak ktoś delikatnie próbował wyjąć mi z dłoni przedmiot. Jednak ja tylko bardziej go ścisnęłam, przez co druga ręka też zaczęła krwawić. Całe dłonie miałam w czerwonym płynie, dodatkowo łzy nie przestawały płynąć.- Spójrz na mnie.
Ostry, zdecydowany głos każe mi podnieść głowę. Ale ja nie potrafię. Czemu ja nie potrafię? Bo wiem, co potem będzie. Chwilowy kącik wzajemnej adoracji i znowu problemy. Jeśli tak ma wyglądać nasze wspólne życie...
Harry złapał mnie za brodę i gwałtownym gestem podniósł ją do góry. W oczach miał jedynie zdecydowanie. Nie strach, czy zwątpienie. Widziałam jak bardzo nie chce mnie stracić i trochę podniosło mnie to na duchu. Ale w tym momencie zdałam sobie z czegoś sprawę. Ja wcale nie chciałam pokazywać mu tych ran.
Schowałam ręce w rękawy za dużej bluzy, razem z brzytwą.
- Oddaj mi to- nakazał mi spokojnie, aczkolwiek stanowczo chłopak.
- Nie- odpowiedziałam mu głosem zachrypniętym z emocji. Zaraz, jakich emocji? Przecież tam była tylko jedna: bezgraniczny ból.
- Okej- odpowiedział i patrząc mi w oczy chwycił mnie za bolące miejsce. Auć.
Jedną ręką nie mogłam całkowicie ruszać, więc nawet nie miałam jak zaprotestować. Po prostu wyrwał mi z ręki narzędzie, po czym podwinął rękawy bluzy.
- Pokaż mi rany i blizny- spojrzał w dół, prosto na moje ręce. Rękawy były podwinięte aż po łokcie. Białawe blizny świeciły jasno w świetle łazienkowej żarówki.
- Dlaczego?- starałam się wypatrzeć w jego oczach jakieś szczególne reakcje. Po chwili podniósł je z powrotem na mnie.
- Chcę zobaczyć, ile razy byłem potrzebny, a mnie nie było.
---------------------------------------------------------
Soł.... nie wiem czy długością wam odpowiada, bo penis Liama to to nie jest, ale ostatnio ciężko wam coś dogodzić -.- 20 kom :*
Jęknęłam przeciągle, zniesmaczona zbyt dużą ilością światła w pokoju. Nagle w kuchni coś brzęknęło, a ja usiadłam gwałtownie. Co to do jasnej Anieli ma być?!
- Obudziłaś się już, kochanie?- usłyszałam z dołu i aż zagotowałam się ze złości.
- Zgadnij pysiaczku!- wrzasnęłam i z furią zakopałam się z powrotem w kołdrę. O jeżu, te facety...
Zamknęłam na powrót oczy i jakoś zasnęłam z błogim uśmiechem na ustach.
***
Czemu on tak bardzo się zmienił? A może to ja?
Karmienie Darcy jakoś nie należało do moich ulubionych czynności. Tylko cycki bolą, a bachor i tak się drze. Podobno dzieci są proste w obsłudze, ale przestałam w to wierzyć milion lat temu. Co z tego, że mają tylko cztery funkcje: sranie, jedzenie, spanie, no i oczywiście najlepsza opcja: drzyj pałę. Harry dostał szału pewnej nocy i byłam prawie pewna, że zaraz coś zrobi, albo nam albo sobie. W końcu podałam jakieś leki małej i się zamknęła. A może my jeszcze najzwyczajniej z świecie nie jesteśmy gotowi na rodzicielstwo? Może powinnam oddać Die moim rodzicom i zapomnieć o całej sprawie? A może... Może powinnam zostawić Harry'ego w spokoju?
To moja wina. Czemu to zawsze jest moja wina? Czemu ja zawsze muszę wszystko spieprzyć?! Czy nie mogę być normalna, tak jak wszyscy inni w swoich związkach?! Uch, jest teraz tylko jedna rzecz, którą mogę zrobić. Znowu się ukarać.
Darcy zasnęła, więc odłożyłam ją do łóżeczka i skręciłam do łazienki przy naszej sypialni. Otworzyłam dużą szafkę nad umywalką i wyjęłam z niej brzytwę. Harry używał tylko brzytw. Zamknęłam ją i popatrzyłam na swoje blade odbicie w bogato zdobionym lustrze. Razem je wybieraliśmy.
- I co teraz?- powiedziałam do siebie i uśmiechnęłam się blado.
Moje niegdyś fiołkowe oczy były teraz szare i bez wyrazu, włosy kiedyś kasztanowe z przewagą rudości uderzały swoją matowością. Wyglądałam strasznie. Ja najzwyczajniej w świecie nie pasowałam do Harry'ego. Czemu więc tak bardzo się go uczepiłam? Naprawdę nie chciałam, żeby to tak wyszło. W momencie kiedy pojawił się w moim życiu... tak dotąd poukładanym i równym. On wszystko zmienił. Przewrócił do góry nogami. Nie pozwolił mi być "tą normalną". Nie. Wybrał mnie i tak już musi być. A co jeśli ja tego nie chcę?
Spuściłam zrezygnowany wzrok na ostry przedmiot w dłoni i usiadłam w kącie łazienki. Wyciągnęłam nagi nadgarstek przed siebie.
- To za to, że nie potrafię mu dać tego, czego chce- po wypowiedzeniu tych słów, przejechałam brzytwą po skórze, pod którą widniała niebieska żyła. Brunatna, gęsta krew pojawiła się na mojej ręce.- To za to, że nie umiem go zrozumieć- drugie cięcie. Tym razem już mniej czułam, bowiem bardziej skupiłam się na gorących łzach na moich policzkach.- A to za to, że uważam się za najlepszą na świecie- trzecia rana była wyjątkowo głęboka. Całą moją dłoń przejął siarczysty ból, czułam jak bardzo siebie nienawidzę.
Już kiedyś była taka sytuacja. Wtedy się rozstaliśmy. Czy teraz też tak będzie?
Nagle drzwi łazienki otworzyły się gwałtownie. Nie widziałam, kto wszedł bo miałam pochyloną głowę.
- Melody...- usłyszałam drżący szept i zaraz poczułam, jak ktoś delikatnie próbował wyjąć mi z dłoni przedmiot. Jednak ja tylko bardziej go ścisnęłam, przez co druga ręka też zaczęła krwawić. Całe dłonie miałam w czerwonym płynie, dodatkowo łzy nie przestawały płynąć.- Spójrz na mnie.
Ostry, zdecydowany głos każe mi podnieść głowę. Ale ja nie potrafię. Czemu ja nie potrafię? Bo wiem, co potem będzie. Chwilowy kącik wzajemnej adoracji i znowu problemy. Jeśli tak ma wyglądać nasze wspólne życie...
Harry złapał mnie za brodę i gwałtownym gestem podniósł ją do góry. W oczach miał jedynie zdecydowanie. Nie strach, czy zwątpienie. Widziałam jak bardzo nie chce mnie stracić i trochę podniosło mnie to na duchu. Ale w tym momencie zdałam sobie z czegoś sprawę. Ja wcale nie chciałam pokazywać mu tych ran.
Schowałam ręce w rękawy za dużej bluzy, razem z brzytwą.
- Oddaj mi to- nakazał mi spokojnie, aczkolwiek stanowczo chłopak.
- Nie- odpowiedziałam mu głosem zachrypniętym z emocji. Zaraz, jakich emocji? Przecież tam była tylko jedna: bezgraniczny ból.
- Okej- odpowiedział i patrząc mi w oczy chwycił mnie za bolące miejsce. Auć.
Jedną ręką nie mogłam całkowicie ruszać, więc nawet nie miałam jak zaprotestować. Po prostu wyrwał mi z ręki narzędzie, po czym podwinął rękawy bluzy.
- Pokaż mi rany i blizny- spojrzał w dół, prosto na moje ręce. Rękawy były podwinięte aż po łokcie. Białawe blizny świeciły jasno w świetle łazienkowej żarówki.
- Dlaczego?- starałam się wypatrzeć w jego oczach jakieś szczególne reakcje. Po chwili podniósł je z powrotem na mnie.
- Chcę zobaczyć, ile razy byłem potrzebny, a mnie nie było.
---------------------------------------------------------
Soł.... nie wiem czy długością wam odpowiada, bo penis Liama to to nie jest, ale ostatnio ciężko wam coś dogodzić -.- 20 kom :*
czwartek, 6 lutego 2014
Rozdział 66
Poczułem jak ktoś klepie mnie po ramieniu. Mruknąłem coś niewyraźnie i przekręciłem się na drugi bok. A raczej tylko spróbowałem, bo z jednej strony miałem śpiącą Melly, a z drugiej niewygodną ścianę samochodu.
- Ej, już jesteśmy. Bierz swoją babę i zmiataj na górę, bo jutro ciężki dzień- usłyszałem Louisa.
- Odwal się, nie widzisz że śpię?- rzuciłem wkurzony, że ktoś mi przeszkadza.
- Słuchaj, ja wiem że jest druga w nocy, ale ty przynajmniej spałeś...- co? Gdzie ja w ogóle jestem?
Powoli dochodziły do mnie pewne informacje. Bardzo powoli. Mianowicie byliśmy na wycieczce. W górach. Jechaliśmy do domu mnóstwo czasu. Zasnąłem gdzieś godzinę temu.
- Dobra, tylko daj mi trzy minuty- otworzyłem z oporem oczy i zaraz je zamknąłem z cichym jękiem. Fanki oblegały front domu. Jezu, czemu akurat teraz... I jeszcze musiałem wnieść Melody na górę.
Wziąłem głęboki wdech, po czym ostrożnie wyszedłem z auta. Najpierw trochę rozchodziłem zastane mięśnie, po czym pochyliłem się, aby podnieść moją narzeczoną i... Zawahałem się. Spała tak słodko, no normalnie jak aniołek. Mój własny, prywatny, osobisty cud. Poczułem jak Lou kopnął mnie w dupę. Przewróciłem oczami i wziąłem Melly na ręce.
- Dobra, a teraz idź mi otworzyć drzwi- rzuciłem mu klucze, które w tempie ekspresowym wyleciały z mojej kieszeni i chłopak pobiegł przede mną. Ostrożnie stawiałem kroki, bo byliśmy na genialnie wymyślonym, żwirowym podjeździe. Kto to właściwie wymyślił? A, dobra ja, nie było tematu.
Podszedłem w końcu do tych drzwi w akompaniamencie chrzęstów i pisków, po czym wtarabaniłem się do domu. Podziękowałem Lou, który zaraz zniknął za drzwiami. Zamknąłem je na klucz i zaniosłem Melly do sypialni. Położyłem ją na naszym łóżku i zacząłem zastanawiać się, co dalej.
Rozebrać ją? W końcu już nieraz to robiłem, ale nie przez sen. A może zostawić tak jak jest? Nie, pomyśli że nie chciałem jej dotykać i będzie awantura. W końcu zdecydowałem się na opcję pierwszą i wziąłem głęboki wdech.
Pochyliłem się nad nią i zacząłem rozpinać guziki bluzki, jednocześnie dziękując Bogu, że wybrała właśnie tą a nie inną. Gdy skończyłem, mój wzrok utknął na jej opalonym brzuchu. O Jezu... Nie myśl teraz o tym, do jasnej cholery!
***
Przekręciłam się na drugi bok i poczułam zimną pościel. W poszukiwaniu dodatkowego ciepła wyciągnęłam przed siebie rękę i odnalazłam gorące ciało. Uśmiechnęłam się do siebie na myśl, jak bardzo on jest gorący. Otworzyłam z ociąganiem oczy i moje spojrzenie utkwiło w nieskończonej zieleni jego spojrzenia.
- Dzień dobry- powiedziałam zachrypniętym od snu głosem.
- Raczej dobranoc- uśmiechnął się Harry.
- A która jest godzina?- zmarszczyłam brwi. Ale w sumie nie tylko z tego powodu, czułam bowiem na sobie lekką tkaninę zamiast ciężkiego materiału dziennych ubrań. Haz odwrócił się tyłem do mnie, czyli krótko mówiąc, zerknął na świecący jaskrawo zielono zegarek.
-2.35, skarbie- odwrócił się i powalił mnie uśmiechem.- Czyli dopiero co się położyliśmy.
- Przebrałeś mnie?- chwyciłam tkaninę w dwa palce i potarłam ją. Jedwab.- I musiałeś wybrać jedną z tych okropnie krótkich nocnych koszuleczek od mojej matki?- rzuciłam mu zgorszonego spojrzenie.- Nienawidzę jak się na mnie gapisz, kiedy śpię. Mogłeś mnie po prostu zostawić tak, jak byłam wiesz?
Chłopak walnął się w czoło z rozmachem i jęknął gardłowo.
- No co?- zapytałam zdezorientowana.
- Kiedy facet ma dylemat, wybiera najbezpieczniejszą wersję. Ty moją najbezpieczniejszą wersją rzuciłaś o podłogę i zaczęłaś deptać. No kobieto! Tak się starałem!- zatknęłam mu w pewnym momencie usta pocałunkiem, a jako że był trochę obrażony, nie oddał go z pełnym zaangażowaniem.
Jednak nie poddawałam się, dalej próbowałam zarzucić na niego sieć tego uczucia, które w obydwojgu powoli narastało. Chyba mi się udało, bo po chwili pogłaskał mnie jedną ręką po policzku, a drugą wsunął we włosy. Dawno już tak nie robił, więc trochę się pogubiłam, ale zaraz odzyskałam dawne tempo i jeszcze je dodatkowo podwoiłam. Całowaliśmy się tak namiętnie, że Harry po jakimś czasie po prostu się ode mnie oderwał. Z trudem, rzecz jasna.
- Hej, hej, stopuj trochę maleńka, bo mi zaraz usta spuchną- szepcze mi lekko do ucha. Uśmiecham się tylko w odpowiedzi i bardziej się do niego tulę.
- Czyli... Mam przestać czy nie?- staram się nadać głosowi kuszący ton.
- Mmm.... Jeszcze się nad tym zastanowię- mówi mi do szyi. Mruczę z zadowolenia, kiedy zjeżdża ustami niżej.
Jego usta pozostawiają mokre stróżki na mojej skórze, wzdrygam się gdy dochodzi do linii piersi i całuje je. Nagle przypominam sobie o czymś.
- A co z Darcy?- pochylam głowę i patrzę na niego z góry.
- Nie przeszkadzaj mi- jęczy z niezadowoleniem.
--------------------------------------------
Hahahaha zdążyłam ;* też was kocham i zapraszam do komentowania, bo trzeba aż piętnastu :D
- Ej, już jesteśmy. Bierz swoją babę i zmiataj na górę, bo jutro ciężki dzień- usłyszałem Louisa.
- Odwal się, nie widzisz że śpię?- rzuciłem wkurzony, że ktoś mi przeszkadza.
- Słuchaj, ja wiem że jest druga w nocy, ale ty przynajmniej spałeś...- co? Gdzie ja w ogóle jestem?
Powoli dochodziły do mnie pewne informacje. Bardzo powoli. Mianowicie byliśmy na wycieczce. W górach. Jechaliśmy do domu mnóstwo czasu. Zasnąłem gdzieś godzinę temu.
- Dobra, tylko daj mi trzy minuty- otworzyłem z oporem oczy i zaraz je zamknąłem z cichym jękiem. Fanki oblegały front domu. Jezu, czemu akurat teraz... I jeszcze musiałem wnieść Melody na górę.
Wziąłem głęboki wdech, po czym ostrożnie wyszedłem z auta. Najpierw trochę rozchodziłem zastane mięśnie, po czym pochyliłem się, aby podnieść moją narzeczoną i... Zawahałem się. Spała tak słodko, no normalnie jak aniołek. Mój własny, prywatny, osobisty cud. Poczułem jak Lou kopnął mnie w dupę. Przewróciłem oczami i wziąłem Melly na ręce.
- Dobra, a teraz idź mi otworzyć drzwi- rzuciłem mu klucze, które w tempie ekspresowym wyleciały z mojej kieszeni i chłopak pobiegł przede mną. Ostrożnie stawiałem kroki, bo byliśmy na genialnie wymyślonym, żwirowym podjeździe. Kto to właściwie wymyślił? A, dobra ja, nie było tematu.
Podszedłem w końcu do tych drzwi w akompaniamencie chrzęstów i pisków, po czym wtarabaniłem się do domu. Podziękowałem Lou, który zaraz zniknął za drzwiami. Zamknąłem je na klucz i zaniosłem Melly do sypialni. Położyłem ją na naszym łóżku i zacząłem zastanawiać się, co dalej.
Rozebrać ją? W końcu już nieraz to robiłem, ale nie przez sen. A może zostawić tak jak jest? Nie, pomyśli że nie chciałem jej dotykać i będzie awantura. W końcu zdecydowałem się na opcję pierwszą i wziąłem głęboki wdech.
Pochyliłem się nad nią i zacząłem rozpinać guziki bluzki, jednocześnie dziękując Bogu, że wybrała właśnie tą a nie inną. Gdy skończyłem, mój wzrok utknął na jej opalonym brzuchu. O Jezu... Nie myśl teraz o tym, do jasnej cholery!
***
Przekręciłam się na drugi bok i poczułam zimną pościel. W poszukiwaniu dodatkowego ciepła wyciągnęłam przed siebie rękę i odnalazłam gorące ciało. Uśmiechnęłam się do siebie na myśl, jak bardzo on jest gorący. Otworzyłam z ociąganiem oczy i moje spojrzenie utkwiło w nieskończonej zieleni jego spojrzenia.
- Dzień dobry- powiedziałam zachrypniętym od snu głosem.
- Raczej dobranoc- uśmiechnął się Harry.
- A która jest godzina?- zmarszczyłam brwi. Ale w sumie nie tylko z tego powodu, czułam bowiem na sobie lekką tkaninę zamiast ciężkiego materiału dziennych ubrań. Haz odwrócił się tyłem do mnie, czyli krótko mówiąc, zerknął na świecący jaskrawo zielono zegarek.
-2.35, skarbie- odwrócił się i powalił mnie uśmiechem.- Czyli dopiero co się położyliśmy.
- Przebrałeś mnie?- chwyciłam tkaninę w dwa palce i potarłam ją. Jedwab.- I musiałeś wybrać jedną z tych okropnie krótkich nocnych koszuleczek od mojej matki?- rzuciłam mu zgorszonego spojrzenie.- Nienawidzę jak się na mnie gapisz, kiedy śpię. Mogłeś mnie po prostu zostawić tak, jak byłam wiesz?
Chłopak walnął się w czoło z rozmachem i jęknął gardłowo.
- No co?- zapytałam zdezorientowana.
- Kiedy facet ma dylemat, wybiera najbezpieczniejszą wersję. Ty moją najbezpieczniejszą wersją rzuciłaś o podłogę i zaczęłaś deptać. No kobieto! Tak się starałem!- zatknęłam mu w pewnym momencie usta pocałunkiem, a jako że był trochę obrażony, nie oddał go z pełnym zaangażowaniem.
Jednak nie poddawałam się, dalej próbowałam zarzucić na niego sieć tego uczucia, które w obydwojgu powoli narastało. Chyba mi się udało, bo po chwili pogłaskał mnie jedną ręką po policzku, a drugą wsunął we włosy. Dawno już tak nie robił, więc trochę się pogubiłam, ale zaraz odzyskałam dawne tempo i jeszcze je dodatkowo podwoiłam. Całowaliśmy się tak namiętnie, że Harry po jakimś czasie po prostu się ode mnie oderwał. Z trudem, rzecz jasna.
- Hej, hej, stopuj trochę maleńka, bo mi zaraz usta spuchną- szepcze mi lekko do ucha. Uśmiecham się tylko w odpowiedzi i bardziej się do niego tulę.
- Czyli... Mam przestać czy nie?- staram się nadać głosowi kuszący ton.
- Mmm.... Jeszcze się nad tym zastanowię- mówi mi do szyi. Mruczę z zadowolenia, kiedy zjeżdża ustami niżej.
Jego usta pozostawiają mokre stróżki na mojej skórze, wzdrygam się gdy dochodzi do linii piersi i całuje je. Nagle przypominam sobie o czymś.
- A co z Darcy?- pochylam głowę i patrzę na niego z góry.
- Nie przeszkadzaj mi- jęczy z niezadowoleniem.
--------------------------------------------
Hahahaha zdążyłam ;* też was kocham i zapraszam do komentowania, bo trzeba aż piętnastu :D
środa, 5 lutego 2014
Rozdział 65
- Mamo, na prawdę nie musisz się aż tak przejmować. Dajemy radę i już niedługo wracamy. Obiecuję- po długiej i wyczerpującej konwersacji chyba się już wreszcie uspokoiła. Nie ma to jak dwugodzinna pogawędka z mamusią w niedzielne popołudnie.
- Ja się wcale nie przejmuję, po prostu trochę wam długo schodzi i nie odbierałaś telefonów, to trochę stresuje moja droga!- jak każda matka nie odpuści tematu, będzie trzymać póki nie wyciśnie tego najbardziej oczekiwanego.
- Przecież mówię, że wracamy! A wtedy to mi się telefon rozładował- kończę z nutą zniecierpliwienia. No ile można!
Odsunęłam powoli komórkę od ucha i z jakimś takim lekkim zahamowaniem wcisnęłam niepewnie czerwoną słuchawkę. Odwróciłam się do chłopaków i z miejsca napotkałam ich piorunujące spojrzenia.
- Co u mamusi?- pyta ze sztucznym uśmiechem Harry.
- Wszystko dobrze, dziękuję- już nienawidzi teściowej, pomyślałam i zaśmiałam się. Jak to dobrze mieć normalnego męża. No, pół męża. Do ślubu jeszcze trochę czasu. Ale oby nie za długo...
- Melody, nie zapomniałaś o czymś?- Haz podniósł się z kamienia i podszedł do mnie. Czoło miał zmarszczone,a oczy ciskały gromy.
- Eee... Chyba nie, a co?- przechylłam głowę i popatrzyłam na niego lekko skonsternowana.
- Może tak byś nas przeprosiła?- jego ton działał mi na nerwy.
- A może nie takim tonem?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Słuchaj, czekaliśmy cierpliwie kilka godzin, żebyś łaskawie skończyła rozmawiać. Chcemy teraz za to przeprosin, co idzie zresztą naturalną koleją rzeczy- spojrzał na mnie wyczekująco, ja zaś na niego z niekłamanym zadziwieniem.
- Co proszę?! Ja mam przepraszać?! To przez was tkwiliśmy nie wiadomo ile czasu w głuszy!- wydarłam się na niego.
Lekko zmalał, ale zaraz odzyskał swoją pewność siebie i wypowiedział słowa, dzięki którym kopara mi opadła.
- Dawna Melly by przeprosiła.
Stałam jeszcze dłuższy czas i szukałam swojej godności. Nie znalazłam jej.
***
Okno to była jedyna rzecz, na którą byłam w stanie patrzeć. Jak to dawna Melly? Zmieniłam się aż tak bardzo? A może to on mnie zmienił? Nie, nie zwalaj winy na Harry'ego!, skarciłam się w duchu i dalej obserwowałam migającą zieloną breję za oknem.
W samochodzie panowała niepokojąca cisza i wszyscy ją czuli. To takie denerwujące... Ale przecież się nie odezwę! A co mi tam, przecież i tak nie znalazłam tej pieprzonej godności...
- Przepraszam- powiedziałam głośno. Samochód gwałtownie zahamował, a wszystkie pary oczu zwróciły się na mnie.
- Że co?- Louis wywalił gały.
- Powiedziałam... Przepraszam- czemu to słowo przechodzi mi przez gardło, jak papier ścierny? Czyżbym na prawdę tak diametralnie się zmieniła? O kurde...
Harry obok mnie odpiął pas, mój i swój, po czym wziął mnie na kolana i mocno przytulił.
- Ale przecież nic takiego się nie zdarzyło...- zmarszczyłam niepewnie brwi i popatrzyłam na niego żądając wyjaśnień.
- Kochanie, jesteś źródłem mojego dochodu!- na jego twarzy wykwitł promienny uśmiech.
- Jak to...- nic nie rozumiem.
W tym samym momencie chłopaki otworzyli swoje portfele i wyjęli z nich po pięć stów.
- Ty chamie!- uderzam go otwartą dłonią w tył głowy i całuję mocno w usta.
------------------------------
SORRY! NA WAKACJACH BEZ INTERNETU BYŁAM! KOCHAM WAS I WIERZĘ, ŻE DACIE MI DZIESIĘĆ KOMENTARZY, TO WALNĘ WAM ROZDZIAŁ CHOĆBY JUTRO!
kocham was :3 :*
- Ja się wcale nie przejmuję, po prostu trochę wam długo schodzi i nie odbierałaś telefonów, to trochę stresuje moja droga!- jak każda matka nie odpuści tematu, będzie trzymać póki nie wyciśnie tego najbardziej oczekiwanego.
- Przecież mówię, że wracamy! A wtedy to mi się telefon rozładował- kończę z nutą zniecierpliwienia. No ile można!
Odsunęłam powoli komórkę od ucha i z jakimś takim lekkim zahamowaniem wcisnęłam niepewnie czerwoną słuchawkę. Odwróciłam się do chłopaków i z miejsca napotkałam ich piorunujące spojrzenia.
- Co u mamusi?- pyta ze sztucznym uśmiechem Harry.
- Wszystko dobrze, dziękuję- już nienawidzi teściowej, pomyślałam i zaśmiałam się. Jak to dobrze mieć normalnego męża. No, pół męża. Do ślubu jeszcze trochę czasu. Ale oby nie za długo...
- Melody, nie zapomniałaś o czymś?- Haz podniósł się z kamienia i podszedł do mnie. Czoło miał zmarszczone,a oczy ciskały gromy.
- Eee... Chyba nie, a co?- przechylłam głowę i popatrzyłam na niego lekko skonsternowana.
- Może tak byś nas przeprosiła?- jego ton działał mi na nerwy.
- A może nie takim tonem?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Słuchaj, czekaliśmy cierpliwie kilka godzin, żebyś łaskawie skończyła rozmawiać. Chcemy teraz za to przeprosin, co idzie zresztą naturalną koleją rzeczy- spojrzał na mnie wyczekująco, ja zaś na niego z niekłamanym zadziwieniem.
- Co proszę?! Ja mam przepraszać?! To przez was tkwiliśmy nie wiadomo ile czasu w głuszy!- wydarłam się na niego.
Lekko zmalał, ale zaraz odzyskał swoją pewność siebie i wypowiedział słowa, dzięki którym kopara mi opadła.
- Dawna Melly by przeprosiła.
Stałam jeszcze dłuższy czas i szukałam swojej godności. Nie znalazłam jej.
***
Okno to była jedyna rzecz, na którą byłam w stanie patrzeć. Jak to dawna Melly? Zmieniłam się aż tak bardzo? A może to on mnie zmienił? Nie, nie zwalaj winy na Harry'ego!, skarciłam się w duchu i dalej obserwowałam migającą zieloną breję za oknem.
W samochodzie panowała niepokojąca cisza i wszyscy ją czuli. To takie denerwujące... Ale przecież się nie odezwę! A co mi tam, przecież i tak nie znalazłam tej pieprzonej godności...
- Przepraszam- powiedziałam głośno. Samochód gwałtownie zahamował, a wszystkie pary oczu zwróciły się na mnie.
- Że co?- Louis wywalił gały.
- Powiedziałam... Przepraszam- czemu to słowo przechodzi mi przez gardło, jak papier ścierny? Czyżbym na prawdę tak diametralnie się zmieniła? O kurde...
Harry obok mnie odpiął pas, mój i swój, po czym wziął mnie na kolana i mocno przytulił.
- Ale przecież nic takiego się nie zdarzyło...- zmarszczyłam niepewnie brwi i popatrzyłam na niego żądając wyjaśnień.
- Kochanie, jesteś źródłem mojego dochodu!- na jego twarzy wykwitł promienny uśmiech.
- Jak to...- nic nie rozumiem.
W tym samym momencie chłopaki otworzyli swoje portfele i wyjęli z nich po pięć stów.
- Ty chamie!- uderzam go otwartą dłonią w tył głowy i całuję mocno w usta.
------------------------------
SORRY! NA WAKACJACH BEZ INTERNETU BYŁAM! KOCHAM WAS I WIERZĘ, ŻE DACIE MI DZIESIĘĆ KOMENTARZY, TO WALNĘ WAM ROZDZIAŁ CHOĆBY JUTRO!
kocham was :3 :*
czwartek, 16 stycznia 2014
Rozdział 64
Mimo wszystko... Chyba można dać jej jeszcze jedną szansę?
- No to jak? Sztama czy dupa?
"Jeśli chodzi o twoją dupę, to chętnie", pomyślałem i zaśmiałem się w duchu.
- Pewnie, że zgoda- podałem rękę i ujrzałem ten jej wyjątkowy, szczęśliwy uśmiech.
- To super- nie przyjęła dłoni, za to objęła mnie mocno w pasie. Lekko się zawahałem, ale tylko na chwilę. W końcu niecodziennie można doświadczyć przyjemności bezkarnego obściskiwania dziewczyny Harry'ego. Niebotycznie seksownej dziewczyny Harry'ego.
Na początku nie kumałem, jak można cieszyć się z "wpadki", ale gdy zobaczyłem ją tak bardzo uradowaną... Zrozumiałem Haza. Może była gruba przez trzy miesiące, chodziła jak kaczka i darła się na wszystkich za nic, ale buźkę miała ładną. Ile ja bym dał za to, żeby ścisnęła mojego...
- Em... Lou? Możesz mnie już puścić, wiesz?- nie zauważyłem, że moje ręce coraz bardziej niebezpiecznie zbliżają się do jej tyłka.
- Och, jasne!- trochę za szybko się od niej oderwałem i zobaczyłem cień jakiegoś dziwnego zwątpienia w oczach Melody.- Sorry, po prostu cieszę się, że już po wszystkim...
Moja marna wymówka podziałała i dziewczyna posłała mi piękny uśmiech,, po czym się odwróciła, a jej płomienisto-dębowe włosy zatańczyły na wietrze.
===================================
No jak Boga kocham, zaraz mu coś zrobię. Gapił się bezczelnie na jej tyłek i myślał, że tego nie widzę! Uśmiech na twarzy mojej ukochanej pogłębił się, gdy wtuliła swoje drobne ciałko w moje i przyciągnęła nasze twarze do siebie.
- Jesteś najgłupszym i najmądrzejszym facetem na świecie, wiesz?- błękitne oczy odszukały moje.
- A jakim sposobem to jest możliwe jednocześnie?- chwyciłem ją w talii i podniosłem tak, że nasze twarze były na jednym poziomie.
- Bo nie mogłabym kochać tak mocno mądrego i darzyć takim szacunkiem głupiego- nasze wargi muskały się przelotnie, ale nie złączały tak, jak bym tego chciał.
- Hmm... Do przemyślenia- powoli przestawałem myśleć o czymkolwiek innym, niż te uwodzicielskie usta mącące mi w umyśle.
- No raczej- w tym momencie ona po prostu się mnie puściła i zsunęła na dół.- Dobra chłopaki, nie gapić się, tylko drewno mi tu znosić! I nie jakieś patyczki, tylko porządne kłody!
Ona była taka nieprzewidywalna.
Ona była taka wyjątkowa.
Ona mnie kochała.
A ja ją.
==================================
Niedosyt, który zostawiłam Harry'emu łaził za nim przez resztę dnia. Błagał mnie, czasem werbalnie, a czasem tylko oczami. Wyglądał wtedy tak słodko... Ale ja nie zamierzałam ulegać. Chciałam, żeby między nami znów zaczęło dziać się coś nie do końca wyjaśnionego i takiego spontanicznego. Bo.... Za każdym razem kiedy czytam jakieś książki, albo całkowicie romanse albo tylko z wątkiem, to wyobrażam sobie mnie i Harry'ego. Ale w niektórych momentach, gdy bohaterowie stają przed jakimś wyzwaniem, zauważam że nasz związek zaczął się robić nudny. Wcześniej było inaczej: zawsze coś się działo, póki nie pojawiła się... Darcy. Ale to przecież nie jest jej wina! Tomy ją powołaliśmy na świat i nie mogę jej teraz obwiniać za rozpad naszego związku. Niemniej jednak nie zmienia to faktu, że przed ślubem musi się coś zmienić. Byle nie na gorsze...
- Melly, ognisko!
-------------------------------------------------
HEJ! SORRY, ŻE MNIE TAK KURWA CZĘSTO NIE MA, ALE TAKI ZAPIERDOL BYŁ POD KONIEC SEMESTRU, ŻE NORMALNIE SZOK! i jeszcze weny brak... No serio, za każdym razem jak siadałam przed kompem to taka kompletna pustka, że po prostu makabra. Ale zostawiam Wam do ocenienia ten rozdział i sorry, że taki krótki, bo jestem zmęczona, a chęć mnie naszła o tej porze hahaha xd dzisiaj.... nie proszę o więcej niż dziesięć komów... oceńcie tak serio ten rozdział, a nie np. boski albo sweet. PLISS! Kocham Was :* <3
- No to jak? Sztama czy dupa?
"Jeśli chodzi o twoją dupę, to chętnie", pomyślałem i zaśmiałem się w duchu.
- Pewnie, że zgoda- podałem rękę i ujrzałem ten jej wyjątkowy, szczęśliwy uśmiech.
- To super- nie przyjęła dłoni, za to objęła mnie mocno w pasie. Lekko się zawahałem, ale tylko na chwilę. W końcu niecodziennie można doświadczyć przyjemności bezkarnego obściskiwania dziewczyny Harry'ego. Niebotycznie seksownej dziewczyny Harry'ego.
Na początku nie kumałem, jak można cieszyć się z "wpadki", ale gdy zobaczyłem ją tak bardzo uradowaną... Zrozumiałem Haza. Może była gruba przez trzy miesiące, chodziła jak kaczka i darła się na wszystkich za nic, ale buźkę miała ładną. Ile ja bym dał za to, żeby ścisnęła mojego...
- Em... Lou? Możesz mnie już puścić, wiesz?- nie zauważyłem, że moje ręce coraz bardziej niebezpiecznie zbliżają się do jej tyłka.
- Och, jasne!- trochę za szybko się od niej oderwałem i zobaczyłem cień jakiegoś dziwnego zwątpienia w oczach Melody.- Sorry, po prostu cieszę się, że już po wszystkim...
Moja marna wymówka podziałała i dziewczyna posłała mi piękny uśmiech,, po czym się odwróciła, a jej płomienisto-dębowe włosy zatańczyły na wietrze.
===================================
No jak Boga kocham, zaraz mu coś zrobię. Gapił się bezczelnie na jej tyłek i myślał, że tego nie widzę! Uśmiech na twarzy mojej ukochanej pogłębił się, gdy wtuliła swoje drobne ciałko w moje i przyciągnęła nasze twarze do siebie.
- Jesteś najgłupszym i najmądrzejszym facetem na świecie, wiesz?- błękitne oczy odszukały moje.
- A jakim sposobem to jest możliwe jednocześnie?- chwyciłem ją w talii i podniosłem tak, że nasze twarze były na jednym poziomie.
- Bo nie mogłabym kochać tak mocno mądrego i darzyć takim szacunkiem głupiego- nasze wargi muskały się przelotnie, ale nie złączały tak, jak bym tego chciał.
- Hmm... Do przemyślenia- powoli przestawałem myśleć o czymkolwiek innym, niż te uwodzicielskie usta mącące mi w umyśle.
- No raczej- w tym momencie ona po prostu się mnie puściła i zsunęła na dół.- Dobra chłopaki, nie gapić się, tylko drewno mi tu znosić! I nie jakieś patyczki, tylko porządne kłody!
Ona była taka nieprzewidywalna.
Ona była taka wyjątkowa.
Ona mnie kochała.
A ja ją.
==================================
Niedosyt, który zostawiłam Harry'emu łaził za nim przez resztę dnia. Błagał mnie, czasem werbalnie, a czasem tylko oczami. Wyglądał wtedy tak słodko... Ale ja nie zamierzałam ulegać. Chciałam, żeby między nami znów zaczęło dziać się coś nie do końca wyjaśnionego i takiego spontanicznego. Bo.... Za każdym razem kiedy czytam jakieś książki, albo całkowicie romanse albo tylko z wątkiem, to wyobrażam sobie mnie i Harry'ego. Ale w niektórych momentach, gdy bohaterowie stają przed jakimś wyzwaniem, zauważam że nasz związek zaczął się robić nudny. Wcześniej było inaczej: zawsze coś się działo, póki nie pojawiła się... Darcy. Ale to przecież nie jest jej wina! Tomy ją powołaliśmy na świat i nie mogę jej teraz obwiniać za rozpad naszego związku. Niemniej jednak nie zmienia to faktu, że przed ślubem musi się coś zmienić. Byle nie na gorsze...
- Melly, ognisko!
-------------------------------------------------
HEJ! SORRY, ŻE MNIE TAK KURWA CZĘSTO NIE MA, ALE TAKI ZAPIERDOL BYŁ POD KONIEC SEMESTRU, ŻE NORMALNIE SZOK! i jeszcze weny brak... No serio, za każdym razem jak siadałam przed kompem to taka kompletna pustka, że po prostu makabra. Ale zostawiam Wam do ocenienia ten rozdział i sorry, że taki krótki, bo jestem zmęczona, a chęć mnie naszła o tej porze hahaha xd dzisiaj.... nie proszę o więcej niż dziesięć komów... oceńcie tak serio ten rozdział, a nie np. boski albo sweet. PLISS! Kocham Was :* <3
Subskrybuj:
Posty (Atom)