Letni wiatr rozwiewał moje kasztanowato rude włosy ukryte pod grubą czapką. Ręce miałam w rękawiczkach i dodatkowo jeszcze obydwie trzymał Harry. Jakim cudem? Szedł za mną, przytulony do moich pleców i obejmował mnie krzyżując ręce. Wyglądaliśmy trochę dziwacznie, ja starałam się iść normalnie, ale Haz musiał oczywiście kręcić mną to w jedną to w drugą stronę. Oparłam głowę na jego ramieniu i z uwagą zaczęłam przyglądać się jak ptaki latają z drzewa na drzewo i próbują rozgrzać gardła do śpiewania po zimie. Ten widok zawsze wydawał mi się niesamowity, sama w sumie nie wiem dlaczego.
- O czym myślisz?- mruknął mi chłopak do ucha.
- O wiośnie- szepnęłam i pozwoliłam sobie zamknąć oczy. Wszystkie moje zmysły wyostrzyły się, mogłam swobodnie słuchać oddechu Harry'ego i przyspieszonego bicia własnego serca, gdy odsłonił mi spod czapki jedno ucho i zbliżył do niego usta.
- A wiesz o czym ja myślę?
- Chyba nie...- odparłam z lekkim uśmiechem.
- To zaraz ci wytłumaczę.
Z głównej drogi skręciliśmy w naszą ulubioną, kwietną alejkę którą po bokach porastały pnące róże i powoje. Zwolniliśmy tempo, żeby móc dłużej cieszyć się tą romantyczną chwilą, której oboje nie doświadczyliśmy od z grubsza dziewięciu miesięcy. Bo wtedy to ja byłam gruba.
Szliśmy i szliśmy i szliśmy dopóki Harry nie naprowadził mnie na jeszcze inną dróżkę, dużo węższą i bardziej rozkwieconą. Naszym celem było malusieńkie, śliczne patio pośrodku którego stała samotna ławeczka. Haz poprowadził mnie do niej z tajemniczą miną. Gdy staliśmy już praktycznie przed nią, chłopak odwrócił mnie delikatnie twarzą do siebie i złożył delikatny, ale namiętny pocałunek na mych ustach. Kolana się pode mną ugięły, poczułam się tak jakbyśmy po raz pierwszy się spotkali i po raz pierwszy całowali. Wykorzystał to i nacisnął łagodnie na moje ramiona, prosząc niemo abym usiadła. Oderwałam od niego swoje wargi i z lekkim mętlikiem w głowie opadłam na ławeczkę. Wtedy zdarzyło się coś niesamowitego.
On upadł przede mną na kolana, w dłoniach trzymał małe, granatowe pudełeczko. Oczy zaszły mi łzami, bo już wiedziałam co chce zrobić.
- Kiedy po raz pierwszy cię zobaczyłem niespecjalnie dotarło do mnie, że po naszym spotkaniu będę tak tęsknił. Tamto wydarzenie z telefonem to była chyba najszczęśliwsza rzecz w moim życiu, ponieważ miałem szansę cię dotknąć, poznać i pokochać. Melody Furlought, twoje oczy są jak dwa oceany: każdego dnia zanurzam się w nich i wiem, że jestem bezgranicznie kochany. Twe usta są jak dwie połówki tego samego serca symbolizującego moją wieczną miłość do ciebie. Proszę- mówiąc, cały czas wpatrywał się w moje rozszerzone do niemożliwych rozmiarów oczy.- Wyjdź za mnie.
Emocje wylały się ze mnie pod postacią słonych kropel. Osunęłam się z ławki przed nim na kolana, objęłam mocno i przytuliłam policzek do jego torsu. On trwał niewzruszony w tej samej pozycji - chciał usłyszeć moją odpowiedź.
- Och, ile razy się zastanawiałam, czy kiedykolwiek to zrobisz- wyszlochałam w jego koszulkę, ukrytą pod rozpiętą kurtką.- I za każdym razem myślałam jak ci odpowiem: tak, wyjdę za ciebie. Ale teraz już kompletnie nie wiem co mam powiedzieć, żebyś zrozumiał że zawsze byłam twoja i moja miłość do ciebie nigdy nie zgaśnie. Tak, Harry, zostanę twoją żoną.
Po tych słowach zostałam zatopiona w wielkim uścisku mojego narzeczonego. Na szyi poczułam coś gorącego i spostrzegłam się, że to łzy. Odczepiłam się od niego, odchyliłam do tyłu i wzięłam jego twarz w swoje dłonie. Zielone oczy miał zaczerwienione, na wachlarzu czarnych rzęs spoczywały małe, przezroczyste krople.
- Hej skarbie, czemu płaczesz?- mój głos załamał się pod wpływem doznań.
- Ponieważ nigdy nie miałem pewności, czy nie odejdziesz. Czy się zgodzisz. Ale teraz jestem tak niemożliwie szczęśliwym człowiekiem, że radość mógłbym w tonach odmierzać- on też mówił przez łzy, bełkotliwie i niezrozumiale.
- Och, Harry. Zawsze byłam twoja, wiesz o tym? Inaczej nie związałabym się z tobą i nie mielibyśmy razem dziecka.
Z jego oczu najpierw poleciały pojedyncze kropelki,a potem cała kaskada.
***
Gorąco. Za gorąco. Spróbowałam się poruszyć, ale ciało Harry'ego ciasno oplatało moje. Puchowa kołdra aż za dobrze trzymała ciepło, a mój narzeczony grzał jak mikrofalówka. Nie chciałam go budzić, ale czułam że zaraz się rozpuszczę jeśli ze mnie nie zejdzie.
- Uchm...- nie wytrzymałam i jęknęłam cicho.
Haz zaraz podskoczył na łóżku i spojrzał na mnie zdezorientowany.
- Coś się stało, kochanie?- zmarszczył brwi.
- Nie, ale gdybyś mógł ze mnie wstać, to byłabym, niebotycznie wręcz wdzięczna.
- Och, jasne- uśmiechnął się z ulgą i pomógł mi się podnieść.
Usiadłam na miękkiej pościeli i popatrzyłam uważnie w oczy mojego narzeczonego.
- Czy coś się stało?- zapytałam ostrożnie.
- Eee...- Haz potarł ręką kark i odchylił głowę w inną stronę, wyraźnie unikając odpowiedzi. To było wypisane na jego czole. Czarnym markerem. Grubym.
- Co jest?- przysunęłam się do niego i przytuliłam swe nagie ciało do niego.- Hmm?
- No więc... Miałaś koszmary. Takie, że nie dało się ciebie obudzić. Płakałaś bardzo dużo, właściwie nie przestawałaś. Przyjechała twoje mama i podała ci jakieś leki na uspokojenie, po czym zabrała na wszelki wypadek malutką- spojrzał na mnie przepraszająco.- I dostało mi się za to, że wyszłaś z domu.
Objęłam go mocno, a on mnie.
- Która jest godzina?- spytałam po dłuższej chwili.
- Gdzieś tak koło drugiej po południu, a co?- spojrzał na mnie z góry z błyskiem ciekawości w oczach.
- A nic, tak sobie pomyślałam, że może byśmy zaprosili rodziców na kolację i powiedzieli im o nas.
Mój przyszły mąż uśmiechnął się szeroko i skinął potakująco głową.
-------------------------------------------------------------------------
Przypominam o nowym blogu, bo jak na razie to tylko jedna Ewelina go odwiedza (i dlatego mam dla niej niespodziankę)! #klik <--- nowy blog. Naprawdę, komentujcie bo to bardzo ważne dla moich przyjaciółek, które mają zachwianą wiarę w siebie. Myślą, że coś źle robią i dlatego nikt nie komentuje. Dobra, jak przy tamtym 3. rozdziale będzie pięć komentarzy to tutaj możecie dać tylko dwadzieścia ;) ale jak chcecie więcej to nie przeszkadzam :*
Aaaaaaaaaaaa w końcu się pobiorą cudo cudo cudo :)
OdpowiedzUsuńkocham
OdpowiedzUsuńsuper
OdpowiedzUsuńludzie dodawajcie komy uwaga cytuje ,, to jest boskie ,,
OdpowiedzUsuńLubię to :)
OdpowiedzUsuńHahahaha xdd CUDOWNY IMAGIN!!!!
OdpowiedzUsuńImagin ?
UsuńKicia ! Świetnie piszesz ! Rób to dalej ! Czekam na następny rozdział !
OdpowiedzUsuńBOSKIE *.*
OdpowiedzUsuńświetne :)
OdpowiedzUsuńRodział jest cudowny *.*
OdpowiedzUsuńProszę dalej :)
OdpowiedzUsuńs
OdpowiedzUsuńu
OdpowiedzUsuńp
OdpowiedzUsuńe
OdpowiedzUsuńcudo !
OdpowiedzUsuńZabrał ją w takie piękne miejsce,potem się oświadczył a na koniec jeszcze te łzy! Oh maj gasz,its soł bjuriful :D Strasznie fajnie piszesz,lubię taki żartobliwy styl pisania :) Wpadaj na bloga:http://your-one-thing.blogspot.com/ dopiero zaczynam,mam nadzieję na sensownaopinię ;)
OdpowiedzUsuńWoW! Będzie ślub!!! Weeeee! Na to czekałam! <3
OdpowiedzUsuń