- Ale...- zaczęłam znowu.
- Nie- przerwał mi twardo Harry.
- Ale bo...
- Nie ma takiej opcji- Louis go poparł.
Fuknęłam cicho i wtuliłam się bardziej w mojego chłopaka. Nasza córeczka się znalazła. Co ciekawe nawet nie "się" tylko Jason sam ją przyniósł. Potem okazało się, że ma zaburzenia orientacji psychicznej i cholera wie co mogło mu jeszcze przyjść do głowy oprócz "tylko" zabrania małej.
Kiedy zobaczyłam moje słońce od razu coś się we mnie przekręciło i łzy zaczęły się ze mnie lać jak z węża ogrodowego. Niedaleko obok stał Jas w towarzystwie policjantów, ze skruszoną miną i błyskiem w oku mówiącym "to jeszcze się nie skończyło, wiesz?". Z miejsca się na niego rzuciłam i wbiłam mu paznokcie w skórę na twarzy. Przejechałam palcami po całej długości jego ślicznej buzi, pozostawiając po sobie krwawe smugi. Na chwilę oczy rozszerzyły mu się w geście przerażenia, aby za chwilę znowu zmienić się w wężowe szpary sygnalizujące wrogość. Tak w sumie, to o co temu facetowi chodzi? Przecież się rozstaliśmy! Rok temu! No fakt, rozeszliśmy się z powodu nieporozumienia, w które był zamieszany także Harry, ale to nie powód żeby go od razu nawiedzać i porywać córki. Przecież to niezrozumiałe. Chryste Panie, jaki ten koleś jest dziwny!
Po tym zajściu chłopaki pilnowali mnie jak oka w głowie, żebym się nie rzuciła na tego typka. Oczywiście samo narzuca się pytanie: jak ja bym go mogła znaleźć w tym wielkim szpitalu? Otóż był na tym samym pietrze co ja i dodatkowo Darcy. Tyle że ona w innej sali i korytarzu, Haz krążył między nami, więcej czasu jednakowoż spędzając ze mną. Po prostu potrzebowałam go bardziej, musiałam wtulić się w jego silny tors, wpakować w płuca ten charakterystyczny, Hazzowy zapach. To było dla mnie jak narkotyk, potrzebowałam coraz to większych dawek. Mój kochany Harry nie odmawiał mi tego, a wręcz przeciwnie: instalował się przy moim boku i zasypiał. Zawsze był taki słodki we śnie, szczególnie kiedy szeptał moje imię. Dla mnie było to jak największy skarb, a jeszcze ze świadomością, że mamy razem dziecko!
***
Kiedy wyszłam ze szpitala dostałam nakaz przebywania tylko i wyłącznie w domu. Nie mogłam się z niego ruszać, więc natychmiast zaczęłam zrzędzić Harry'emu który musiał pracować. Nie chciał chodzić do studia, zbuntował się przed Paulem, który w alternatywie kazał mu pisać z fanami. No bo skoro nie może nagrywać utworów, to niech chociaż wykaże się jakąś przydatnością! Tok myślenia tego człowieka czasami naprawdę mnie zadziwiał.
Tym razem również tak robiłam.
- Harry!- jęknęłam.- Chce mi się pić.
- Już idę kochanie, co chcesz?- usłyszałam jak chłopak podnosi się z kanapy i idzie do kuchni.
- Kawę- miauknęłam.
- Wiesz, że ci nie wolno- ton Haza wyrażał współczucie, ale jednocześnie mocne postanowienie w sobie.
- No i co z tego?- obrażona na cały świat schowałam się pod kołdrę. Zaraz dotarły do mnie odgłosy kroków i już za chwilę chłopak był ze mną pod nakryciem.
- Co robimy?- zapytał konspiracyjnym szeptem, a ja nie mogłam powstrzymać szerokiego uśmiechu wstępującego mi na usta.
- A co chcesz robić?- odwróciłam głowę w jego stronę.
- No wiesz, jesteśmy sami...
To fakt, moja mama i siostry wyciągnęły malutką na spacer i zostałam w domu kompletnie bez obowiązków.
- Możemy wyjść na spacer- obserwowałam z ironią jak uśmiech mojego ukochanego schodzi mu powoli z idealnie wykrojonych warg.
- Po pierwsze: nie wolno ci. Po drugie: po jaką cholerę robiłaś mi nadzieje? A po trzecie: czemu mi to robisz, kobieto?!
- Ponieważ chcę nas oboje wyciągnąć na świeże powietrze i zagwarantować sobie, że oboje będziemy mocno podnie....
- Dobra! Idziemy!- kołdra zaraz wylądowała na ziemi, a ja byłam ciągnięta przez Harry'ego do drzwi wyjściowych.
Chłopak szybko się ubrał i pomógł mi nałożyć na siebie w jako takim tempie cały zestaw szalików, czapek i rękawiczek. Chwycił klucze od domu i szarmanckim ruchem przepuścił mnie pierwszą.
-------------------------------------------------------------------------------------
Dobra Żydy! Macie ten rozdział, jak już zdołaliście wykrzesać z siebie marne 10 komentarzy... Okej, tylko tyle zażądałam, ale i tak jesteście Cygany! A tu ma być co najmniej 25 bo się fochnę!
Ale to jest ... aż brak mi słów CUDOWNE !!! :)
OdpowiedzUsuńTy sie fochasz?? My się fochniemy, że nazywasz nas żydami i cyganami, lol -,-
OdpowiedzUsuńRodział super czekam na następny ;*
OdpowiedzUsuńSupcio dawaj dalej :D
OdpowiedzUsuńRozdział jak zawsze świetny ;P My żydy ? A to niby dlaczego !? Hahahahha dobra no to tak, cierpliwie będę czekać na następny rozdział...
OdpowiedzUsuńJa też już mam dość tych wszystkich sprawdzianów...
Do zobaczenia !
aaa świetny !! ciekawe co sie bedzie działo po tym spacerze ^^
OdpowiedzUsuńSpoczis, zobaczysz
OdpowiedzUsuńJezu jak ty to robisz że nie mogę się doczekać następnych częśći
OdpowiedzUsuńGENIALNY *-* jak zawsze
OdpowiedzUsuńCzekam na następny ...
OdpowiedzUsuńświetne, już nie mogę się doczekać next :)
OdpowiedzUsuńSuper <3
OdpowiedzUsuńDawaj next, dawaj next!!! Bo najazd na chatę!!! Huahhahaaha <3
OdpowiedzUsuńOgólnie rozdział zajebisty *o*
OdpowiedzUsuńAle i tak sie nie fochniesz .. ;D
Czekam na NEXT!!!! Lovciam <3
OdpowiedzUsuńNexxt :*
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, świetny. Co jak co, ale ja żydem nie jestem... chyba ;D
OdpowiedzUsuńZapraszam do mua na nowy chapterek ;p http://do-not-worry-be-happy-xx.blogspot.com/ Xx
super czekam na nexta ;)
OdpowiedzUsuńgenialny <3
OdpowiedzUsuńJak ty to robisz ??? :)
OdpowiedzUsuńBardzo proszę o następny :)
OdpowiedzUsuńNextttt
OdpowiedzUsuńBoskie
OdpowiedzUsuńPisz dalej bo nie wytrzymam
OdpowiedzUsuńDalejjjjjjjjj !!! ;*
OdpowiedzUsuńNEXT !!! :)
OdpowiedzUsuń