środa, 23 października 2013

Rozdział 59

 Fuknęłam zdenerwowana i opadłam na kanapę. Jasne, tego mi było trzeba!
- Ale tak ogólnie, to podoba ci się kolor?- upartość Harry'ego działa na mnie jak płachta na byka.
- Nie- wbiłam wzrok w kremową tapetę.
 Haz westchnął i opadł na kanapę obok mnie. Nasi styliści dyskretnie ulotnili się z pokoju, wyczuli budującą się atmosferę kłótni. Trwaliśmy w milczeniu przez dłuższą chwilę, ja dodatkowo jeszcze unikając wzroku Harry'ego. On natomiast wpatrywał się we mnie uparcie, czułam go. Byliśmy bardzo zgraną parą, ale były też momenty kiedy najzwyczajniej w świecie się kłóciliśmy. Wtedy nie było ani marchewką ani kijem, po prostu udawałam że Haz nie istnieje i nie muszę na niego zwracać uwagi. Lecz bywały chwile, gdy na siłę próbował do mnie dotrzeć i wybuchałam. Chłopak nie chciał takiej sytuacji teraz, więc siedział w miarę cicho. Do czasu.
- Co się dzieje? Masz gorszy dzień? Okres?- jego głos skrywał w sobie rozbawienie, które ja odebrałam jako naśmiewanie się.
- A co?! Nawet już zła być nie mogę?!- wstałam gwałtownie i zignorowałam czarne mroczki przed oczami. No tak, zapomniałam coś dzisiaj zjeść...
 Wymaszerowałam szybkim krokiem z pokoju przeznaczonego dla młodych par ze stylistami i poszłam w stronę samochodu. Nie interesowało mnie jak Harry wróci do domu, jednak usłyszałam go za sobą. Obejrzałam się z ciekawości za siebie: trzymał się w pewnej odległości ode mnie, lecz na tyle blisko żeby mi uświadomić, że nie jestem sama. Ale tego właśnie w tej chwili pragnęłam, a on najwyraźniej tego nie widział!
 Wyszłam z głównej części budynku i poszłam w stronę wind. Nacisnęłam przycisk przywołujący i z dozą jakiejś złośliwości pomyślałam, że to Harry będzie musiał wytrzymać w moim towarzystwie, a nie ja jego. Zaraz obiekt moich myśli pojawił się obok mnie.
- Czemu się na mnie obraziłaś?- zaczął cichym tonem.- Zrobiłem coś nie tak?
 Nie odpowiedziałam mu. Byłam zajęta swoimi myślami, nie marnowałam mocy obliczeniowej mojego mózgu na słuchanie jego słów. Może zachowywałam się chamsko, ale ryba mi to było.
 Winda nareszcie przyjechała, a ja wkroczyłam do niej z całą stanowczością. Nie oglądałam się na mojego wybranka, kiedy sam za mną podreptał jak kaczątko za mamusią. Nawet wyglądał jak kaczątko, z opuszczoną głową i pilnujący mnie, żeby się nie zgubić. Nagle zrobiło mi się go szkoda i chwyciłam go za rękę, mój naturalny odruch macierzyński, który pojawił się po narodzinach Darcy: kontakt cielesny. Harry, który zauważył moją zmianę nastroju, uśmiechnął się lekko pod nosem i oczy od razu mu zabłyszczały. Byłam z siebie dumna, że za pomocą tak małego odruchu, potrafię doprowadzić Haza do takiego stanu. A co ja potrafiłam zrobić, gdy byliśmy sami...
 Winda zatrzymała się, a my (oboje w dużo lepszych nastrojach) wyszliśmy z metalowego pudełka. Poszliśmy od razu w stronę samochodu, moja chęć prowadzenia nagle znikła i potulnie pozwoliłam Harry'emu przejąć dowodzenie. Puchł z dumy, najwyraźniej uważał, że to jego zasługa - moja zmiana nastroju. Kiedy już siedzieliśmy w aucie, odetchnęłam głęboko. Chłopak popatrzył na mnie z zainteresowaniem w oczach.
- Co?- zapytałam łagodnie.
- Nic, tylko... Strasznie często ci się wszystko zmienia, raz jesteś na mnie wściekła, raz kochasz mnie do nieprzytomności- wzruszył ramionami.- Po prostu nie nadążam.
- Spokojnie- położyłam swoją dłoń na jego.- Ja też nie.
 W dużo lepszej atmosferze niż byliśmy ostatnio, pojechaliśmy do domu. Widok, który nas tam czekał był niewiarygodny. Ledwo zdążyliśmy wejść do apartamentu, już doskoczyły do mnie dziewczynki.
- Chodź, chodź!- Stephanie i Megan przekrzykiwały się nawzajem, nie potrafiąc dojść do ładu i składu.
 Rzuciłam Harry'emu przepraszające spojrzenie, ściągnęłam szybkim ruchem conversy i pobiegłam za nimi. W salonie mała usilnie próbowała coś zrobić - dopiero chwilę później dotarło do mnie, że próbuje usiąść. Momentalnie padłam przy niej na kolana i pomogłam jej, efekt był zdumiewający. Die usiadła normalnie i zaczęła się śmiać. Chwilę potem kątem oka zauważyłam telefon Harry'ego i mój, obydwa wycelowane w naszą córeczkę. Ta spoglądała w kamery z ciekawością i uderzała piąstkami o ziemię, śmiejąc się radośnie. Po policzku poleciała mi łza.
----------------------------------------------
Hej ho, do szkoły by się szło! No właśnie, szło by się, ale się nie pójdzie... Sorry, że tak rzadko są rozdziały, ale mam full pracy i na chuja nie mogę z tym nadążyć. Po prostu bądźcie cierpliwi, okej? Jak zwykle będę informowała na stronce o nowych rozdziałach ;) Kocham Was misiaczki :* dwadzieścia komów i od razu wstawiam :D

poniedziałek, 14 października 2013

Rozdział 58

 Błyskawicznie wstałam od stołu i popędziłam na górę. Wystarczyło, żeby mała tylko zakwiliła, a ja już byłam przy niej. Przez cały ten czas kiedy uczyłam się matkowania, chyba wreszcie pojawił się mój z dawien dawna poszukiwany instynkt. Na odległość pięciu kilometrów byłam w stanie wyczuć, czy moje maleństwo jest głodne albo czy czegoś potrzebuje.
 Wyjęłam Darcy z kojca i zaczęłam chodzić z nią po pokoju, kołysząc delikatnie i śpiewając cichutko. Gdy przestała popiskiwać, zeszłam powoli po schodach i stanęłam z dzieckiem przed wejściem do salonu. Wszystkie oczy zebranych przy stole zwróciły się na mnie i istotkę, którą trzymałam. Stephanie i Megan zerwały się z miejsc i zaraz były przy moim boku.
- Mogę?!- ich głośne krzyki spowodowały moje skrzywienie się i obudzenie małej.
- Za... za chwilę- mruknęłam i zaczęłam poprawiać kocyk Die, jednocześnie patrząc wymownie na Harry'ego. Ten najpierw niespecjalnie zajarzył o co chodzi, ale po chwili już mu zaskoczyło.
- Aaa!- z mega inteligentną miną wstał i wziął za ręce obie dziewczynki.- Chodźcie, pokażę wam coś fajnego na górze.
 I ścigając się z nimi wbiegł po dwa schodki na piętro. Pokręciłam głową z myślą, że w domu nie mam jednego dziecka, a dwoje. Uśmiechając się do mojego maleństwa podeszłam do kanapy i usiadłam. Koło mnie zmaterializowały się obie mamy.
- Och, jaka ona śliczna!- wykrzyknęła moja.
- A jaka do was podobna!- Anne wyglądała jakby się miała zaraz popłakać.- Bardzo się cieszę z tego ślubu. Ustaliliście już datę?
- Nie, właściwie dopiero dzisiaj...- nie dane mi było skończyć tego zdania.
- A gdzie dokładnie to będzie?- do akcji wkroczyła moja mama.- Mam nadzieję, że już niedługo się pobierzecie, jeśli będziesz chciała to pojedziecie w podróż poślubną, a Die zostawicie nam. Nie ma się co przejmować, zajmiemy się nią. A tak przy okazji: czym ją karmisz oprócz swojego mleka? Bo wiesz, to bardzo ważne, żeby dziecko jadło dużo marchewek, ponieważ...
- Marchewek?! Zwariowałaś, Melisso?! Tak małemu dziecku nie można podawać jeszcze żadnych warzyw w czystej postaci, bo...
- Jak to nie?! Wszystkie moje dzieci wychowałam na marchewkach!
 "To prowadzi do nieuniknionej kłótni", przemknęło mi przez głowę.
- Hej, obudzicie małą!- wykorzystałam mój jedyny argument.
- Właśnie, a zresztą Melly jest już zmęczona i powinna iść spać- Harry wszedł do pokoju, a ja odetchnęłam z ulgą i rzuciłam mu spojrzenie pełne wdzięczności.
                                                                                ***
 Wszyscy patrzyli się na mnie. Wszyscy czegoś chcieli. Wszyscy otaczali mnie dookoła. Byłam zagubiona. Nie wiedziałam co robić. Chciałam krzyczeć. Chciałam uciekać. Ale nie mogłam. Byłam jak wrośnięta w ziemię. Nagle każda otaczająca mnie osoba wydała się groźnie do mnie nastawiona, bardzo nieprzychylnie. Skuliłam się w sobie i łzy zaczęły lecieć mi ciurkiem.
- Melody, obudź się! Melody!- Harry wisiał nade mną z zaniepokojoną miną.- Kochanie, jestem tutaj. Nic się nie dzieje.
 Miałam wilgotne oczy i wpatrywałam się w przestraszonego chłopaka jak w ostatnią deskę ratunku.
- Och, Harry!- wtuliłam się w mojego narzeczonego z lękiem.- Miałam taki okropny sen!
- Chcesz mi go opowiedzieć?- Haz objął mnie opiekuńczo, usiadł i wciągnął na swoje kolana.
 Pokręciłam przecząco głową i jeszcze bardziej się do niego przytuliłam, dłonie zaciskając na prześcieradle. Chłopak uwolnił je i powiódł na swoje plecy. Moje ręce zacieśniły się wokół niego, a twarz wtuliłam w zagłębienie między ramieniem a szyją. Trwaliśmy tak w mocnym uścisku, dopóki mała nie dała o sobie znać. Była głodna.
- Ja pójdę...- pociągnęłam nosem i już miałam wstawać, kiedy Haz ułożył mnie na poduszkach i sam wstał.
- Nie, to ja jestem ojcem i jakieś obowiązki trzeba mieć- błysnął w ciemności idealnym uśmiechem i poszedł w stronę pokoiku naszej córeczki. Niedługo potem jej płacz ustał, a postawne ciało mojego ukochanego pojawiło się w drzwiach pokoju.
- Powiedz dzień dobry mamusi- Haz z dzieckiem na ręku wyglądał zabójczo.
 Darcy wydała z siebie jakieś nieartykułowane dźwięki i zaśmiała się melodyjnie. Niesamowite było patrzeć jak Harry się cieszy, gdy widzi uśmiech naszego dziecka.
----------------------------------------------
Dobra, moje dzieci! Co z wami?! Chore jesteście? Bo jakoś nie chce się wam komentować... Aż mi się przykro robi, wiecie? Okej, piętnaście komentarzy i daję wam spokój...

sobota, 12 października 2013

Rozdział 57

 Letni wiatr rozwiewał moje kasztanowato rude włosy ukryte pod grubą czapką. Ręce miałam w rękawiczkach i dodatkowo jeszcze obydwie trzymał Harry. Jakim cudem? Szedł za mną, przytulony do moich pleców i obejmował mnie krzyżując ręce. Wyglądaliśmy trochę dziwacznie, ja starałam się iść normalnie, ale Haz musiał oczywiście kręcić mną to w jedną to w drugą stronę. Oparłam głowę na jego ramieniu i z uwagą zaczęłam przyglądać się jak ptaki latają z drzewa na drzewo i próbują rozgrzać gardła do śpiewania po zimie. Ten widok zawsze wydawał mi się niesamowity, sama w sumie nie wiem dlaczego.
- O czym myślisz?- mruknął mi chłopak do ucha.
- O wiośnie- szepnęłam i pozwoliłam sobie zamknąć oczy. Wszystkie moje zmysły wyostrzyły się, mogłam swobodnie słuchać oddechu Harry'ego i przyspieszonego bicia własnego serca, gdy odsłonił mi spod czapki jedno ucho i zbliżył do niego usta.
- A wiesz o czym ja myślę?
- Chyba nie...- odparłam z lekkim uśmiechem.
- To zaraz ci wytłumaczę.
 Z głównej drogi skręciliśmy w naszą ulubioną, kwietną alejkę którą po bokach porastały pnące róże i powoje. Zwolniliśmy tempo, żeby móc dłużej cieszyć się tą romantyczną chwilą, której oboje nie doświadczyliśmy od z grubsza dziewięciu miesięcy. Bo wtedy to ja byłam gruba.
 Szliśmy i szliśmy i szliśmy dopóki Harry nie naprowadził mnie na jeszcze inną dróżkę, dużo węższą i bardziej rozkwieconą. Naszym celem było malusieńkie, śliczne patio pośrodku którego stała samotna ławeczka. Haz poprowadził mnie do niej z tajemniczą miną. Gdy staliśmy już praktycznie przed nią, chłopak odwrócił mnie delikatnie twarzą do siebie i złożył delikatny, ale namiętny pocałunek na mych ustach. Kolana się pode mną ugięły, poczułam się tak jakbyśmy po raz pierwszy się spotkali i po raz pierwszy całowali. Wykorzystał to i nacisnął łagodnie na moje ramiona, prosząc niemo abym usiadła. Oderwałam od niego swoje wargi i z lekkim mętlikiem w głowie opadłam na ławeczkę. Wtedy zdarzyło się coś niesamowitego.
 On upadł przede mną na kolana, w dłoniach trzymał małe, granatowe pudełeczko. Oczy zaszły mi łzami, bo już wiedziałam co chce zrobić.
- Kiedy po raz pierwszy cię zobaczyłem niespecjalnie dotarło do mnie, że po naszym spotkaniu będę tak tęsknił. Tamto wydarzenie z telefonem to była chyba najszczęśliwsza rzecz w moim życiu, ponieważ miałem szansę cię dotknąć, poznać i pokochać. Melody Furlought, twoje oczy są jak dwa oceany: każdego dnia zanurzam się w nich i wiem, że jestem bezgranicznie kochany. Twe usta są jak dwie połówki tego samego serca symbolizującego moją wieczną miłość do ciebie. Proszę- mówiąc, cały czas wpatrywał się w moje rozszerzone do niemożliwych rozmiarów oczy.- Wyjdź za mnie.
 Emocje wylały się ze mnie pod postacią słonych kropel. Osunęłam się z ławki przed nim na kolana, objęłam mocno i przytuliłam policzek do jego torsu. On trwał niewzruszony w tej samej pozycji - chciał usłyszeć moją odpowiedź.
- Och, ile razy się zastanawiałam, czy kiedykolwiek to zrobisz- wyszlochałam w jego koszulkę, ukrytą pod rozpiętą kurtką.- I za każdym razem myślałam jak ci odpowiem: tak, wyjdę za ciebie. Ale teraz już kompletnie nie wiem co mam powiedzieć, żebyś zrozumiał że zawsze byłam twoja i moja miłość do ciebie nigdy nie zgaśnie. Tak, Harry, zostanę twoją żoną.
 Po tych słowach zostałam zatopiona w wielkim uścisku mojego narzeczonego. Na szyi poczułam coś gorącego i spostrzegłam się, że to łzy. Odczepiłam się od niego, odchyliłam do tyłu i wzięłam jego twarz w swoje dłonie. Zielone oczy miał zaczerwienione, na wachlarzu czarnych rzęs spoczywały małe, przezroczyste krople.
- Hej skarbie, czemu płaczesz?- mój głos załamał się pod wpływem doznań.
- Ponieważ nigdy nie miałem pewności, czy nie odejdziesz. Czy się zgodzisz. Ale teraz jestem tak niemożliwie szczęśliwym człowiekiem, że radość mógłbym w tonach odmierzać- on też mówił przez łzy, bełkotliwie i niezrozumiale.
- Och, Harry. Zawsze byłam twoja, wiesz o tym? Inaczej nie związałabym się z tobą i nie mielibyśmy razem dziecka.
 Z jego oczu najpierw poleciały pojedyncze kropelki,a potem cała kaskada.
                                                                           ***
 Gorąco. Za gorąco. Spróbowałam się poruszyć, ale ciało Harry'ego ciasno oplatało moje. Puchowa kołdra aż za dobrze trzymała ciepło, a mój narzeczony grzał jak mikrofalówka. Nie chciałam go budzić, ale czułam że zaraz się rozpuszczę jeśli ze mnie nie zejdzie.
- Uchm...- nie wytrzymałam i jęknęłam cicho.
 Haz zaraz podskoczył na łóżku i spojrzał na mnie zdezorientowany.
- Coś się stało, kochanie?- zmarszczył brwi.
- Nie, ale gdybyś mógł ze mnie wstać, to byłabym, niebotycznie wręcz wdzięczna.
- Och, jasne- uśmiechnął się z ulgą i pomógł mi się podnieść.
 Usiadłam na miękkiej pościeli i popatrzyłam uważnie w oczy mojego narzeczonego.
- Czy coś się stało?- zapytałam ostrożnie.
- Eee...- Haz potarł ręką kark i odchylił głowę w inną stronę, wyraźnie unikając odpowiedzi. To było wypisane na jego czole. Czarnym markerem. Grubym.
- Co jest?- przysunęłam się do niego i przytuliłam swe nagie ciało do niego.- Hmm?
- No więc... Miałaś koszmary. Takie, że nie dało się ciebie obudzić. Płakałaś bardzo dużo, właściwie nie przestawałaś. Przyjechała twoje mama i podała ci jakieś leki na uspokojenie, po czym zabrała na wszelki wypadek malutką- spojrzał na mnie przepraszająco.- I dostało mi się za to, że wyszłaś z domu.
 Objęłam go mocno, a on mnie.
- Która jest godzina?- spytałam po dłuższej chwili.
- Gdzieś tak koło drugiej po południu, a co?- spojrzał na mnie z góry z błyskiem ciekawości w oczach.
- A nic, tak sobie pomyślałam, że może byśmy zaprosili rodziców na kolację i powiedzieli im o nas.
 Mój przyszły mąż uśmiechnął się szeroko i skinął potakująco głową.
-------------------------------------------------------------------------
 Przypominam o nowym blogu, bo jak na razie to tylko jedna Ewelina go odwiedza (i dlatego mam dla niej niespodziankę)! #klik <--- nowy blog. Naprawdę, komentujcie bo to bardzo ważne dla moich przyjaciółek, które mają zachwianą wiarę w siebie. Myślą, że coś źle robią i dlatego nikt nie komentuje. Dobra, jak przy tamtym 3. rozdziale będzie pięć komentarzy to tutaj możecie dać tylko dwadzieścia ;) ale jak chcecie więcej to nie przeszkadzam :*

środa, 9 października 2013

Rozdział 56

- Ale...- zaczęłam znowu.
- Nie- przerwał mi twardo Harry.
- Ale bo...
- Nie ma takiej opcji- Louis go poparł.
 Fuknęłam cicho i wtuliłam się bardziej w mojego chłopaka. Nasza córeczka się znalazła. Co ciekawe nawet nie "się" tylko Jason sam ją przyniósł. Potem okazało się, że ma zaburzenia orientacji psychicznej i cholera wie co mogło mu jeszcze przyjść do głowy oprócz "tylko" zabrania małej.
 Kiedy zobaczyłam moje słońce od razu coś się we mnie przekręciło i łzy zaczęły się ze mnie lać jak z węża ogrodowego. Niedaleko obok stał Jas w towarzystwie policjantów, ze skruszoną miną i błyskiem w oku mówiącym "to jeszcze się nie skończyło, wiesz?". Z miejsca się na niego rzuciłam i wbiłam mu paznokcie w skórę na twarzy. Przejechałam palcami po całej długości jego ślicznej buzi, pozostawiając po sobie krwawe smugi. Na chwilę oczy rozszerzyły mu się w geście przerażenia, aby za chwilę znowu zmienić się w wężowe szpary sygnalizujące wrogość. Tak w sumie, to o co temu facetowi chodzi? Przecież się rozstaliśmy! Rok temu! No fakt, rozeszliśmy się z powodu nieporozumienia, w które był zamieszany także Harry, ale to nie powód żeby go od razu nawiedzać i porywać córki. Przecież to niezrozumiałe. Chryste Panie, jaki ten koleś jest dziwny!
 Po tym zajściu chłopaki pilnowali mnie jak oka w głowie, żebym się nie rzuciła na tego typka. Oczywiście samo narzuca się pytanie: jak ja bym go mogła znaleźć w tym wielkim szpitalu? Otóż był na tym samym pietrze co ja i dodatkowo Darcy. Tyle że ona w innej sali i korytarzu, Haz krążył między nami, więcej czasu jednakowoż spędzając ze mną. Po prostu potrzebowałam go bardziej, musiałam wtulić się w jego silny tors, wpakować w płuca ten charakterystyczny, Hazzowy zapach. To było dla mnie jak narkotyk, potrzebowałam coraz to większych dawek. Mój kochany Harry nie odmawiał mi tego, a wręcz przeciwnie: instalował się przy moim boku i zasypiał. Zawsze był taki słodki we śnie, szczególnie kiedy szeptał moje imię. Dla mnie było to jak największy skarb, a jeszcze ze świadomością, że mamy razem dziecko!
                                                                              ***
 Kiedy wyszłam ze szpitala dostałam nakaz przebywania tylko i wyłącznie w domu. Nie mogłam się z niego ruszać, więc natychmiast zaczęłam zrzędzić Harry'emu który musiał pracować. Nie chciał chodzić do studia, zbuntował się przed Paulem, który w alternatywie kazał mu pisać z fanami. No bo skoro nie może nagrywać utworów, to niech chociaż wykaże się jakąś przydatnością! Tok myślenia tego człowieka czasami naprawdę mnie zadziwiał.
 Tym razem również tak robiłam.
- Harry!- jęknęłam.- Chce mi się pić.
- Już idę kochanie, co chcesz?- usłyszałam jak chłopak podnosi się z kanapy i idzie do kuchni.
- Kawę- miauknęłam.
- Wiesz, że ci nie wolno- ton Haza wyrażał współczucie, ale jednocześnie mocne postanowienie w sobie.
- No i co z tego?- obrażona na cały świat schowałam się pod kołdrę. Zaraz dotarły do mnie odgłosy kroków i już za chwilę chłopak był ze mną pod nakryciem.
- Co robimy?- zapytał konspiracyjnym szeptem, a ja nie mogłam powstrzymać szerokiego uśmiechu wstępującego mi na usta.
- A co chcesz robić?- odwróciłam głowę w jego stronę.
- No wiesz, jesteśmy sami...
 To fakt, moja mama i siostry wyciągnęły malutką na spacer i zostałam w domu kompletnie bez obowiązków.
- Możemy wyjść na spacer- obserwowałam z ironią jak uśmiech mojego ukochanego schodzi mu powoli z idealnie wykrojonych warg.
- Po pierwsze: nie wolno ci. Po drugie: po jaką cholerę robiłaś mi nadzieje? A po trzecie: czemu mi to robisz, kobieto?!
- Ponieważ chcę nas oboje wyciągnąć na świeże powietrze i zagwarantować sobie, że oboje będziemy mocno podnie....
- Dobra! Idziemy!- kołdra zaraz wylądowała na ziemi, a ja byłam ciągnięta przez Harry'ego do drzwi wyjściowych.
 Chłopak szybko się ubrał i pomógł mi nałożyć na siebie w jako takim tempie cały zestaw szalików, czapek i rękawiczek. Chwycił klucze od domu i szarmanckim ruchem przepuścił mnie pierwszą.
-------------------------------------------------------------------------------------
 Dobra Żydy! Macie ten rozdział, jak już zdołaliście wykrzesać z siebie marne 10 komentarzy... Okej, tylko tyle zażądałam, ale i tak jesteście Cygany! A tu ma być co najmniej 25 bo się fochnę!

Rozdział 55

 Raczej w średniej kondycji, i fizycznej i psychicznej, wszedłem do domu, po czym od razu coś mi nie zagrało. W domu było za cicho. Mel nic mi nie mówiła, żeby wychodziła z małą, a zawsze mnie o tym informowała. Hmm... W poczuciu głodu zwyciężającego nad zmuleniem, ciekawością i ostrożnością poszedłem do kuchni. To co mnie w niej spotkało było przerażające.
 Moja Melody leżała nieprzytomna na kuchennej podłodze, cała zalana krwią, z odłamkami szkła wbitymi w różne części ciała. Osunąłem się na kolana, nie wiedząc w ogóle co robić.
============================================================
 Otworzyłam powoli oczy i z nie małą przykrością stwierdziłam, że widzę dobrze znany mi szpitalny sufit. A ja przecież tak kurewsko boję się szpitali! Jęknęłam bardzo cicho i delikatnie poruszyłam dłońmi, lecz zaraz po moich rękach rozniósł się taki ból, że ledwo miałam siłę, aby nie wrzasnąć. Zamiast tego po policzkach popłynęły mi łzy. Wspomnienia sprzed mojego omdlenia przepłynęły przeze mnie niczym wodospad. Moje dziecko! Moja Darcy! Gdzie ona jest?! Spróbowałam wydać z siebie jakiś dźwięk poza nieartykułowanymi mrukami, ale mi nie wyszło. Jeszcze raz to zrobiłam, tyle że głośniej. Zaraz usłyszałam kroki na korytarzu i drzwi do sali zostały w tempie natychmiastowym otwarte.
- Skarbie, jak ja się bałem!- Harry był przy moim łóżku zachwycająco szybko.
- Gdzie.. jest...- wycharczałam.
- Tym się nie denerwuj, już jej szukają- chłopak potarł kciukiem moje knykcie.
 Jak to: szukają?! To jeszcze jej nie znaleźli?!
- Ile... ja...- gardło napierdalało mi tak, że nie mogłam myśleć, a mimo to dalej starałam się wyciągnąć jakieś informacje z Haza.
- Eee...
 Przed niechcianymi wyjaśnieniami uratowali go Niall i Liam. Wlecieli do sali i natychmiast stanęli koło Harry'ego. Zachowywali się tak jakby go pilnowali, jakby był niebezpieczny, jakby chciał mi zrobić krzywdę.
- Dajcie spokój chłopaki, już mi przeszło- zatroskany głos mojego ukochanego przeszedł natychmiast w tryb "kurwa, odpierdolcie się ode mnie".
- Jasne, tak samo jak godzinę temu- Liam zrobił ironiczną minę.
- I jeszcze godzinę temu- wtrącił Niall.- I jeszcze godzinę temu...
- Zamknij się!- Haz nie wytrzymał, podniósł się błyskawicznie, odwrócił się do Nialla i chwycił za jego koszulkę. Przycisnął go do ściany, po czym z siłą o którą go nie podejrzewałam posłał jedną ręką Liama do parteru.- Słuchaj, tak się składa że mam małe załamanie psychiczne. Robię wszystko, żeby cię teraz z miejsca nie udusić i nie pozbawić wolności ojca mojego dziecka, które tak już na zupełnym marginesie zostało porwane- powoli cedził słowa prosto w przerażoną twarz blondyna. Jego oczy były rozszerzone do granic możliwości, wiem, bo wpatrywał się nimi we mnie błagalnie. Jednak ja mogłam się tylko temu biernie przyglądać, ponieważ nie miałam ani siły fizycznej ani psychicznej, żeby cokolwiek zrobić. Nawet trochę bawiła mnie mina Nialla, chociaż powinno być inaczej.
 W tym momencie do sali wparowali Zayn i Lou, obydwaj złapali Haza za ramiona i wspólnymi siłami próbowali oderwać go od szczerze przestraszonej istoty, którą przyciskał do ściany.
- Harry, uspokój się. Oni nie chcieli nic złego zrobić, to nie ich wina- Louis podprowadził chłopaka do krzesła obok mojego łóżka i pomógł mu się uspokoić. W tym czasie Zayn zbierał z podłogi Liama i odklejał od ściany Nialla. Wszyscy byli w lekkim szoku po zobaczeniu popisu siły Harry'ego, ale starali się tego nie okazywać. To znaczy Niall wyleciał zaraz z sali, a za nim biedny Liam. Miał lekkie rozcięcie nad brwią od przylutowania w kant łóżka i obtłuczone łokcie.
 - Słuchaj stary, ona na pewno się znajdzie. Wszyscy już go szukają, a on to pewnie zrobił nieświadomie, po prostu po zobaczeniu nieruchomego ciała Melly zwiał w panice- Zayn usiadł na brzegu łóżka i łagodnie wpatrywał się w zielonookiego. Postronny obserwator stwierdziłby pewnie, że ma w sobie spokój i ciszę, ale ktoś kto go znał dłużej mógł z całą pewnością powiedzieć o wewnętrznej histerii. On po prostu wrzeszczał o pomoc. Zresztą nie tylko on.
-------------------------------------------------------------
 Przepraszam, że mnie tak długo nie było! Zjadał mnie od środka brak weny, a od zewnątrz nawałnica obowiązków. Serio, zaraz zacznę rzygać szkołą i napisem "sprawdzian". Po prostu łeb mi urywa, ale... mam dla was niespodziankę. Mam już napisany kolejny rozdział więc jak dacie mi 10 komów z miejsca to...