niedziela, 6 kwietnia 2014

No cóż...

 Moi drodzy! Chce mi się płakać, kiedy to piszę, ale... Skończone! Już koniec! Chciałabym podziękować serdecznie wszystkim osobom, którym chciało się komentować, które dopingowały mnie dalej. Dziękuję też pewnym osobom za to, że pojawiały się zawsze. Naprawdę wiele to dla mnie znaczy. Pisanie tego bloga było wielką przyjemnością, szczególnie z takimi czytelnikami. Ten blog nie potrwałby długo, gdyby nie WY! No i się poryczałam... A wiecie dlaczego? BO KOCHAM WAS JAK JASNA CHOLERA! Nie chcę was zostawiać, ale cóż. Jednak nie kończę całkowicie pisania, jak niektórzy wiedzą mam już nowego bloga. Mam szczerą nadzieję, że przejdziecie skomentować tam w paru słowach te nieliczne rozdziały. Zależy mi na tym, jednak... Nie jest on o 1D. Tak, zdecydowałam się już. Możecie mi już teraz tylko życzyć szczęścia! Bo ja wam tego życzę i czuję się jak na pogrzebie! KOCHAM WAS!
#nowyblog

Rozdział 72

 Czerwone plamki migały mi przed oczami, mrugając starałam się je odpędzić. Ręce miałam całe mokre, a materiał sukienki był zbyt delikatny, żeby móc je wytrzeć. Dźwięki kołatały się w mojej głowie, wszystko stanowiło bezładną plątaninę myśli i kolorów. Mahoniowe drzwi stanowiły główny punkt moich obserwacji, za to tata chyba nie miał gdzie podziać wzroku. Obydwoje nie lubiliśmy, gdy musieliśmy się wprost pokazywać ludziom, telewizja to co innego. Teraz staliśmy koło siebie i czekaliśmy na pierwsze dźwięki marsza. Serce waliło mi jak oszalałe, jakbym już była przed ołtarzem. Ale, pocieszałam się, tam czekają na ciebie dwie najważniejsze osoby.
 Czułam, jak śniadanie podchodzi mi do gardła, gdy rozbrzmiały pierwsze tony melodii. Tata podał mi swoje ramię, chwyciłam się mocno. Spojrzeliśmy się na siebie i niemo zapytaliśmy, czy jesteśmy gotowi. Ruszyliśmy w jednym momencie, a dwóch ubranych w garnitury ludzi otworzyło nam ogromne drzwi. Jasne światło oślepiło mnie na początku, a później zobaczyłam jego. Stał tam, przed księdzem i patrzył na mnie urzeczony. Wiem, że patrzył na mnie, byłam tego pewna.
 Przed nami szły dziewczynki i sypały płatki róż z białych koszyczków, były ubrane w różowe sukieneczki. Obejrzałam się dokoła zgromadzonych ludzi, cała sala wypełniona była mnóstwem fleszy, ale też rodziny. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z takiej ilości gości... No cóż, niedługo będziemy tylko my.
 Nie wiem jakim cudem udało mi się podejść bez żadnego potknięcia. W momencie, gdy tata podał moją rękę Harry'emu, miałam ochotę rozpłakać się rzewnie, że oto właśnie nadszedł najważniejszy dzień mojego życia. Jego dłoń była ciepła, sucha i pewna. Moja niepewność odpłynęła w mgnieniu oka, był tylko on i ja. No i ksiądz. Powtarzaliśmy formułki patrząc sobie w oczy, nie słyszeliśmy nic innego. Tylko siebie.
- Możesz pocałować żonę- usłyszałam i poczułam ciepłe wargi na moich zdrętwiałych ustach. Rozgrzały się pod wpływem jego dotyku, kiedy jego język wśliznął się do moich ust pierwsza łza spadła na mój policzek.
 Zarzuciłam ręce z bukietem białych lilii na jego szyję, a on otoczył mnie w żelaznym uścisku. Huk braw towarzyszył nam, uśmiechaliśmy się podczas pocałunku. Właśnie zostaliśmy małżeństwem. Tak, jesteśmy prawdziwą rodziną.
 Zaczęłam łkać, czułam że zaraz mój skrupulatny makijaż spłynie wodospadem słonych łez szczęścia. Oderwaliśmy się od siebie, a Harry przetarł delikatnie moje policzki.
- Kocham cię- powiedzieliśmy jednocześnie i otoczyła nas gromada reporterów.

***

 Stoimy koło siebie. Ja trzymam naszą córkę, on obejmuje mnie i kładzie głowę na moim ramieniu. Zachodzące słońce miga resztkami promieni zatopionych w toni oceanu. Darcy śpi, małe rączki ściskają mocno moje palce. Łzy dalej płyną mi po policzkach, chyba jeszcze przez długi, długi czas nie będę mogła zaakceptować nowego życia. Ale tak właśnie to zapamiętam. Tylko my i ona, nikt więcej.